Sobotnia poranna przebieżka do pobliskiego sklepu. Spotykam
znajomego. – Cześć Marek! – Cześć! Znów pijany!? – Ano wypiłem trochę! – Co tym
razem zalewasz? O czym to chcesz zapomnieć tym razem, człowiecze? – A co, nie
słyszałeś? Przecież… - i zaczął opowieść, cholera, dość starą – gdzieś sprzed
jakichś dwóch lat. – Człowieku, od tego czasu minęło już prawie dwa lata, a ty
to dalej zapijasz? – Nie mogę przestać myśleć! – Ogarnij się i obudź! Wykąp
się, coś poczytaj! – Drwiący śmiech rozmówcy. – Możesz poczytać klasyków,
niezgorszych od ciebie pijaków, jak choćby Jerofiejew ze swoją Moskwą Pietuszki. Jakbyś poczytał, co
oni za wynalazki pili, to może byś się ogarnął i wytrzeźwiał wreszcie.
Czy to nie strach? Czy to nie lęk przed życiem, jakie toczy
się na zewnątrz nas?
Żebym nie zapomniał – odrobina relaksacyjnej muzyki. Ta
muzyka ma wszystkich nastroić pozytywnie. W sobotę taki nastrój to
błogosławieństwo.
Ileż niby mądrych książek można znaleźć na temat lęku, jego
przezwyciężania i skutecznej przed nim obrony. Ileż jest dobrych rad, aby
przestać się bać. Mnie podoba się jedna z wielu: Odwagą nie jest nieodczuwanie
lęku, lecz działanie pomimo jego doświadczenia.
Można w tym temacie poczytać na przykład Edumnda Bourne i
Lorę Garano Jak radzić sobie z lękiem. Zgadzam
się w stu procentach z autorami tekstu, że wszystko siedzi w głowie człowieka.
W głowie się wszystko zaczyna i w głowie wszystko kończy. To chyba Milton w Raju utraconym stwierdził, że umysł
ludzki potrafi w sobie stworzyć zarówno piekło, jak i niebo – jeśli jestem w
błędzie, poprawcie łaskawie.
Wiadomo, że trzeba koniecznie posłuchać siebie samego – bez
tego ani rusz z jakąkolwiek terapią. Ale my przecież tacy zabiegani jesteśmy,
że przede wszystkim dla siebie czasu dzisiaj nie mamy! Byle jak oddychamy, jemy
w tempie sprinterskim, śpimy jak zając pod miedzą, martwimy się na zapas… A
przecież wystarczy tak mało – pięć, dziesięć minut dziennie poświęcić tylko sobie
– świadomie pooddychać, świadomie zatrzymać pęd myśli, świadomie popatrzeć na
siebie wewnętrznym mądrym okiem. Jeden z lekarzy chińskich, promując zdrowe
chińskie odżywianie, stwierdził, że człowiek jest bardzo mądrze zbudowaną i w
ogóle mądrą konstrukcją, ale posiada umysł, który swoją „działalnością” może
wiele zepsuć. I co tu dużo gadać – psuje wiele u wielu.
Dość infantylna pozycja właśnie na temat lęku - takie też się zdarzają, choć temat bardzo poważny. Myślę o książce K. Sokołowskiej Lęk – jak ostatecznie uwolnić się od niego. Samodzielne techniki eliminowania niepokoju i depresji. O tyle ciekawa książka, bo można się trochę pośmiać. Autorka najwidoczniej leczy się z
własnych jakichś traumatycznych przeżyć. Razić może to, że, pisząc o lęku i
przezwyciężaniu go, zwraca się tylko do kobiet, jakby mężczyźni nie odczuwali
lęku. Do tego wciąż wraca do symbolu mężczyzny – pijaka, ojca – okrutnika,
samca, tyrana, potwora… Musiało ją coś w życiu niedobrego spotkać, ale skoro w ten sposób z lekiem
sobie radzi, to może i inni – czytając to – też wyzdrowieją - ja nie wyzdrowiałem, przeciwnie... Dlaczego
napisałem „infantylna” – ano, bo jeśli ktoś stwierdza, że: Dopiero nawiązanie kontaktu z wewnętrzną mądrością położyło kres moim
obawom i lękom. (…) Człowiek jest omylny, siła wewnętrzna człowieka nigdy się
nie myli. No i ta notatka: Wydawca i
autor nie ponoszą żadnej odpowiedzialności za jakiekolwiek skutki dla zdrowia
mogące wystąpić w wyniku stosowania zaprezentowanych w książce metod. Nie
uważacie, że to dość dziwna uwaga w poradniku napisanym po to, aby ludzi
nauczyć, jak sobie samodzielnie radzić z lękiem czy strachem? Zresztą daremnie tam szukać jakiejś konkretnej terminologii naukowej.
Tu przyznam się – są książki, które od pierwszej stronicy
nastawiają mnie anty i wtedy już się włącza szukanie dziury w całym. Nie będę pisał na NIE i krytykował. Jeśli ktoś chce przeczytać, niech czyta i sam
wyda wyrok. Nie omieszkam jednak przytoczyć Wam tego, co zapisałem na gorąco
podczas lektury. I tak, w książce znalazłem:
Nikt ci nie pomoże pokonać lęku, tylko
ty sama (znów tylko kobiety!) możesz podjąć wyzwanie i pracować nad sobą. Im więcej będziesz
opowiadała o swoich negatywnym odczuciach, tym więcej będzie ich wokół ciebie.
Opatrzyłem to – i wcześniejsze jakieś tam stwierdzenia –
takim oto komentarzem: Ze smutkiem muszę napisać, że to dobry
poradnik dla gospodyń domowych w najgorszym tego słowa znaczeniu
i przez takąż właśnie gospodynię domową pisany.
Na końcu się dowiedziałem, że pisząca
poradnik to absolwentka jakiegoś studium niekonwencjonalnych metod leczenia - skąd? - a jakżeby! - z Dalekiego Wschodu. I jeszcze cytat z końcówki:
Dzięki tej książce wyzwolisz się raz na
zawsze ze szponów zaburzeń lękowych i wreszcie poczujesz powiew prawdziwej
wolności. Autorka podpowie Ci, jak radzić sobie z niepokojem i strachem, które
nieleczone mogą doprowadzić do depresji czy nerwicy.
No i jak się nie śmiać? Albo choćby uśmiechnąć!
Zmieniam jednak zdanie - książka może pomóc - bo jak powiada przysłowie - śmiech to samo zdrowie!
Teraz już pewnie wiecie, dlaczego czasami piszę jakby nerwowo, dlaczego
czasem się ciskam i dlaczego czasem rzucam gromy słowne. Czytam i takie książki, które mają mnie leczyć, a zamiast uzdrowienia wpędzają mnie w szewską złość!
Nie wiem też, co mój znajomy zrobił i czy skorzystał z moich
rad – prawda, że każdy radzi i ma dobre chęci, no i dobrymi chęciami to każda
droga do piekła wybrukowana, że hej! Zrobił na pewno, co mu serce rzekło, bo na
pewno nie rozum, na pewno nie rozum.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz