18 lutego 2019

Życie w kłamstwie cz. II


Ogłupianie narodu trwa w najlepsze. Wiecie, dlaczego mamy znów – po niedawnych uściskach z Izraelem na słynnej konferencji – z Izraelem właśnie konflikt dyplomatyczny, bo znów ktoś tam nas kopnął (słownie oczywiście)? Odpowiedź jest prosta - Polaków dzisiaj mocarstwa poważnie nie traktują, rozgrywają ich. Tylko rządzący dzisiaj otumaniają Polaków jego misją rzekomą i silną pozycją w świecie. Polacy to przecież lubią - być wielcy i być przy tym oszukiwanymi albo i oszukiwać, w zależności od miejsca..., w jakim się właśnie znajdują. 

Dzisiaj się dowiedziałem, że właśnie piękny premier odwiedzi w ciągu dnia aż trzy województwa. A wszystko to po to, żeby sprawdzić, jak dobrze rozwija się Polska pod panowaniem prezesa. Trzy województwa w ciągu dnia – efektownie brzmi, efektownie wygląda, ale czy to efektywne? Co może w ciągu dnia zrobić jedna osoba w trzech województwach? Może się pokazać. Zgodnie z zaleceniami prezesa prowadzić kampanię. Nic konkretnego. Bankowiec powinien to wiedzieć. No i bankowiec niedawny powinien podać koszty takiej efektowności przy zerze efektowności. To kolejny przykład, jak robią rządzący dzisiaj Polską rządzonych w wielkiego balona, a część narodu się cieszy. Cóż zrobić z tą częścią narodu, który wierzy w te bzdety? Można na przykład się modlić, żeby ślepi przejrzeli. Obecnie rządzący na pewno im w tym pomogą.
Człowiek, żeby innym powiedzieć coś naprawdę ważnego, ucieka się do kłamstwa i pięknie nazywa je fikcją. Obejrzałem ostatnio film Stanisława Jędryki „Pies na środku drogi”. Niepełna godzinna opowieść o miłości człowieka do zwierzęcia, stracie, bólu i ciąg dalszy… No właśnie ciąg dalszy… Nie idzie mi przecież o omówienie treści, ale o to, że warto to obejrzeć i poznać, choć na wstępnie wiadomo, że zmyślona historia, ale mogła się zdarzyć, może się wszędzie wydarzyć, nie tylko na ekranie.
Tworzymy tak fikcyjnie historie, a nawet fikcyjne światy, jakby tego za progiem było nam za mało. A może w ten sposób chcemy z niego uciec gdzieś, tylko gdzie, nie wiadomo, więc w kłamstwo fikcją zwane?
Kłamstwo zdefiniować można jako informację niezgodną ze stanem faktycznym. Kłamcą jest człowiek, który przekazuje informacje niezgodne z jego przekonaniem o rzeczywistości. Chce przy tym, aby informacje te przez innych były brane za prawdziwe. Tyle definicja niemalże słownikowa.
Jeden z moich znajomych zaskakuje mnie zawsze. Przy każdym spotkaniu ma dla mnie inną opowieść o tym, gdzie pracuje - a czy pracuje w ogóle, to nie mam pojęcia. I gubię się w tych jego opowieściach. Stałe dane u niego to żona i ilość dzieci. Tu nie fantazjuje, ale też nie do końca, bo za każdym razem wychodzi coś nowego, coś zupełnie innego, nierzadko sprzecznego z poprzednim przekazem. Dotyczy to głównie tego, co u jego dzieci. Jak on - raz robią to, to znów tego nie robią, tylko zupełnie co innego niż powinni... To jedyny mitoman, którego znam osobiście. Zanim się odezwie, wiem – nudno na pewno nie będzie. Te zmyślone historie nikomu nie szkodzą. Ja udaję przy tym, że bardzo poważnie podchodzę do słów jego, zadaję pytania, dociekam szczegółów, a on bez zastanowienia sypie nowymi danymi - jak to mówią – z rękawa.
Niektóry psychologowie twierdzą, iż w życiu bywają takie sytuacje, że bardziej „humanitarnie” jest prawdy nie mówić, lepiej ją przemilczeć, a gdy się nie da – skłamać. Bartłomiej Stolarczyk twierdzi nawet, że drobne kłamstwa są dla nas niczym tarcza, dzięki której czujemy się bezpieczniej. To świetnie pasuje do sytuacji w kraju – może rządzący kłamiąc, dbają o wyborców, bo gdyby ci ostatni poznali prawdę o pierwszych, pogodzili się z prawdą, to niejedną duszę Abraham musiałby przyjąć.
Do wierzących i chodzących systematycznie do kościoła teraz, czyli nie do takich niedowiarków jak ja. Idziemy do kościoła – pełni miłości bliźniego idziemy do kościoła, bo tak tylko chyba można. Po co w innym razie? Wchodzimy do kościoła, oczyszczamy się wodą – niech wszystkie pieprzone grzechy zmyje z nas woda święcona. Idziemy powoli nawą, szukamy wolnego miejsca, o, jest wolne miejsce, ale.., no właśnie w tej ławce siedzi bliźni – znamy dobrze drania, kawał najgorszego, a tu proszę, w kościółku. Siadamy przy bliźnim, modlimy się za niego, a gdy przychodzi do tego, żeby mu pokój przekazać, to rączka i uśmiech miły, tak z serca, z duszy szczerze, najszczerzej jak potrafimy. A potem patrzymy, bliźni do komunii zapala – gdzie, ku.., myślimy, gdzie ty tam, koniec świata… Tak właśnie myślimy? W kościele tak nie wolno! W życiu tak nie wolno! A może czujemy radość, że ten grzesznik nam znany nawrócił się był właśnie? Przez cały czas szczerze kochamy tego bliźniego, gdy jesteśmy w kościele? Czy przy nim nie siadamy? Może wolimy postać i nie za blisko takich, żeby nie podawać im ręki – pokój z tobą – w cholerę – lepiej postoję z boku!
Czy my w ogóle myślimy o takich właśnie sprawach, gdy do kościółka bieżymy i w nim klęczymy pokornie?
Ja przyznaję – ostatnio – wyszedłem w połowie mszy. Nie będę się oszukiwał – pomyślałem sobie. Ksiądz mnie kazaniem wkurzył – gadał jak pijany. Dzielił ludzi na naszych i niegodnych zbawienia. Raz go zripostowałem – w myślach oczywiście. A potem przyłożyłem dość siarczystą myślą. I wtedy zrozumiałem, że ja się oszukuję, że lepiej dla wszystkich będzie, gdy wyjdę na zewnątrz. I wyszedłem sobie na groby najbliższych, i tam się pomodliłem najlepiej, jak umiałem. Ale już nie pamiętam czy za księdza też.
Czy my do świątyni walimy po to, żeby się modlić, żeby się oczyścić, żeby się z bliźnim jednać? Choć z bliźnim to trzeba być w zgodzie zanim do ołtarza... Czy może tam idziemy, żeby się promować jako dobry wyznawca, wierny sługa Kościoła? Czy nie jest tak – inni idą, to ja też powinienem, ale jak się ubiorę, to im szczęka opadnie, a jak się uczeszę, to żadna mi nie dorówna albo tamta przyszła, jak na dyskotekę… latawica, w mordę!
Wiem, że strasznie rzadko widać mnie w kościele, ale po co udawać, że właśnie pałam miłością!
Ależ to takie niewinne, takie nieświadome, takie, w sumie, normalne, te niezauważalne wręcz przez innych kłamstewka. Po co się tym przejmować?! I o to właśnie idzie Księciu tego świata – Nie przejmujcie się ludzie takimi pierdołami!
Prawda - dziwnie dzisiaj wyglądałby ten grzesznik ewangeliczny, który uznał, że nie jest godzien wejść do świątyni, tylko stał w przedsionku, bił się szczerze w piersi, o wybaczenie prosił!
Na ile my sami chcemy być okłamywani? 
Na ile nas okłamują, choć tego nie chcemy? 
Perfidia i nieświadomość zdają się być podstawą wszelkiego rodzaju kłamstwa, o grzechu nie wspominam, ale mamy czas…


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...