[Zapiski
z emigracji 6]
Cześć
kolego! Jak zdrówko u ciebie, imprezujesz trochę? Widzę, że bloga odpuściłeś…
Hej
kolego, jak sobie radzisz? Tu po staremu – wódka, robota, dzień się nie kończy.
Pozdrowienia…
Tyle cytatów z Polski!
Jedyna osoba, która poza
najbliższą rodziną znajduje czas, żeby się odezwać!
Nadrobię, Przyjacielu, nadrobię zaległości. Daj mi jeszcze chwilę! nic nie odpuściłem. Muszę, po prostu, wejść w
ten pieprzony angielski rytm!
Ciągle coś mnie gryzie
i to niekoniecznie wyrzuty sumienia.
Co jakiś czas walczę z
insektami. Co rusz wyskakuje mi kolejne uczulenie. Nie wiedziałem, że tak
trudno będzie mi się dostosować do nowych warunków.
Najgorsze jest
uzależnienie od innych osób. No i ta blokada językowa. Powoli zaczynam słyszeć,
co mówią do mnie ludzie po angielsku, ale pierwsze tygodnie były okropne.
Często mam takie chwile, że życie tutaj dosłownie mnie paraliżuje. Czuję, że
naprawdę jestem w obcym miejscu. A przecież mam odpowiedni zasób słownictwa i
tę dozę pewności siebie. A jednak!
Pamiętam, jak w
Niemczech miałem problem z dostępem do Internetu. Wyświetlały mi się sieci
wi-fi, ale doprosić się hasła od właścicieli nie mogłem. Proponowałem, że będę
płacił umówioną kwotę, a hasło wpisze mi ktoś z domowników, żebym ja go nie
widział.
Nic z tego. Szefowa
odsyłała mnie do syna, syn do szefowej. Przy tym podawali różne powody tego,
żeby mi tego hasła nie wpisać.
W końcu odpuściłem, a
mobilny dostęp do Internetu działał tak, że ciągle bolała mnie głowa.
W Nottingham nie mam
raczej problemu z dostępem do Internetu, choć transfer pozostawia wiele do
życzenia. W większości przypadków dostęp do Internetu wliczony jest po prostu w
koszt pokoju. Co innego prędkość tegoż Internetu, zwłaszcza gdy z wi-fi
korzysta kilka osób.
Nie ma co jednak narzekać.
Mam kontakt z rodziną i znajomymi, np. na FB. Natomiast jak często z tej
możliwości korzystam, to już inna bajka.
W Niemczech pamiętam,
jak wszyscy wszystkich wszystkimi straszyli. A to matką szefowej, która podczas
naszej nieobecności miała chodzić po pokojach i zaglądać w różne kąty. Coś w
tym było, ponieważ często zwracała mi uwagę, że nie zamykam okna albo nie
zakręcam grzejnika w czasie, gdy jestem w pracy. Polacy straszyli się nawzajem
szefostwem, a nawet napuszczali jeden na drugiego. Nikomu nie można było ufać
poza osobą, która cię właśnie przestrzegała przed całym światem. Ale to właśnie
tej nie osobie nie wolno było ufać!
Tam każdy miał coś do
powiedzenia na temat swoich znajomych rodaków.
W Nottingham nie
spotykam się z tym. Wydaje mi się, że tutaj ludzie zajęci są bardziej sobą niż
innymi. Każdy dba o to, aby mieć pracę i aby tę pracę wykonywać nieprzerwanie.
Najgorsze są wolne dni, czyli OFFY! Takich kilka wolnych dni potrafi człowieka
wybić z równowagi i skomplikować mu tutaj życie. Zwłaszcza jeśli założyłeś, że
chciałbyś osiągnąć jakiś tam własny cel.
Naprawdę uczę się życia
od nowa. Mam zamiar wytrzymać tu tak długo, jak to będzie możliwe. Łatwo nie
jest, tylko co ja mogę na razie powiedzieć, skoro jestem tu dopiero dwa
miesiące i kilka dni.
Spotykałem ludzi,
którzy się tutaj zagubili, popłynęli i próbują od nowa układać sobie życie. Mam
znajomego, który od 12 lat pracuje i nie dorobił się niczego. Ale utrzymuje
rodzinę i ciężko haruje codziennie. Lubię tego człowieka, ponieważ wydaje mi
się dosłownie tytanem pracy.
Poznałem też ludzi,
którzy zgodzili się na to, że upijają się na umór i żyją od wypłaty do wypłaty,
bez żadnej nadziei na lepsze jutro. A używek jest tutaj co niemiara i to na
wyciągnięcie ręki. Wystarczy przepracować trzy, cztery dni w tygodniu, opłacić
pokój i hulaj dusza przez kilka kolejnych dni.
Widzę i takie obrazki,
jakby ludzie uciekali przed tym, żeby widzieć i zrozumieć swoje położenie.
Prawdziwa mozaika
szczęścia i nieszczęścia ludzkiego.
Błądziłem w życiu wiele
razy, ale dopiero tutaj uświadomiłem sobie, jak bardzo chcę zmienić swoje
życie. Nieważne, ile jeszcze tego życia mi zostało. Każdy dzień chcę przeżyć
tak, żeby móc iść spać z czystym sumieniem.
Znam takiego siebie z
przeszłości, którego muszę odnaleźć. I będę to robił tutaj, w tym tyglu
zagubienia, niepewności o dzień jutrzejszy i nierzadko rozpaczy.
Nie odkryję nowych
lądów, jeśli napiszę, że na każdej emigracji człowiek skazany jest przede
wszystkim na siebie. I jak dobrze, że mam przy sobie kawałek mojej rodziny.
Tutaj to prawdziwe szczęście!
Ostatnio dojeżdżam do
pracy do Melton Mowbray. Ale o tym innym razem, jak również o tym, że żal mi polskiej
kurwy!
Wiem, że miałem nie używać
bluźnierstw na blogu. Mała odskocznia od tej zasady nie zaszkodzi, ponieważ to,
co tutaj widzę, jest warte odnotowania.
PS
Aż strach pomyśleć, jak
człowiek jest tutaj zdany na samego siebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz