10 lutego 2019

Detras de la cruz está el diablo


Detras de la cruz está el diablo to hiszpańskie powiedzenie i niech będzie mottem wpisu – wzięte z dzieła Schopenhauera  O religii. Dialog. To niemalże jak w polskim powiedzenie o kimś, kto modli się pod figurą, a diabła ma za skórą. Jest więcej przykładów takich właśnie przysłów, powiedzeń, które mówią o tym, jak często wierzący mijają się z credo wiary. Nie ma co się ciskać, nie ma co się wstydzić – wszak słabi jesteśmy, omylni i śmiertelni. Nie trzeba się też bać tego, że to, w co jedni wierzą, dla innych jest przedmiotem badań naukowych. A ludzie wiary prawdziwej nauki się bać nie muszą, ale czekać cierpliwie, aż ta potwierdzi ich wiarę. Słyszałem czy gdzieś czytałem taką oto opinię, że wśród wybitnych fizyków jest wielu ludzi wierzących. Dotarli oni w swoich badaniach i odkryciach tak daleko, iż są przekonani, że nie mogło być wszystko, co zostało stworzone, tylko kwestią przypadku – nie brak takich teorii.

Schopenhauer twierdzi, że jak politeizm personifikował poszczególne części przyrody czy jej siły, tak monoteizm spersonifikował całą przyrodę, naturę na raz.
W gruncie rzeczy nie ma wielkiej różnicy, czy ktoś czyni ofiarę ze swych owiec, czy ze swych myśli. Każdy obrządek czy modlitwa świadczą niezbicie o bałwochwalstwie. Dlatego to wszystkie mistyczne sekty wszelkich religii zgadzają się w tym, że znoszą wszelki obrządek dla swoich wyznawców.
Tutaj znów ukłon w stronę starego filozofa, bo ma przecież rację – tak działają sekty. I podoba mi się, że generalizuje w kwestii bałwochwalstwa tak widocznego w religiach
Twierdzi też, że Nowy Testament musi być pochodzenia indyjskiego, gdyż cechuje go iście indyjska etyka – doskonałość w ascezie. W ten sposób jednak jest w przeciwieństwie do Starego Testamentu. Tylko historia upadku mogła połączyć tak biegunowo odmienne światy jak Stary i Nowy Testament. Przypomniało mi to teksty, które wspominają o tym, że Chrystus miał kontakt z myślą indyjską. Nie będę tego rozwijał, bo to odrębny temat – Chrystus bowiem i wybrani mogli nie musieli podlegać w czasie swojej ziemskiej wędrówki jak my prawom fizyki.
Zbawiciel jest reprezentantem ludzkości, która w nim została odkupiona, tak jak w Adamie upadła i została pogrążono w grzechu, cierpieniu i śmierci. to bowiem jest udziałem ludzkości według NT i według buddyzmu; świat nie przedstawia się już w świetle optymizmu żydowskiego, dla którego „wszystko bardzo dobre”. Teraz szatan jest „panem świata”. Świat przestaje być celem, a staje sie środkiem: królestwo szczęścia leży po tamtej stronie grobu.
… jak sanskryt otwiera nam drogę do gruntownego zrozumienia języka greckiego i łacińskiego, tak religie indyjskie dają nam klucz do pojęcia chrześcijaństwa.
(…)
Chrystus, wychowany przez kapłanów egipskich, których religia była pochodzenia indyjskiego, od nich przejął etykę indyjską i pojęcie awataru (…) Możemy nawet sobie wyobrazić, że przy jego silnej i szczerej woli, wskutek mocy, jaką posiada wola sama w sobie, zdołał nawet czynić tzw. cuda, czyli wywoływać różne skutki przez metafizyczne działanie woli, przy czym wiele mu pomagały nauki kapłanów egipskich. Wyobraźnia ludowa przyczyniła się do pomnożenia i powiększenia tych cudów. Cud rzeczywisty byłby bowiem dementi zadanym sobie samej przez przyrodę. Ewangeliści chcieli cudami poprzeć swą prawdomówność, lecz właśnie przez to podkopali ją. Tylko pod warunkiem przyjęcia powyższych hipotez staje nam się zrozumiałe, że Paweł, którego listy zapewne są autentyczne, zmarłego niedawno człowieka zupełnie poważnie przedstawił jako boga i jako stwórcę świata, a wiemy przecież, że tego rodzaju apoteozy wymagają stuleci, aby powoli dojrzeć. Z drugiej strony mogłaby ta okoliczność stanowić argument przeciw autentyczności listów Pawła.
(…)
Gdyby ewangelie powstały o jakieś sto lat później, autorzy nie umieściliby w nich przepowiedni, co do których było jasne, że się nie spełniły, i nie umieściliby także wszystkich tych miejsc, na podstawie których Reimarus z rzadką przenikliwością buduje to, co sam nazywa „pierwszym systemem uczniów”, według którego Chrystus miał być tylko oswobodzicielem Izraela z niewoli politycznej. To wszystko dowodzi, że ewangelie powstały na podstawie dokumentów współczesnych. Nawet tradycja ustna byłaby opuściła to, co dla nowej wiary było szkodliwe lub co dawało powód do zaczepienia.
Schopenhauer naukę Augustyna z dogmatem do grzechu pierworodnym i wnioskami uważa za właściwe i czyste chrześcijaństwo. Uważa też, że pelagianizm – uznany za herezję – chce powrócić do płaskiego i prymitywnego optymizmu religii żydowskiej. Coś to Żydów jakoś Schopenhauer nie kochał! Albo mi się tylko tak właśnie wydaje.
Przypomnijmy, iż zwolennicy Pelagiusza (IV/V wiek) zawarli swoje credo w głównych tezach:
1.      Adam został stworzony jako śmiertelny i od początku podlegał śmierci cielesnej.
2.      Grzech dotknął tylko Adama.
3.      Prawo tak samo umożliwia zbawienie jak Ewangelia.
4.      Przed przyjściem Zbawiciela żyli ludzi bezgrzeszni.
5.      Grzech i śmierć nie są konsekwencją grzechu i śmierci całej ludzkości, tak samo nie wszyscy zmartwychwstaną dzięki zmartwychwstaniu Chrystusa.
6.      Niemowlęta, nawet jeśli nie zostaną ochrzczone, są bezgrzeszne – takie się rodzą.
Wiadomo, że przedstawiciel pesymizmu w filozofii nie może pogodzić się z optymizmem pelagianizmu i dlatego stwierdza: Wskutek swej zrozumiałości i płytkości pelagianizm zawsze ma przewagę, jak np. teraz w postaci racjonalizmu.
Natomiast o protestantyzmie mówi – Protestantyzm przez to, że odrzuca celibat księży i w ogóle całą ascezę z jej reprezentantami, przedstawia chrześcijaństwo obcięte, któremu brak wykończenia – jako o swoiście amputowanym z pewnych części chrześcijaństwie.
Zasadnicza różnica między religiami leży w tym, czy wyrażają one optymistyczny, czy pesymistyczny pogląd na świat; nie można ich klasyfikować według tego, czy nazywają się monoteizmem, politeizmem, Trimurti, Trójcą, panteizmem albo ateizmem (jak np. buddyzm).
(…)
Racjonaliści wmawiają w siebie, że biorą rozum za miarę, w rzeczywistości jednak biorą za miarę rozum opierający się na zasadach teizmu i optymizmu, coś w rodzaju Rousseau
Filozof też kieruje się swoim rozumem i tylko na nim opiera swoje sądy. Nie wiem zatem, dlaczego tak atakuje racjonalistów, którzy chcą robić – z lepszym lub gorszym skutkiem – tak samo. Podobało mi się natomiast poniższe stwierdzenie:
Kalif Omar dobrze wiedział, co czynił, gdy kazał spalić bibliotekę aleksandryjską. Powód, który podał, że treść książek, tam znajdujących się, albo zawarta jest w Koranie, albo zbyteczna, uchodzi za dziecinny, jest jednak nadzwyczaj sprytny, gdyż znaczy, że nauki, gdy wykraczają poza ramy Koranu, są jego wrogami i dlatego są nie do ścierpienia. Sprawa chrześcijaństwa stałaby dziś o wiele lepiej, gdyby władcy chrześcijańscy tak byli sprytni jak Omar.
I to wątpliwe stwierdzenie, że ludy powoli zrzucają jarzmo wiary; symptomy tego widzimy w każdym kraju, chociaż w odmiennej formie. Powodem jest zbytek wiedzy, który dotarł do ludu.
A z tym, co poniżej, polemizowałbym…
Ludzkość wyrasta z religii jak ubranek dziecięcych. Wiara i wiedza nie mogą przebywać w jednej głowie, tak, jak nie mogą razem przebywać wilk i owca; w tym wypadku wiedza jest wilkiem, który grozi pożarciem towarzyszce. Widzimy religię w walce śmiertelnej czepiającej się etyki. Nadaremnie! Etyka i moralność nie zawisły od żadnej religii, chociaż religia etykę sankcjonuje i przez to staje się jej podporą. Chrześcijaństwo, wypędzone ze stanu średniego, chroni się do sfer najniższych, gdzie wegetuje w postaci bractw i stowarzyszeń, i do sfer najwyższych, gdzie staje się narzędziem polityki.
Choć dużo jest prawdy w tym, co autor pisze, to jednak nie muszą wcale się kłócić, ale wręcz przeciwnie – mogą się ubogacać, mogą się uzupełniać, mogą stanowić pełnię w umyśle człowieka biednego, wciąż poszukującego światełka w tunelu w ziemskich mrokach profanum.
A z tym, że – Wiara, tak jak miłość, nie znosi przymusu. Jest zatem przedsięwzięciem chybionym wprowadzać lub wzmacniać wiarę za pomocą ustaw państwowych, gdyż jak zmuszanie do miłości rodzi nienawiść, tak przymuszanie do wiary rodzi niewiarę. – zgadzam się. Wiem, że desant ojca dyrektora nie znosi takiego myślenia, ale moim zdaniem religii wcale nie służy to, że jest przedmiotem szkolnym.
I jeszcze kilka fragmentów, może trochę pikantnych, ale za to tym bardziej dających do myślenia.

Religia mająca za podstawę jedno jedyne zdarzenie historyczne i z tego zdarzenia, które miało miejsce tam a tam, wtedy a wtedy, czyniąca punkt zwrotny wszechświata i bytu, posiada tak słaby fundament, że odrobina refleksji burzy ją doszczętnie. Jakże mądry natomiast jest buddyzm, który głosi naukę o ciągłym odradzaniu się Buddy! Według chrześcijaństwa Chrystus zbawił świat w pewnym ściśle oznaczonym punkcie czasu i poza nim nie ma zbawienia, lecz przez cztery tysiące lat poprzedzających go, których pomniki w Azji, Afryce i Europie wznoszą się do dziś dnia, nic o nim nie wiedziano, a ludy żyjące w owych epokach w najlepszej wierze pospacerowały do piekła!
(…)
Fakt, że cywilizacja pomiędzy ludami chrześcijańskimi stoi na najwyższym stopniu, nie wynika stąd, że chrześcijaństwo jej sprzyja, lecz na tym, że straciło swój wpływ i nie tamuje jej. Jak długo chrześcijaństwo miało przewagę, cywilizacja stała na bardzo niskim stopniu, jak np. w średniowieczu. Mahometanizm, braminizm, buddyzm posiadają dotychczas decydujący wpływ na sprawy życiowe; najmniej w Chinach, gdzie też cywilizacja najbardziej zbliżyła się do europejskiej. Wszelka religia stanowi zawadę dla kultury.
(…)
Jak złe sumienie musi posiadać religia, można już stąd wywnioskować, że pod wysokimi karmi zabrania się drwić z niej. Twardy i opłakania godny los człowieka nie w ostatnim rzędzie polega na tym, że jesteśmy na świecie, nie wiedząc, skąd, po co i na co; kto naprawdę przejęty jest uczuciem tego nieszczęścia, ten z trudnością obroni się przed uczuciem rozgoryczenia przeciwko tym, którzy udają, że otrzymali w tej sprawie specjalne wiadomości, i udzielają nam ich pod nazwą objawienia.
Panom od „objawienia” radziłbym dziś nie objawiać za wiele, gdyż narażają się na to, że im się raz objawi, co to jest objawienie.
Osobiście zawsze się dziwię, że człowiek z krwi i kości, zanurzony w fizyce, w jej czterech wymiarach, podlegający ludzkiej niedoskonałości sili się na krytykę i wydaje wyroki dotyczące świata niematerialnego, którego nawet sobie wyobrazić nie sposób. Gdzież nam, ludzkim karłom, próbować odgadnąć zamiary Ducha Absolutnego?! Dlatego nie we wszystkim z Schopenhauerem się zgadzam, a czasem sobie pozwalam i na drwiący uśmiech.
Detras de la cruz está el diablo!to hiszpańskie powiedzenie zacytowane w tytule można przełożyć tak Za krzyżem diabeł stoi! albo: Za krzyżem jest diabeł! No właśnie, i czy ten diabeł nie śmieje się z naszych ludzkich wysiłków w kwestii rozszyfrowania świata duchowego?
Ale i tak trwam przy swoim – czytajcie Schopenhauera! 
A może trochę muzyki, co nerwy ukoi!?

* Obraz z sieci wzięty! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...