1 września 2016

Daj mi wiarę, jak ziarno...

Zapiski z emigracji [8]
W Anglii łapię się na tym, że patrzę na dzieci. Mają takie ufne spojrzenie i szczere uśmiechy. Chłopaków w wieku około 10, 11 lat zawsze kojarzę z Kevinem. Brakuje mi jego spojrzenia, uśmiechu i słów na żywo, choć spotykamy się w sieci, ale to nie to samo.
Dzieci są wspaniałe! Rozumiem Chrystusa i Jego stosunek do dzieci.

Pamiętam, jak w Niemczech przepracowałem któregoś dnia 10 godzin. Czas dość szybko mi zleciał, a ja byłem z siebie zadowolony, że wytrzymałem.
Pamiętam też, jak znajomy przyniósł mi książkę do nauki języka niemieckiego. Niósł ją kilka dni, jakby nie chciał mi jej pożyczyć, żeby był uzależniony od niego (mówił dość dobrze po niemiecku), ale musiał mi ją przynieść, ponieważ książka nie była jego, a właścicielka kazała oddać ją właśnie mnie.
To było w lutym tego roku.
Ależ ten czas poleciał!
Wtedy już wiedziałem, że o normalnym korzystaniu z Internetu mogę zapomnieć – nie umiałem doładować mobilnego Internetu, nikt mi nie chciał pomóc, a syn szefowej unikał mnie, jak tylko mógł. Po prostu nie chciał dać mi klucza do wi-fi.
Postanowiłem, że będę uparty i, jeśli go spotkam, zapytam o sprawę.

W pracy poznałem Semię, Irakijczyka, który stara się czy już ma obywatelstwo niemieckie. Chłopaki go nie lubią, gdyż twierdzą, że donosi szefowi. Zresztą, kogo oni lubią poza sobą? I kto, tak naprawdę, donosi szefostwu?!

W pracy dużo wulgaryzmów. Ja też w pewnym momencie nie wytrzymałem i kiedy H. do mnie skoczył: Kur… nie lej wodą na te buty! (jego). Odpowiedziałem: Kur... nie leję, tylko trochę niechcący prysnąłem!
Zaiskrzyło między nami, ale trafiła moja odpowiedź! Do nich nie trafiają chyba inne odzywki.
Nie lubię, kiedy ktoś krzyczy na mnie i jeszcze przy tym bluzga. H. jest tu takim samym robotnikiem jak ja. I skoro jedziemy na tym samym wózku, to chyba powinniśmy się trzymać i wspierać, a nie na siebie naskakiwać.
Powyżej opisałem jedno z moich emigracyjnych marzeń.
Zresztą, tutaj klną wszyscy. Któregoś dnia jedna z Polek na pożegnanie w pracy powiedziała mi: Aleś się dzisiaj upier…, co miało oznaczać, że podczas pracy pobrudziłem sobie ubranie.
Tutaj klnie się na zasadzie przerywników w rozmowie.
Chłopaki się cieszą, gdy nauczą obcokrajowca polskich przekleństw. A obcokrajowcy powtarzają bezmyślnie polskie wulgaryzmy.
*
To nie moja bajka. Wiem jednak, że życie jest barwne i ja tę jego barwę w tej chwili poznaję.
To chyba takie nasze barwy narodowe – chamstwo w zachowaniu i prostactwo w języku.
Oczywiście nie mam na myśli wszystkich, ale to większość decyduje o tym, jak nas postrzegają na zewnątrz.
*
Miałem dzisiaj rozmowę z szefową nt. Internetu. Tłumaczyła po angielsku, że to niemożliwe, ponieważ mają małą prędkość netu i to nawet dla ich trzech domowych komputerów nie wystarcza.
Później rozmawiałem z jej synem. On z kolei tłumaczył, że mają kablowy Internet.
Dwa różne tłumaczenia. Nie za bardzo chce mi się wierzyć w tę małą prędkość netu. Ale, zawsze to tłumaczenie. Szefowa powiedziała mi też, że powinienem sobie kupić mobilny Internet. Wiedziałem o tym. Mam już mobilny net, ale nie potrafię doładować karty, a nikt nie chce mi w tym pomóc.
Ja po prostu chciałem mieć stały dostęp do Internetu i chciałem za to uczciwie, a nawet drożej niż uczciwie, zapłacić i nie martwić się ciągle tam doładowania.
Dam sobie radę, choć bez sieci nie jest łatwo. W sumie to nie pokarm i woda, niezbędne do życia!
Porozmawiam jeszcze z Bossem, może on ma wi-fi. A jeśli się nie da, to muszę jakoś nauczyć się doładowywać ten mój mobil i będę jakoś tam funkcjonował.
Zobaczę, jak będzie. A jak będzie, to będzie!
*
Dzisiaj 11 godzin pracy. Na zakończenie robiłem porządki. Inni gadali i trzymali się jakichś tam narzędzi, żeby tylko mi nie pomóc. W końcu pomogła mi jedna z kobiet. Dziwnie to wyglądało, kobieta złapała za szczotkę i pomagała mi w porządkowaniu hali, a trzech facetów plotkowało i żartowało między sobą. Żaden się nie ruszył.
To jest obłęd, jak ludzie tutaj dziczeją.

Dziwię się też zakłamaniu. Obgadujemy innych podczas ich nieobecności, a kiedy jesteśmy razem po prostu rozmawiamy ze sobą, jak gdyby nigdy nic.
*
Gubię brzuszek.
Łapię kondycję i uczę się fizycznie pracować przez cały dzień. Jutro minie tutaj trzeci tydzień pracy. Muszę przyznać, że bolą mnie dłonie i nogi. Raczej nie odczuwam innych bólów, choć często czuję, że moje ciało jest tak fizycznie zmęczone, że nie chce mi się myśleć.
*
Przyznam, że emigracja to nie jest moja bajka!
Nie zawsze jednak gra się w bajkach, w jakich byśmy chcieli grać! Nie zawsze też przychodzi nam odgrywać ulubione role!

Anglia.
Tutaj w Anglii jestem zagubiony jak nigdy dotąd. Nie mogę pozbyć się niepokoju, niepewności i tym podobnych fobii ludzi niepewnych jutra.
To może znów dlatego, że chcę zbyt szybko osiągnąć to, na co trzeba czasu i cierpliwości anielskiej.
Rozmawiałem dzisiaj ze znajomym. Jeszcze kilka tygodni temu nie miał, gdzie mieszkać, a dzisiaj mówił mi, że koczuje u kolegi w hotelu i jest szczęśliwy, niczym się nie przejmuje.
Za ścianą znów płacz kobiety i wykrzykiwanie do partnera, że jest taka nieszczęśliwa i w ogóle Anglia to jej zesłanie i ona nie chce tutaj już być.
Kilka dni temu ich poznałem. Zapijają wszystkie swoje żale. Przy tym są znawcami życia w Anglii. Tak na marginesie, to wśród moich rodaków znawców życia w Anglii jest tutaj w nadmiarze.
Czuję się tutaj obcy w pełnym tego słowa znaczeniu. I w pracy, i na ulicy, i w wśród współlokatorów. Czuję się taki samotny! Dobrze, że mam przy sobie kawałek najbliższej rodziny.
Na FB wrzuciłem ostatnio wiersz J. Szujskiego Modlitwa… Heretyka, wystraszonego…

Nie chciej, o Panie, bym patrzał na Ciebie,
Jak z aniołami tryumfujesz w niebie,
A sam nie ruszył na tryumfów drogi
Przykutej nogi.

Nie wiem, co myśleć o tekście, a jednocześnie nie potrafię przestać o nim myśleć! A na myślenie w pracy mam dużo czasu. Mam w pracy czas na modlitwę, mam czas na myślenie i roztrząsanie problemów swojego życia.
Wielkim atutem tej pracy jest to, że nie ma czasu na rozmowy z innymi ludźmi, choć nie brakuje gaduł, które nachylają się człowiekowi do ucha i coś tam krzyczą. Odpowiadam krótko, że temat mnie nie interesuje!
Dobrze mi jest być sam ze sobą na sam. Może właśnie w ten sposób dojdę ze sobą do ładu, a reszta się wtedy ułoży.

Żaby wszystko było jasne. Spotykam się tutaj też z ludźmi, którzy układają sobie z sukcesem nowe życie. Walczą przy tym jak lwy, żeby realizować swoje plany. Płacą za to często cenę przepracowania, alienacji i rodzinnego szczęścia.

Jeden z kolegów z pracy ostatnio zauważył jakąś tam ładną kobietę i mówi, że zgrzeszyłby z nią jak nic. Ja na to, że nie widzę tutaj kobiet w ten sposób. Popatrzył na mnie i pyta: Jesteś gejem? Nie, odpowiedziałem, ale tęsknię za jedną kobietą i cała reszta kobiet nie liczy się dla mnie w tej chwili.
Miałem to, odpowiedział znajomy i skończyliśmy temat.
A ja to mam i nie mam zamiaru tego zmieniać, pomyślałem!

Jak długo mi jeszcze pisana włóczęga?
To nie moje. To chyba Stachury. Ale pasuje do mnie i do mojej sytuacji, jak ulał!

Przedwczoraj ugotowałem sobie kapustę. Współlokatorom powiedziałem, ze nikogo do jedzenia nie namawiał. Każdy jednak je na własną odpowiedzialność to, co ja ugotuję. Kapustę zjadłem sam.
Dzisiaj zmierzyłem się z krzyżówką polskiego czerwonego barszczu i chińskiej zupy.
Może to zabrzmi dziwnie, ale po zjedzeniu mojego kulinarnego wynalazku dochodzę do wniosku, że możliwa jest przyjaźń polsko-chińska. Przynajmniej na tym polu.

Wiem, zalegam z postem Żal mi polskiej kur… Powoli! Do wszystkiego dojdziemy w odpowiedniej chwili.

 
Wszystko w swoim czasie, prawda!?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...