8 lutego 2019

Piątek wieczór - z książką

Może Ask The Mountains Vangelisa na początek – to np. świetny podkład do czytania posta, dla niektórych z pewnością dość nudnego w treści swojej, jednak nie z samych ciekawostek życie nasze się składa. Mało – twierdzę, że ciekawostki tak zwane zaśmiecają umysł i skutecznie odwodzą od krytycznego, analitycznego myślenia, od myślenia w ogóle ciekawostki odwodzą. Jeśli nie wierzycie – zapytajcie gór!

Większość pozycji książkowych, jakie proponuję i zaproponuję, spokojnie znajdziecie w przepaściach Internetowego Lewiatana, jak choćby w Wolnych Lekturach, skąd „książki” spokojnie możecie pobrać. Piszę „książki” w „…”, gdy mam na myśli cyfrowe pliki, bo przecież to nie to samo, co książka z krwi i kości. Albo piszę tak, bo stary już jestem i nie dociera do mnie wiele nowinek techniki. Nieważne co by to było – cieszę się z postępu i korzystam z niego na miarę możliwości, no i zdrowego rozsądku, bo łatwo ogłupieć!
Z puszczy Białowieskiej Henryka Sienkiewicza to szkic literacki przeczytany przeze mnie chyba tylko dlatego, że autor do Puszczy wybrał się był z Zygmuntem Golgerem. Nie żałuję jednak, bo po mistrzowsku – a czy mógłby inaczej? – odmalował swój pobyt w domu żubra polskiego autor Trylogii. Wynotowałem sobie z tej krótkiej lektury to, co mnie od dawna zajmuje, a mianowicie ogłupianie człowieka współczesnego szumem i natłokiem informacyjnym – to, co było wczoraj, już wczoraj zapomniane, a to, co dzisiaj z rana ledwie pamiętamy! Nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak bardzo kaleczeni jesteśmy.
W jednostajnem puszczańskiem życiu pamięć trwa długo, bo nie ścierają jej zewnętrze wrażenia. Lud ten żył przez całe wieki nader spokojnie; zmiany, które gdzie indziej wstrząsały bytem wieśniaczym i sprowadzały niejednokrotnie rozbrat między dworem a chatą, tu, dla samego już braku dworów, nie odbijały się wcale. Tu chłop od wieków władał ziemią, więc nowsze czasy nie przyniosły nic nowego. Może dlatego na ubranego w surdut wędrowca patrzą tu ciekawie, ale witają go serdecznie, jak gościa, ale i swojego zarazem.
Yeatsa czytać warto choćby z drzemiących w nas snobistycznych pobudek – przecież to noblista, a tych znów tak wielu nie było. Jak dobrze pamiętam, to do 2017 roku było ich 113 – zatem dość wąskie to grono. Wiem dobrze, że Wy wiecie, że taka Nobla Nagroda to kolejna umowa w ramy przez ludzi ubrana, a jeśli przez ludzi – jak oni – niedoskonała. Cóż jednak poradzimy, że nic lepszego nie ma. Dobra, wracamy do Yeatsa – to kolejny Irlandczyk wielki wśród literatów. Urodzony w Dublinie (1865), zmarły w Roquebrune Cap Martin (1939) – francuska Prowansja. A Nagrodę Nobla otrzymał w 1923 roku.
Hanrahana Rudego w przekładzie Zenona Przesmyckiego „dorwałem” w Wolnych Lekturach, no i przeczytałem.
Jest chwila o zmierzchu, gdy każdy człowiek wygląda szlachetnie, a każda kobieta jest piękna…
No i sami powiedzcie – Hanrahan nie ma racji? To tak jak w tym polskim powiedzeniu, że nie ma brzydkich kobiet, tylko wina czasem brak.
Hanrahan osiadł w swym nowym mieszkaniu z wielką radością. Małgorzata Rooney miała pod czterdzieści. Maria Gillis była nieco młodsza, Lech obie dochowały resztki roztrwonionych, znośnie miłych spojrzeń, a przeżyły już dawno doby zazdrości; robiły przy tym doskonałe sękacze, wiedziały, gdzie piwo słodowe było prawie za darmo, i obie miały niezłe do kubka usposobienie.

I znów przykład na to, że im głębiej w las cywilizacji, tym śmietnik w ludzkich głowach większy.
Co wieczór dziady, żebracy, ślepcy i skrzypkowie zbierali się dokoła ognia i słuchali z podziwem jego śpiewów lub gwałtownych recytacji. Niezmordowana pamięć, jeszcze nie spustoszona przez druk i papier, pozwalała im bardzo szybko uczyć się tych pieśni i opowieści, a niezmordowane nogi roznosiły sławę jego po wszystkich wieczornicach, weselach i plotkarskich zebraniach całego Cannaught. Nigdy powodzenie jego nie dochodziło do takich szczytów.
Każdy, kto widział go pewnej nocy listopadowej siedzącego na brzegu wielkiego łóżka, z własnym cieniem migającym aż po sufit podstrzechowy, śpiewającego pieśń miłosną jakiejś trzydziestce obszarpanych chłopów, i zapamiętał wiecznie ruchliwą jego twarz oraz zauważył pełną nacisku energię w każdym geście, wspominał do dnia śmierci, że oglądał króla poetów Gaelu i władcę marzeń ludzkich.
(…)
Ale nieco poniżej krawędzi skalnej stadko ptaków różanych trzepotało się jeszcze w powietrzu, bo wrota wieczności otwarły się i zamknęły w ciągu jednego uderzenia serca.
(…)
Nie powróciła już, gdy noc zapadała ani w ogóle nigdy, do chatki pasterskiej; i dopiero po kilku dniach wycinacze torfu znaleźli ciało Owena Hanrahana Rudego i przybrawszy do pomocy płaczków i baby zawodzące, wyprawili mu pogrzeb godny tak wielkiego poety.

Ta tajemnicza kobieta, co już nie powróciła, to stara żebraczka, co młodą i piękną kobietą była i o tym ciągle śpiewała.
Bynajmniej nie czytam noblistów z pobudek snobistycznych. Wychodzę jednak z założenia, że każdy laureat Nagrody Nobla w dziedzinie literatury jest przedstawicielem pewnego nurtu w literaturze. Nierzadko też sięgam po twórczość noblistów, aby poczuć literaturę popularną w danym kraju. Poza tym – co tu gadać!? – ja lubię czytać i tyle!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...