[Zapiski
z emigracji 7]
Jeszcze
Niemcy!
Tutaj najważniejsze
jest tylko, żeby się najeść i coś mocnego wypić. Trzeba koniecznie wypić, żeby
zapomnieć i w stanie zachwiania położyć się spać. Jeszcze ci, co dzisiaj nie
odpłynęli, nie mogą zapomnieć przed zaśnięciem, żeby ustalić, co się będzie jutro
jadło, co piło, co będzie się gotowało.
To obłęd. Tu ludzie
żyją tylko pracą, jedzeniem i piciem. A! Koniecznie trzeba pooglądać jakiś tam
program telewizyjny, najlepiej film, który nie ma tłumaczenia, ale nie wymaga
myślenia.
Jestem może niesprawiedliwy,
ale to płytkie Życie!
Kobiety traktuje się
tutaj bardzo przedmiotowo, a przynajmniej mężczyźni tak się o nich wyrażają.
Liczy się tylko sfera seksu, nic więcej. Każdą kobietę ocenia się pod kątem czy
chciałbym ją posiąść, czy też nie. Przy tym te kobiety, których nie chciałbym
posiąść, obrzucane są takimi wulgaryzmami, że głowa rozbolałaby pirata.
*
Mało, za mało piszę! Praktycznie
to ostatnio przestałem pisać. Tak mnie codzienne problemy zaabsorbowały, że
żyję z dnia na dzień, czekając czy mnie zawołają do pracy, czy nie. to
nieciekawy układ, ale na inny, na razie, nie ma widoków!
Obiecuję sobie, że muszę
nad tym popracować i przyzwyczaić współlokatorów do tego, że siadam i piszę, i
czytam, i uczę się, a cała reszta mnie guzik obchodzi. Co innego jednak sobie
obiecywać, a co innego zrobić!
A
teraz Anglia!
Pomyślałem sobie
wczoraj, że zapowiedziałem na blogu inny temat, a dzisiaj wiem, że wyszło co
innego.
Wiem! Życie! Nie
przewidzisz scenariusza, jaki życie napisze ci każdego dnia. Na przykład. Znajomy
stracił jakiś czas temu pracę. Dałem jego namiary swojemu menadżerowi.
Znajomy już pracuje ponad dwa tygodnie. Jakiś czas temu dostał pierwszą wypłatę
(tygodniowy angielski system płac z tygodniowym poślizgiem).
Co mi powiedział
znajomy? Powiedział mi, że w tej robocie więcej go wkurza niż cieszy.
Zapowiedział, że szuka innej pracy, bo za takie pieniądze to on nie ma zamiaru
tracić zdrowia!
Praca, jak praca,
mówię. Trzeba swoje wyrobić. Swoje odstać. A stawki są wszędzie jednakowe.
Nie docierają takie
argumenty do mojego znajomego, który na wykonywaną pracę jest bardzo wkurzony,
choć na wypłatę wcale się nie wkurza.
Dzisiaj poinformował
mnie, że wczoraj zrobił imprezę, a jutro jedzie do pracy. Mówił to i był
zadowolony. Nie wspominał już o zmianie pracy. Myślę, że zostanie tam tak
długo, aż go zwolnią. Zwłaszcza, że bardzo silny jest w gadce. Trochę gorzej z
wykonywaniem nakazanej pracy.
Przeraża mnie tutaj
prostactwo u niektórych moich rodaków. Przeraża mnie fakt, że owo prostactwo
jest jakby na topie i nie ma szans na przebicie ktoś, kto prostakiem nie jest.
Wcale nie tak dawno
otrzymałem wiadomość, że to nie jest świat dla wrażliwców. Coraz bardziej się o
tym przekonuję i samotność moja oraz rozpacz większe są z dnia na dzień. Nie
tracę jednak nadziei, że odnajdę tutaj swoje miejsce na tych kilka miesięcy, a może nawet i lat.
Tutaj, jak w Niemczech,
zauważam, że zaniedbuję pisanie. Zaniedbuję moich znajomych i przyjaciół. I tak
w Anglii, jak i w Niemczech, tłumaczę sobie, że to tylko przejściówka, że to na
pewno się odmieni, choć tak trudno dostrzec światełko w tunelu.
W piątek w pracy
podzieliłem się z kolegą ciastkami i napojem energetycznym. Dziękował mi bardzo
i obiecywał, że się odwdzięczy. Dopiero później dowiedziałem się, że od kilku dni
głoduje, ponieważ czeka na pierwszą wypłatę po przerwie w zatrudnieniu. Na
kolejnej przerwie zauważyłem, że jego znajomy załatwił mu makaron do zjedzenia.
Zdenerwowałem się na
kolegę i mówię mu, że mógł mi powiedzieć, że nie ma na jedzenie. Nic nie
powiedział. To fajny, szczery chłopak, choć chyba bardziej zagubiony tutaj niż
ja, a przecież przebywa w Anglii ponad trzy lata. Można by jego historię opisać
w formie książki i pokazać Polakom w kraju ten raj zagranicy.
Coraz bardziej
docierają do mnie narzekania moich rodaków na kraj, który miał być ich El
Dorado, a stał się miejscem zesłania i walki z wszelkiej maści nałogami i
patologią.
Mam też wrażenie, że
przylepiają się do mnie ludzie nie potrafiący się tutaj odnaleźć, płynący z
prądem, jak śmieci i dający się ponieść rozpaczy.
Czasami czuję się jak
Chrystus otoczony wyrzutkami społeczeństwa i wołający, że oni pierwsi osiągną
Królestwo Niebieskie.
Zanotowałem sobie kilka
dni temu: Samotność, rozpacz, biała kreska, ewentualnie słodki zapach dymu czarodziejki
marychy…, to jest to, co zabija fakt świadomości takiej a nie innej egzystencji.
Jeszcze nie wszedłem w ten
rytm i to jest właśnie nadzieja, że jeszcze płynę pod prąd i nie mam zamiaru inaczej!
Pozdrawiam
tych, którym się wiedzie i tych na dnie rozpaczy!
PS
Przed chwilą pełno słońca,
a teraz deszcz za oknem.
Kto tutaj był, ten wie,
że to normalne w tym kraju!
No i znów pełno słońca, choć minęło tylko kilka minut!