28 stycznia 2017

Zmieniam się... nieustannie

Panta rhei 
Żadna to nowość albo odkrycie, gdy człowiek zauważa, że zmienia się nieustannie. Życie! Co innego jednak zmiany zauważać, a co innego świadomie je przyjmować. Przy okazji takiego spostrzeżenia koniecznie trzeba wiedzieć, na ile to świat zewnętrzny wymusza na nas zmiany i na ile te zmiany wynikają z naszej akceptacji świata zewnętrznego, a na ile zmieniamy się, ponieważ spostrzegliśmy właśnie pewne aspekty własnego życia w zupełnie innym świetle i stwierdzamy, tylko my sami możemy to zrobić w stosunku do siebie, że powinniśmy zmienić to i owo.
Na ile zatem zmieniamy się po to, aby przystosować się do warunków zewnętrznych, a na ile, żeby poprawić jakość własnego życia w naszych własnych oczach? Pierwsze dotyczy naszej, nazwijmy to, zwierzęcości i naszej naturalnej więzi cielesnej z przyrodą. Drugie, to raczej sfera duchowa, czyli wszystko to, co nas w tej przyrodzie wyróżnia i od niej oddala i co, notabene, wcale nie wychodzi nam na dobre.
Na pewno nie będę rozwodził się dzisiaj nad faktem, że zmienia się postać tego świata, w którym żyję i w którym Wy żyjecie. Zmienia się nieustannie i zostawmy to na razie w spokoju. Ja napiszę tylko, że zmienia się moje podejście w kwestii wpisów na tym właśnie forum, czyli blogu.
Nie zmieniło się nic w tym temacie, że bloga traktuję jako swoiste archiwum swoich tematów, pomysłów i spostrzeżeń. Jest tego tyle, że z pewnością nie wykorzystam wszystkiego w moim ograniczonym, nie wiadomo jeszcze jak bardzo, życiu. Trzeba być w tej kwestii realistą i nieustannie pamiętać, że ta chwila może być ostatnią daną mi w prezencie od Losu.
Zauważyłem zatem, że zmieniło się mojego podejście w kwestii dokonywania wpisów na blogu. Początkowo zakładałem sobie, że będę codziennie zamieszczał tutaj jakiś tekst, rozwijał jakąś myśl, dzielił się z innymi jakimś swoim spostrzeżeniem czy spostrzeżeniami. Wyznaczałem sobie przy tym jakieś tam cele, typu: określona liczba odsłon w tygodniu czy miesiącu, pozyskiwanie coraz to nowych odbiorców, a nawet myślałem o blogu jako miejscu zamieszczania reklam i pozyskiwaniu z tego tytułu środków finansowych. Często dokonywałem codziennie wpisów, gdyż byłem przekonany, że powinienem tak właśnie robić, aby osiągnąć założone cele.
Tutaj, na emigracji i w samotności, mam to szczęście, że mam czas na przemyślenie swojego życia od nowa i swojego podejścia do wielu spraw, między innymi mojego pisania, będącego moją opowieścią o sobie. Każdy ma taką opowieść! Jedni snują ją w wybranej przez siebie formie i dzielą się swoim życiem z innymi. Inni wolą milczeć i opowieść o sobie zachować tylko dla siebie. Wszyscy jednak mamy swoją opowieść o sobie.
W sowich przemyśleniach doszedłem do wniosku, że w moim pisaniu nie może być żadnego dyktatu, żadnego pośpiechu i osiągania jakichś tam celów pośrednich, jak zwiększanie liczby odsłon czy odbiorców.
Pisanie, snucie opowieści o sobie, powinno wynikać tylko z CHCĘ, a nie jakichś tam POWINIENEM, MUSZĘ, TAK TRZEBA, TAK WYPADA…
Tematy tekstów postów rodzą się w mojej głowie jak grzyby po deszczu. Życie, którego teraz właśnie doświadczam, jest jednym wielkim tematem czy pomysłem na pisanie.
W pewnym momencie uświadomiłem sobie, że nie dam rady opisać wszystkiego, co opisać bym chciał, przekazać innym to, co rodzi się w mojej głowie. Nie zdołam poświęcać odpowiedniej ilości czasu na codzienne wpisy na blogu tylko po to, aby snuć swoją opowieść, którą snuję przecież tak naprawdę poza blogiem. Po uświadomieniu sobie własnych ograniczeń stwierdzam stanowczo, że jest to (opisanie wszystkiego na blogu) niemożliwe, choć w chwilach jakiejś tam tajemniczej euforii wydaje mi się, że mógłbym. Teraz już jednak wiem, że tylko wydaje mi się, a nie, że mógłbym.
Pozostaje więc mój blog moim swoistym medium, za pomocą którego kontaktuję się z tymi, którzy chcą kontaktować się ze mną. Pozostaje też mój blog moim swoistym archiwum tematów, pomysłów, myśli i spostrzeżeń.
Nie ma już jednak w tej kwestii żadnych przymusów dotyczących terminów dokonywania wpisów, ich ilości, liczby odsłon czy też liczby odbiorców. W przypadku, gdy tych ostatnich zabraknie, pozostanie mi przecież jeszcze snucie swojej opowieści o sobie właśnie sobie i samej opowieści. Przypominam sobie, że już kiedyś coś podobnego napisałem.
Dygresja!
Pewnie wielu z Was zauważyło, że 13 stycznia wypadało w piątek. Był to więc wymyślony przeze mnie Światowy Dzień Donosiciela. Pamiętałem o tym, ale darowałem sobie wpis z tym tematem związany. Po pierwsze, temat trochę mi się już znudził. Znudził mi się tak, jak samo myślenie o tych, którzy w przeróżny sposób na mnie donosili do prokuratury, na policję czy do mediów. Po drugie, przebaczyłem im i często się na siebie wkurzam, kiedy o tym myślę, ponieważ zapomnieć jeszcze nie potrafię. Wiem jednak, że to efekt uboczny mojej słabej wiary. Kiedy jednak wkurzam się na siebie za rzeczone przebaczenie od razu przywołuję się do porządku stwierdzeniem, że tak właśnie nakazuje religia, którą wyznaję. Mój Mistrz nakazał przebaczać, zatem trzeba przebaczyć i jak najszybciej zapomnieć, a nie roztrząsać przeszłości i zaśmiecać sobie tym głowę i serce. Czym bowiem są donosy, jeśli nie pierdołami, które rodzą się komuś tam pod kopułą czaszki? Słowem, religia nakazuje, trzeba wykonać bez żadnej dyskusji, jak rozkaz na wojnie.
Temat „trzynastego w piątek” uważam zatem za zamknięty, policjant o wdzięcznym nazwisku Wróbel niech zażywa w spokoju, jeśli jeszcze żyje, swojej emerytury aż do końca dni swoich na tej pięknej planecie, na której w twórczej wyobraźni człowieka wylądował niegdyś Mały Książę!
Obiecałem sobie dzisiaj w pracy, że jeśli w miarę wcześnie wrócę do domu, to jest późnym popołudniem, a nie późnym wieczorem, to zaparzę sobie mocną kawę i wypiję ją z mlekiem. Przez długi czas nie piłem kawy. Teraz piję kawę sporadycznie i traktuję tę czynność jak rytuał czy nagrodę za wykonanie kolejnego dobrego wyboru w życiu.
Jestem właśnie po wypiciu kawy.
Smakowała!
Dokonam tego wpisu na blogu, pokręcę się jeszcze chwilę po swoim życiu i spróbuję zasnąć.
Trzymajcie się i próbujecie co jakiś czas odpowiedzieć sobie na kilka zasadniczych pytań, jak choćby te: Czy zmieniamy się dlatego, że świat tak chce czy chcemy tego my?
This is the question!  
???

Następnym razem opiszę, jak to jest z tworzeniem wpisów na blogu, oczywiście na swoim przykładzie. Nigdzie więcej tego nie znajdziecie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...