Może Ask The Mountains
Vangelisa na początek – to np. świetny podkład do czytania posta, dla
niektórych z pewnością dość nudnego w treści swojej, jednak nie z samych
ciekawostek życie nasze się składa. Mało – twierdzę, że ciekawostki tak zwane
zaśmiecają umysł i skutecznie odwodzą od krytycznego, analitycznego myślenia,
od myślenia w ogóle ciekawostki odwodzą. Jeśli nie wierzycie – zapytajcie gór!
Większość pozycji książkowych, jakie proponuję i zaproponuję, spokojnie znajdziecie w przepaściach Internetowego Lewiatana, jak choćby w
Wolnych Lekturach, skąd „książki” spokojnie możecie pobrać. Piszę „książki” w
„…”, gdy mam na myśli cyfrowe pliki, bo przecież to nie to samo, co książka z
krwi i kości. Albo piszę tak, bo stary już jestem i nie dociera do mnie wiele
nowinek techniki. Nieważne co by to było – cieszę się z postępu i korzystam z
niego na miarę możliwości, no i zdrowego rozsądku, bo łatwo ogłupieć!
Z puszczy Białowieskiej Henryka Sienkiewicza to szkic literacki
przeczytany przeze mnie chyba tylko dlatego, że autor do Puszczy wybrał się był
z Zygmuntem Golgerem. Nie żałuję jednak, bo po mistrzowsku – a czy mógłby
inaczej? – odmalował swój pobyt w domu żubra polskiego autor Trylogii. Wynotowałem sobie z tej
krótkiej lektury to, co mnie od dawna zajmuje, a mianowicie ogłupianie
człowieka współczesnego szumem i natłokiem informacyjnym – to, co było wczoraj,
już wczoraj zapomniane, a to, co dzisiaj z rana ledwie pamiętamy! Nawet nie
zdajemy sobie sprawy z tego, jak bardzo kaleczeni jesteśmy.
W jednostajnem puszczańskiem życiu
pamięć trwa długo, bo nie ścierają jej zewnętrze wrażenia. Lud ten żył przez
całe wieki nader spokojnie; zmiany, które gdzie indziej wstrząsały bytem
wieśniaczym i sprowadzały niejednokrotnie rozbrat między dworem a chatą, tu,
dla samego już braku dworów, nie odbijały się wcale. Tu chłop od wieków władał
ziemią, więc nowsze czasy nie przyniosły nic nowego. Może dlatego na ubranego w
surdut wędrowca patrzą tu ciekawie, ale witają go serdecznie, jak gościa, ale i
swojego zarazem.
Yeatsa czytać warto choćby z drzemiących w nas
snobistycznych pobudek – przecież to noblista, a tych znów tak wielu nie było.
Jak dobrze pamiętam, to do 2017 roku było ich 113 – zatem dość wąskie to grono.
Wiem dobrze, że Wy wiecie, że taka Nobla Nagroda to kolejna umowa w ramy przez
ludzi ubrana, a jeśli przez ludzi – jak oni – niedoskonała. Cóż jednak
poradzimy, że nic lepszego nie ma. Dobra, wracamy do Yeatsa – to kolejny
Irlandczyk wielki wśród literatów. Urodzony w Dublinie (1865), zmarły w
Roquebrune Cap Martin (1939) – francuska Prowansja. A Nagrodę Nobla otrzymał w
1923 roku.
Hanrahana Rudego w przekładzie Zenona Przesmyckiego
„dorwałem” w Wolnych Lekturach, no i przeczytałem.
Jest chwila o zmierzchu, gdy każdy człowiek wygląda
szlachetnie, a każda kobieta jest piękna…
No i sami powiedzcie – Hanrahan nie ma racji? To tak jak w
tym polskim powiedzeniu, że nie ma brzydkich kobiet, tylko wina czasem brak.
Hanrahan osiadł w swym nowym mieszkaniu
z wielką radością. Małgorzata Rooney miała pod czterdzieści. Maria Gillis była
nieco młodsza, Lech obie dochowały resztki roztrwonionych, znośnie miłych
spojrzeń, a przeżyły już dawno doby zazdrości; robiły przy tym doskonałe
sękacze, wiedziały, gdzie piwo słodowe było prawie za darmo, i obie miały
niezłe do kubka usposobienie.
I znów przykład na to, że im głębiej w las cywilizacji, tym
śmietnik w ludzkich głowach większy.
Co wieczór dziady, żebracy, ślepcy i
skrzypkowie zbierali się dokoła ognia i słuchali z podziwem jego śpiewów lub
gwałtownych recytacji. Niezmordowana pamięć, jeszcze nie spustoszona przez druk
i papier, pozwalała im bardzo szybko uczyć się tych pieśni i opowieści, a
niezmordowane nogi roznosiły sławę jego po wszystkich wieczornicach, weselach i
plotkarskich zebraniach całego Cannaught. Nigdy powodzenie jego nie dochodziło
do takich szczytów.
Każdy, kto widział go pewnej nocy
listopadowej siedzącego na brzegu wielkiego łóżka, z własnym cieniem migającym
aż po sufit podstrzechowy, śpiewającego pieśń miłosną jakiejś trzydziestce
obszarpanych chłopów, i zapamiętał wiecznie ruchliwą jego twarz oraz zauważył
pełną nacisku energię w każdym geście, wspominał do dnia śmierci, że oglądał
króla poetów Gaelu i władcę marzeń ludzkich.
(…)
Ale nieco poniżej krawędzi skalnej stadko
ptaków różanych trzepotało się jeszcze w powietrzu, bo wrota wieczności otwarły
się i zamknęły w ciągu jednego uderzenia serca.
(…)
Nie powróciła już, gdy noc zapadała ani
w ogóle nigdy, do chatki pasterskiej; i dopiero po kilku dniach wycinacze torfu
znaleźli ciało Owena Hanrahana Rudego i przybrawszy do pomocy płaczków i baby
zawodzące, wyprawili mu pogrzeb godny tak wielkiego poety.
Ta tajemnicza kobieta, co już nie powróciła, to stara
żebraczka, co młodą i piękną kobietą była i o tym ciągle śpiewała.
Bynajmniej nie czytam noblistów z pobudek snobistycznych.
Wychodzę jednak z założenia, że każdy laureat Nagrody Nobla w dziedzinie
literatury jest przedstawicielem pewnego nurtu w literaturze. Nierzadko też
sięgam po twórczość noblistów, aby poczuć literaturę popularną w danym kraju.
Poza tym – co tu gadać!? – ja lubię czytać i tyle!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz