Ja to się tego boję, że kiedyś tam może zabraknąć mi
szczerego uśmiechu do siebie samego, gdy rano do lustra zaglądam lub gdy wieczorem się
żegnam z tym delikwentem z lustra tak do mnie zewnętrznie podobnym.
Nie boję się, ale nie lubię tego stanu ducha, gdy słyszę za
oknem – jak teraz – syreny alarmowe – bo to dla mnie oznacza, że coś tam
niedobrego – w ludzkim rozumieniu – komuś się przydarzyło i komuś przyjdzie
zapłakać.
Ja boję się też tego, że w życiu tym nie doczekam, żeby
dziennikarze, politycy, Polacy przestali wreszcie „panować”/ „paniować”
prezydentom, premierom, ministrom, dyrektorom, prezesom, wójtom, sołtysom, a
jeśli już tak ma być, to – pewnie też tego nie doczekam – żeby „panować”/
„paniować” wszystkim – bez wyjątku –
papieżowi, kardynałom, biskupom, pastorom, proboszczom, patriarchom, popom,
diakom, wikarym, a nawet diakonom i jeszcze zakonnicom, i matkom przełożonym –
już o tym pisałem – jak wszyscy, to wszyscy – skoro pan prezydent, pani premier, to też i pan papież, i skromna pani zakonnica. Nawet ciekawie by brzmiało – pani
matka przełożona albo pan patriarcha, pan pastor i pan biskup.
Przypomina mi się z niedalekiej przeszłości, że zwrot „pani matka” w
polszczyźnie funkcjonował. Może by warto było do tej formuły wrócić.
Nie doczekam też pewnie, że dziennikarze z publicznej będą
mogli naprawdę być dziennikarzami – nie narzędziami władzy, tylko tubą prawdy.
A zresztą nie tylko ci, co w telepisowni dziś, ale i ci z tak zwanych mediów
niezależnych też mogą tylko pomarzyć o niezależności, bo przecież interesy
wydawnictwa się liczą, a nie prawda naga, tylko jakaś tam prawda, nieprawdaż?
No a cóż to jest prawda? Jak to nic się nie zmienia! Jak to nic nie ruszyło od
dwóch tysięcy lat. Jakbyśmy w miejscu stali na jednej linii z Piłatem. Co ja
tu, głupi, mówię? Już nie obrażam Piłata!
Ja się też boje tego, że ta degrengolada w tym pięknym kraju
nad Wisłą osiągnie apogeum – to będzie kolejny rekord obecnie rządzących.
Boję się informacji takiej jakości, jaką przed chwilą
usłyszałem w telepisowni. A mianowicie, dowiedziałem się, że samolot z
wiceprezydentem USA wylądował właśnie na lotnisku Okęcie (nie ma takiego
lotniska). Dowiedziałem się też, że maszyna ta jest niewidoczna dla radarów, a
na lotnisku ją widać (niesamowite odkrycie). I jeszcze później, że do Warszawy
przyleciało iluś tam polityków związanych z polityką Trumpa. Ciekawe – pomyślałem
– jak gdyby wiceprezydent nie miał być związany z polityką prezydenta. I znów w
kontekście silnie o sojuszniku daleko i wrogu tuż po sąsiedzku – co robi obecna
władza, żeby z sąsiadem żyć dobrze? Ale mi to tak bardzo przypomina Polaków, co
przyjaciół mają na drugim końcu świata, a z sąsiadami swoimi nieustannie
wojują.
Boję się jeszcze u siebie wszelkiej pobieżności – niewgłębiania
się w temat właśnie rozważany. Złapałem się na tym ostatnio. Postanowiłem kilka
dni temu przeczytać wykłady Kazimierza Twardowskiego. To kilka wykładów zebranych
w pracy „O filozofii średniowiecznej”. Pomyślałem na wstępie – przebiegnę wzrokiem
tę pracę, przypomnę, co zapomniałem i sprawdzę, co w czasie studiów umknęło mojej
uwadze. Po kilkunastu stronicach zmieniłem jednak zdanie i odłożyłem książkę na
czas spokojniejszy. Chcę się z nią zapoznać, jak na to zasługują i same wykłady,
i ich szanowny autor. Kazimierz Twardowski (1866 – 1938) – ten polski filozof i
psycholog (twórca lwowsko-warszawskiej szkoły filozofii) urodził się w Wiedniu. Jako
Polak jednak nie miał szans na karierę naukową w Austrii. A ponieważ chciał
filozofię wykładać po polsku i dla Polaków, przeniósł się do Lwowa i tam na Uniwersytecie
Lwowskim realizował się naukowo. Tam też umarł. W jego wykładach uczestniczyła zawsze masa ludzi.
Niektóre źródła podają, że nawet dwa tysiące słuchaczy. Wykłady te były tak popularne, że
zjeżdżali na nie chętni z innych miast i trzeba było wynajmować największe sale
w mieście.
Nie można takich autorów czytać tylko pobieżnie, czytać dla przypomnienia
albo sprawdzenia tam czegoś.
Czego się jeszcze boję? Nie pamiętam – dość o tym.
Niech każdy sobie znajdzie to, czego się boi!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz