Detras
de la cruz está el diablo to
hiszpańskie powiedzenie i niech będzie mottem wpisu – wzięte z dzieła Schopenhauera O religii. Dialog. To niemalże jak w polskim powiedzenie o
kimś, kto modli się pod figurą, a diabła ma za skórą. Jest więcej przykładów
takich właśnie przysłów, powiedzeń, które mówią o tym, jak często wierzący
mijają się z credo wiary. Nie ma co się ciskać, nie ma co się wstydzić – wszak
słabi jesteśmy, omylni i śmiertelni. Nie trzeba się też bać tego, że to, w co
jedni wierzą, dla innych jest przedmiotem badań naukowych. A ludzie wiary
prawdziwej nauki się bać nie muszą, ale czekać cierpliwie, aż ta potwierdzi ich
wiarę. Słyszałem czy gdzieś czytałem taką oto opinię, że wśród wybitnych
fizyków jest wielu ludzi wierzących. Dotarli oni w swoich badaniach i
odkryciach tak daleko, iż są przekonani, że nie mogło być wszystko, co zostało
stworzone, tylko kwestią przypadku – nie brak takich teorii.
Schopenhauer twierdzi, że jak politeizm
personifikował poszczególne części przyrody czy jej siły, tak monoteizm
spersonifikował całą przyrodę, naturę na raz.
W gruncie rzeczy nie ma wielkiej
różnicy, czy ktoś czyni ofiarę ze swych owiec, czy ze swych myśli. Każdy
obrządek czy modlitwa świadczą niezbicie o bałwochwalstwie. Dlatego to
wszystkie mistyczne sekty wszelkich religii zgadzają się w tym, że znoszą
wszelki obrządek dla swoich wyznawców.
Tutaj znów ukłon w stronę starego filozofa, bo ma przecież
rację – tak działają sekty. I podoba mi się, że generalizuje w kwestii
bałwochwalstwa tak widocznego w religiach
Twierdzi też, że Nowy Testament musi być pochodzenia
indyjskiego, gdyż cechuje go iście indyjska etyka – doskonałość w ascezie. W
ten sposób jednak jest w przeciwieństwie do Starego Testamentu. Tylko historia
upadku mogła połączyć tak biegunowo odmienne światy jak Stary i Nowy Testament.
Przypomniało mi to teksty, które wspominają o tym, że Chrystus miał kontakt z
myślą indyjską. Nie będę tego rozwijał, bo to odrębny temat – Chrystus bowiem i
wybrani mogli nie musieli podlegać w czasie swojej ziemskiej wędrówki jak my
prawom fizyki.
Zbawiciel
jest reprezentantem ludzkości, która w nim została odkupiona, tak jak w Adamie
upadła i została pogrążono w grzechu, cierpieniu i śmierci. to bowiem jest
udziałem ludzkości według NT i według buddyzmu; świat nie przedstawia się już w
świetle optymizmu żydowskiego, dla którego „wszystko bardzo dobre”. Teraz
szatan jest „panem świata”. Świat przestaje być celem, a staje sie środkiem:
królestwo szczęścia leży po tamtej stronie grobu.
…
jak sanskryt otwiera nam drogę do gruntownego zrozumienia języka greckiego i
łacińskiego, tak religie indyjskie dają nam klucz do pojęcia chrześcijaństwa.
(…)
Chrystus,
wychowany przez kapłanów egipskich, których religia była pochodzenia
indyjskiego, od nich przejął etykę indyjską i pojęcie awataru (…) Możemy nawet
sobie wyobrazić, że przy jego silnej i szczerej woli, wskutek mocy, jaką posiada
wola sama w sobie, zdołał nawet czynić tzw. cuda, czyli wywoływać różne skutki
przez metafizyczne działanie woli, przy czym wiele mu pomagały nauki kapłanów
egipskich. Wyobraźnia ludowa przyczyniła się do pomnożenia i powiększenia tych
cudów. Cud rzeczywisty byłby bowiem dementi zadanym sobie samej przez przyrodę.
Ewangeliści chcieli cudami poprzeć swą prawdomówność, lecz właśnie przez to
podkopali ją. Tylko pod warunkiem przyjęcia powyższych hipotez staje nam się
zrozumiałe, że Paweł, którego listy zapewne są autentyczne, zmarłego niedawno
człowieka zupełnie poważnie przedstawił jako boga i jako stwórcę świata, a
wiemy przecież, że tego rodzaju apoteozy wymagają stuleci, aby powoli dojrzeć.
Z drugiej strony mogłaby ta okoliczność stanowić argument przeciw
autentyczności listów Pawła.
(…)
Gdyby
ewangelie powstały o jakieś sto lat później, autorzy nie umieściliby w nich
przepowiedni, co do których było jasne, że się nie spełniły, i nie umieściliby
także wszystkich tych miejsc, na podstawie których Reimarus z rzadką
przenikliwością buduje to, co sam nazywa „pierwszym systemem uczniów”, według
którego Chrystus miał być tylko oswobodzicielem Izraela z niewoli politycznej.
To wszystko dowodzi, że ewangelie powstały na podstawie dokumentów
współczesnych. Nawet tradycja ustna byłaby opuściła to, co dla nowej wiary było
szkodliwe lub co dawało powód do zaczepienia.
Schopenhauer naukę Augustyna z dogmatem
do grzechu pierworodnym i wnioskami uważa za właściwe i czyste chrześcijaństwo.
Uważa też, że pelagianizm – uznany za herezję – chce powrócić do płaskiego i
prymitywnego optymizmu religii żydowskiej. Coś to Żydów jakoś Schopenhauer nie
kochał! Albo mi się tylko tak właśnie wydaje.
Przypomnijmy, iż zwolennicy Pelagiusza
(IV/V wiek) zawarli swoje credo w głównych tezach:
1. Adam został stworzony jako śmiertelny i
od początku podlegał śmierci cielesnej.
2. Grzech dotknął tylko Adama.
3. Prawo tak samo umożliwia zbawienie jak
Ewangelia.
4. Przed przyjściem Zbawiciela żyli ludzi
bezgrzeszni.
5. Grzech i śmierć nie są konsekwencją
grzechu i śmierci całej ludzkości, tak samo nie wszyscy zmartwychwstaną dzięki
zmartwychwstaniu Chrystusa.
6. Niemowlęta, nawet jeśli nie zostaną
ochrzczone, są bezgrzeszne – takie się rodzą.
Wiadomo, że przedstawiciel pesymizmu w
filozofii nie może pogodzić się z optymizmem pelagianizmu i dlatego stwierdza: Wskutek swej zrozumiałości i płytkości
pelagianizm zawsze ma przewagę, jak np. teraz w postaci racjonalizmu.
Natomiast o protestantyzmie mówi – Protestantyzm przez to, że odrzuca celibat
księży i w ogóle całą ascezę z jej reprezentantami, przedstawia chrześcijaństwo
obcięte, któremu brak wykończenia – jako o swoiście amputowanym z pewnych
części chrześcijaństwie.
Zasadnicza
różnica między religiami leży w tym, czy wyrażają one optymistyczny, czy
pesymistyczny pogląd na świat; nie można ich klasyfikować według tego, czy
nazywają się monoteizmem, politeizmem, Trimurti, Trójcą, panteizmem albo
ateizmem (jak np. buddyzm).
(…)
Racjonaliści
wmawiają w siebie, że biorą rozum za miarę, w rzeczywistości jednak biorą za
miarę rozum opierający się na zasadach teizmu i optymizmu, coś w rodzaju Rousseau…
Filozof też kieruje się swoim rozumem i
tylko na nim opiera swoje sądy. Nie wiem zatem, dlaczego tak atakuje
racjonalistów, którzy chcą robić – z lepszym lub gorszym skutkiem – tak samo.
Podobało mi się natomiast poniższe stwierdzenie:
Kalif
Omar dobrze wiedział, co czynił, gdy kazał spalić bibliotekę aleksandryjską.
Powód, który podał, że treść książek, tam znajdujących się, albo zawarta jest w
Koranie, albo zbyteczna, uchodzi za dziecinny, jest jednak nadzwyczaj sprytny,
gdyż znaczy, że nauki, gdy wykraczają poza ramy Koranu, są jego wrogami i
dlatego są nie do ścierpienia. Sprawa chrześcijaństwa stałaby dziś o wiele
lepiej, gdyby władcy chrześcijańscy tak byli sprytni jak Omar.
I to wątpliwe stwierdzenie, że ludy powoli zrzucają jarzmo wiary; symptomy
tego widzimy w każdym kraju, chociaż w odmiennej formie. Powodem jest zbytek
wiedzy, który dotarł do ludu.
A z tym, co poniżej, polemizowałbym…
Ludzkość
wyrasta z religii jak ubranek dziecięcych. Wiara i wiedza nie mogą przebywać w
jednej głowie, tak, jak nie mogą razem przebywać wilk i owca; w tym wypadku
wiedza jest wilkiem, który grozi pożarciem towarzyszce. Widzimy religię w walce
śmiertelnej czepiającej się etyki. Nadaremnie! Etyka i moralność nie zawisły od
żadnej religii, chociaż religia etykę sankcjonuje i przez to staje się jej
podporą. Chrześcijaństwo, wypędzone ze stanu średniego, chroni się do sfer
najniższych, gdzie wegetuje w postaci bractw i stowarzyszeń, i do sfer
najwyższych, gdzie staje się narzędziem polityki.
Choć dużo jest prawdy w tym, co autor
pisze, to jednak nie muszą wcale się kłócić, ale wręcz przeciwnie – mogą się
ubogacać, mogą się uzupełniać, mogą stanowić pełnię w umyśle człowieka
biednego, wciąż poszukującego światełka w tunelu w ziemskich mrokach profanum.
A z tym, że – Wiara, tak jak miłość, nie znosi przymusu. Jest zatem przedsięwzięciem
chybionym wprowadzać lub wzmacniać wiarę za pomocą ustaw państwowych, gdyż jak
zmuszanie do miłości rodzi nienawiść, tak przymuszanie do wiary rodzi niewiarę.
– zgadzam się. Wiem, że desant ojca dyrektora nie znosi takiego myślenia,
ale moim zdaniem religii wcale nie służy to, że jest przedmiotem szkolnym.
I jeszcze kilka fragmentów, może trochę
pikantnych, ale za to tym bardziej dających do myślenia.
Religia
mająca za podstawę jedno jedyne zdarzenie historyczne i z tego zdarzenia, które
miało miejsce tam a tam, wtedy a wtedy, czyniąca punkt zwrotny wszechświata i
bytu, posiada tak słaby fundament, że odrobina refleksji burzy ją doszczętnie.
Jakże mądry natomiast jest buddyzm, który głosi naukę o ciągłym odradzaniu się Buddy! Według chrześcijaństwa Chrystus zbawił świat w pewnym ściśle oznaczonym
punkcie czasu i poza nim nie ma zbawienia, lecz przez cztery tysiące lat
poprzedzających go, których pomniki w Azji, Afryce i Europie wznoszą się do
dziś dnia, nic o nim nie wiedziano, a ludy żyjące w owych epokach w najlepszej
wierze pospacerowały do piekła!
(…)
Fakt,
że cywilizacja pomiędzy ludami chrześcijańskimi stoi na najwyższym stopniu, nie
wynika stąd, że chrześcijaństwo jej sprzyja, lecz na tym, że straciło swój
wpływ i nie tamuje jej. Jak długo chrześcijaństwo miało przewagę, cywilizacja
stała na bardzo niskim stopniu, jak np. w średniowieczu. Mahometanizm,
braminizm, buddyzm posiadają dotychczas decydujący wpływ na sprawy życiowe;
najmniej w Chinach, gdzie też cywilizacja najbardziej zbliżyła się do
europejskiej. Wszelka religia stanowi zawadę dla kultury.
(…)
Jak
złe sumienie musi posiadać religia, można już stąd wywnioskować, że pod
wysokimi karmi zabrania się drwić z niej. Twardy i opłakania godny los
człowieka nie w ostatnim rzędzie polega na tym, że jesteśmy na świecie, nie
wiedząc, skąd, po co i na co; kto naprawdę przejęty jest uczuciem tego
nieszczęścia, ten z trudnością obroni się przed uczuciem rozgoryczenia
przeciwko tym, którzy udają, że otrzymali w tej sprawie specjalne wiadomości, i
udzielają nam ich pod nazwą objawienia.
Panom
od „objawienia” radziłbym dziś nie objawiać za wiele, gdyż narażają się na to,
że im się raz objawi, co to jest objawienie.
Osobiście zawsze się dziwię, że człowiek
z krwi i kości, zanurzony w fizyce, w jej czterech wymiarach, podlegający ludzkiej
niedoskonałości sili się na krytykę i wydaje wyroki dotyczące świata niematerialnego,
którego nawet sobie wyobrazić nie sposób. Gdzież nam, ludzkim karłom, próbować odgadnąć
zamiary Ducha Absolutnego?! Dlatego nie we wszystkim z Schopenhauerem się zgadzam,
a czasem sobie pozwalam i na drwiący uśmiech.
Detras de la cruz está el diablo!
– to hiszpańskie powiedzenie zacytowane w
tytule można przełożyć tak – Za krzyżem diabeł stoi! albo: Za
krzyżem jest diabeł! No właśnie, i czy ten diabeł nie śmieje się z naszych ludzkich
wysiłków w kwestii rozszyfrowania świata duchowego?
Ale i tak trwam przy swoim – czytajcie Schopenhauera!
A może trochę muzyki, co nerwy ukoi!?
* Obraz z sieci wzięty!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz