Polska staje się dla
mnie niczym strefa zero, jakąś krainą półcienia, półmroku, coraz większą
tajemnicą… Nie ukrywam, że boję się, gdy słucham, patrzę i myślę o tym, co
słyszę i widzę, bo to dobrze nie wróży.
Niedawno na Facebooku
przeczytałem to: „Ojciec Dyrektor Dr Tadeusz Rydzyk to dziecko matki Bożej,
urodzone 3 Maja. Czy coś Ci to mówi?” To było w formie jakiegoś plakatu.
Zapisałem to sobie, a potem dopisałem na gorąco, co myślę – na pewno mi to
mówi, że pisał to półgłówek! poza tym dopytałem – Ciekawe co na to Matka Boża?
Jarosław Kaczyński w
Pułtusku na pikniku patriotycznym wykrzyczał: „Kto podnosi rękę na Kościół,
podnosi rękę na Polskę? – znów zanotowałem i odłożyłem na bok. Musiałem
pomyśleć, o jakiej on Polsce mówi? O mojej Polsce mówi? A może o swojej? Bo dla
mnie Polska i Kościół to dwie odrębne sprawy. Nie przypominam też sobie, żeby
mój Mistrz z Nazaretu kazał mi karku nadstawiać za jakąś ziemską ojczyznę – za
tę dzisiejszą ojczyznę, w połowie ogłupiałą – bo jak można inaczej traktować
autora słów o znanym ojcu dyrektorze, jeśli nie jak skończonego durnia? Jak
można traktować JK – niemalże równego mi wzrostem (w górę czy w dół, nie
powiem, ci co mnie znają, wiedzą) – który mój Kościół k., zanurzył po same uszy
w bagnie polityki?
A potem przez całą Polskę
przelał się istny potop obrońców Kościoła, wiernych polityków – nie szczędzili przy
tym najgorszych przeciwnikom, a z aż im kapało nauczanie Kościoła. Na JP II powoływano
się często, na papieża Franciszka i na kogo nie – żeby tylko dokopać politycznym
rywalom, żeby kolejne punkty urwać do sondażu.
I muszę się tutaj przyznać,
że nie rozumiem za bardzo, o co w tym wszystkim chodzi i w imię czego to wszystko.
Ktoś może mi powiedzieć
– Głupiś! – o władzę idzie! – Wcale się nie obrażę – mam poczucie humoru i do siebie
mam dystans – ale jeśli o władzę, to czy koniecznie trzeba stać się pustakiem, żeby
w ten sposób zabiegać o poparcie tłumu? Tam siedzą przecież ludzie co nieco wyuczeni
– jak oni sobie radzą z takim roztrojeniem – co innego mówić, co innego robić, a
jeszcze pewnie zupełnie co innego myśleć.
Po co ludzi wciągać w taką
abstrakcję walki? - w taką grę podziałów? To przecież szybko nie minie. Zmienią się
rządzący, a podziały zostaną, bo pamięci ludzkiej nie wyczyścisz deletem.
I dziwię
się bardzo, a bardzo, że Kościół też gra w tę grę – od hierarchów począwszy, a na
wikarych skończywszy – praktycznie w każdej parafii znajdzie się kapłan walczący,
niczym przed laty kapłani z Ameryki Łacińskiej od teologii wyzwolenia.
Brakuje mi uśmiechu, gdy
na to wszystko patrzę i myślę z wielka dumną, że Polacy potrafią naprawdę dużo znieść!
Tylko ciekawe – jak długo?
A co do tego napisu o ojcu dyrektorze - my się dziwimy Rosjanom, że kochają Putina - Putni to gość przy ojcu - zakonniku ubogim - któremu raczej modlitwa przystoi - nie kult jednostki!
A co do JK naszego, eeee, nie chce mi się już!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz