24 sierpnia 2016

Wracam powoli...

[Zapiski z emigracji 6]
Cześć kolego! Jak zdrówko u ciebie, imprezujesz trochę? Widzę, że bloga odpuściłeś…
Hej kolego, jak sobie radzisz? Tu po staremu – wódka, robota, dzień się nie kończy. Pozdrowienia…
Tyle cytatów z Polski!
Jedyna osoba, która poza najbliższą rodziną znajduje czas, żeby się odezwać!
Nadrobię, Przyjacielu, nadrobię zaległości. Daj mi jeszcze chwilę! nic nie odpuściłem. Muszę, po prostu, wejść w ten pieprzony angielski rytm!

Ciągle coś mnie gryzie i to niekoniecznie wyrzuty sumienia.
Co jakiś czas walczę z insektami. Co rusz wyskakuje mi kolejne uczulenie. Nie wiedziałem, że tak trudno będzie mi się dostosować do nowych warunków.
Najgorsze jest uzależnienie od innych osób. No i ta blokada językowa. Powoli zaczynam słyszeć, co mówią do mnie ludzie po angielsku, ale pierwsze tygodnie były okropne. Często mam takie chwile, że życie tutaj dosłownie mnie paraliżuje. Czuję, że naprawdę jestem w obcym miejscu. A przecież mam odpowiedni zasób słownictwa i tę dozę pewności siebie. A jednak!
Pamiętam, jak w Niemczech miałem problem z dostępem do Internetu. Wyświetlały mi się sieci wi-fi, ale doprosić się hasła od właścicieli nie mogłem. Proponowałem, że będę płacił umówioną kwotę, a hasło wpisze mi ktoś z domowników, żebym ja go nie widział.
Nic z tego. Szefowa odsyłała mnie do syna, syn do szefowej. Przy tym podawali różne powody tego, żeby mi tego hasła nie wpisać.
W końcu odpuściłem, a mobilny dostęp do Internetu działał tak, że ciągle bolała mnie głowa.

W Nottingham nie mam raczej problemu z dostępem do Internetu, choć transfer pozostawia wiele do życzenia. W większości przypadków dostęp do Internetu wliczony jest po prostu w koszt pokoju. Co innego prędkość tegoż Internetu, zwłaszcza gdy z wi-fi korzysta kilka osób.
Nie ma co jednak narzekać. Mam kontakt z rodziną i znajomymi, np. na FB. Natomiast jak często z tej możliwości korzystam, to już inna bajka.

W Niemczech pamiętam, jak wszyscy wszystkich wszystkimi straszyli. A to matką szefowej, która podczas naszej nieobecności miała chodzić po pokojach i zaglądać w różne kąty. Coś w tym było, ponieważ często zwracała mi uwagę, że nie zamykam okna albo nie zakręcam grzejnika w czasie, gdy jestem w pracy. Polacy straszyli się nawzajem szefostwem, a nawet napuszczali jeden na drugiego. Nikomu nie można było ufać poza osobą, która cię właśnie przestrzegała przed całym światem. Ale to właśnie tej nie osobie nie wolno było ufać!
Tam każdy miał coś do powiedzenia na temat swoich znajomych rodaków.

W Nottingham nie spotykam się z tym. Wydaje mi się, że tutaj ludzie zajęci są bardziej sobą niż innymi. Każdy dba o to, aby mieć pracę i aby tę pracę wykonywać nieprzerwanie. Najgorsze są wolne dni, czyli OFFY! Takich kilka wolnych dni potrafi człowieka wybić z równowagi i skomplikować mu tutaj życie. Zwłaszcza jeśli założyłeś, że chciałbyś osiągnąć jakiś tam własny cel.

Naprawdę uczę się życia od nowa. Mam zamiar wytrzymać tu tak długo, jak to będzie możliwe. Łatwo nie jest, tylko co ja mogę na razie powiedzieć, skoro jestem tu dopiero dwa miesiące i kilka dni.

Spotykałem ludzi, którzy się tutaj zagubili, popłynęli i próbują od nowa układać sobie życie. Mam znajomego, który od 12 lat pracuje i nie dorobił się niczego. Ale utrzymuje rodzinę i ciężko haruje codziennie. Lubię tego człowieka, ponieważ wydaje mi się dosłownie tytanem pracy.
Poznałem też ludzi, którzy zgodzili się na to, że upijają się na umór i żyją od wypłaty do wypłaty, bez żadnej nadziei na lepsze jutro. A używek jest tutaj co niemiara i to na wyciągnięcie ręki. Wystarczy przepracować trzy, cztery dni w tygodniu, opłacić pokój i hulaj dusza przez kilka kolejnych dni.
Widzę i takie obrazki, jakby ludzie uciekali przed tym, żeby widzieć i zrozumieć swoje położenie.
Prawdziwa mozaika szczęścia i nieszczęścia ludzkiego.

Błądziłem w życiu wiele razy, ale dopiero tutaj uświadomiłem sobie, jak bardzo chcę zmienić swoje życie. Nieważne, ile jeszcze tego życia mi zostało. Każdy dzień chcę przeżyć tak, żeby móc iść spać z czystym sumieniem.
Znam takiego siebie z przeszłości, którego muszę odnaleźć. I będę to robił tutaj, w tym tyglu zagubienia, niepewności o dzień jutrzejszy i nierzadko rozpaczy.
Nie odkryję nowych lądów, jeśli napiszę, że na każdej emigracji człowiek skazany jest przede wszystkim na siebie. I jak dobrze, że mam przy sobie kawałek mojej rodziny. Tutaj to prawdziwe szczęście!

Ostatnio dojeżdżam do pracy do Melton Mowbray. Ale o tym innym razem, jak również o tym, że żal mi polskiej kurwy!
Wiem, że miałem nie używać bluźnierstw na blogu. Mała odskocznia od tej zasady nie zaszkodzi, ponieważ to, co tutaj widzę, jest warte odnotowania.

PS
Aż strach pomyśleć, jak człowiek jest tutaj zdany na samego siebie.

 
Wiem trochę więcej o życiu!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...