Niejeden pewnie już teraz myśli właśnie tak – jak dobrze, że
to już finisz tych kolejnych świąt… Nie – źle rozpoczęte, a nawet bardzo źle,
bo mimo tego, że wiele mnie w otoczce tych świąt mijających mierzi, to
chciałbym, żeby jeszcze z jakiś tydzień potrwały. Zatem może tak zacząć – było
i kończy się właśnie to BN 2018, a żal! Oprócz tego, że świateł i światełek
ludzie nakupili, nawieszali, gdzie tylko się dało i że świat wokół nas bardziej
skolorowiał, to czy te święta z nas lepszych uczyniły trochę? Trudno wyrokować,
jeśli idzie o mnie, bo nie wiem, zaiste – starałem się być, ale co z tego
wyszło?
Mikołaje jak ludzie…
Mikołaje, w których zamieniają się często istoty marne i
mierne, przy takiej fajnej okazji jak święta BN potrafią szkodzić jak nigdy,
choć ani słowa o tym, bo to przecież tak pięknie, gdy prezent od Mikołaja…, a
że Mikołaj dureń albo zwykły przecinak to kto by tam patrzył – ważne, że prezent
daje.
Kilka dni temu mój młodszy dostał od Mikołaja całą torbę
słodyczy – cholera, taką wielką, jak tylko wielka może być torba na wielkie
zakupy. W dodatku jeszcze torba była z logo jednej z sieci handlowych, które w
kraju nad Wisłą zadomowiły się. Takiemu Mikołajowi to bym raczej nakopał, niż
podziękował za taki prezent, bo to żaden prezent. Chyba że ktoś myśli, że
właśnie dobrym prezentem jest dzisiaj wielka torba wypchana słodyczami.
Zero książek, owoców, przyborów do pisania, łamigłówek albo
gier planszowych… Widocznie to za trudne dla Mikołajów niektórych, żeby głową
ruszyć i pomagać, nie szkodzić.
Byłem zły jak cholera na tego Mikołaja, bo jakby mi było
mało, żona moja wzięła i mianowała mnie strażnikiem tej torby, strażnikiem góry
słodyczy, a do tego pokusa – jasne, że czasem ulegam. Pieprzony Mikołaj! Niech
sam wpiernicza słodycze, a nie kusi ludzi słodkościami marnymi!
W mieście sąsiednim na ulicy ruchliwej widziałem Mikołajów
dwóch. Kolega był zakrzyknął: ‑ Co też to rozdajecie? Odkrzyknęli: ‑ Cukierki!
– i cukierkiem rzucili. Wsadź sobie ten cukierek, zdążyłem pomyśleć. Kolega tymczasem
słodycz złapał i połknął.
Na szczęście mój Mikołaj już myśli jak trzeba. W tym roku mi
przyniósł ananasa, migdały, pomarańczę i jeszcze studencką mieszankę. O książki
nie prosiłem, bo mam ich w nadmiarze. O żadne przybory do pisania też, bo mam
ich w zapasie na kilka miesięcy. Spisał się mój Mikołaj z myśleniem na medal i
bardzo go lubię. Już czekam nań za rok!
Wigilie na peryferiach…
Niedawno przejeżdżałem obok stacji benzynowej, w budynku
której restauracja jest. Przejeżdżałem tamtędy i tak zapragnąłem dostać się w
jedno miejsce, że szybko zajechałem. Wbiegam do restauracji. Jak mi się szybko
chce ukryć! Gdzie? Nie wasza sprawa! Ważne, że muszę natychmiast. Tymczasem
zaraz za drzwiami wita mnie taki napis: „Przepraszamy! Restauracja nieczynna.
Wigilia”.
Mam w dupie czyjąś wigilię! Ja muszę do toalety! Nie będę
przecież na dworze, choć w sumie to mógłbym. Śnieg obficie pada. Wiatr dość
mocno zawiewa. Na dworze? Nie ma mowy. Wbijam zatem na chama. Co mi tam wigilia,
czyjeś i wigiliowanie! Mam gdzieś konwenanse. Każdy tak czasem ma!
Wychodzę odprężony, choć niekontent do końca. W toalecie
właśnie mydło się było skończyło. Musiałem się tylko wodą obyć przy rąk umyciu.
Mimo to odprężony wychodzę i widzę… Widzę znajome twarze, co z restauracji
wyszły. Tak, znam dobrze te twarze. Skąd? Za dużo by było! Pomyślałem od razu:
Dlaczego wigilia tutaj? Dlaczego nie w instytucji szumnej z kagankiem w przysłowiu?
Po co się chować po stacjach z podzieleniem opłatkiem? I od razu się śmieję. Do
siebie się śmieję wesoło. Jacy my zakłamani jesteśmy. Jacy my obłudni! No,
przecież w instytucji nie wolno sobie chlapnąć. Trzeba koniecznie „uciec” w
takie ustronne miejsce, gdzie do opłatka wszystko, ale to wszystko pasuje i
gdzie nie trzeba udawać kogoś zupełnie innego. Narodziny Pana! Okazja
wyśmienita. Nieraz popiłem ostro na urodzinach Pana!
Siadam znowu za kółkiem. Wpatruję się w dal. Tyle bieli
wokoło. Jednak mogłem pod krzaczkiem albo nawet bez krzaczka. Potem bielą
śniegową umyć ręce mogłem, a potem rozbić zziębnięte aż do czerwoności.
Niepotrzebnie widziałem ten napis z wigilią. Niepotrzebnie
widziałem te twarze znajome. Przypomniałem sobie siebie i swoje takie ucieczki,
żeby wigilię obchodzić, nie obchodząc jej wcale! Jaki czas temu dotarło do
mnie, że wigilie zakładowe, instytucjonalne nie są żadną tradycją, tylko
tradycji zarzynaniem? Nie pamiętam. To przecież nieważne. Ważne, że kiedyś się
stało.
Jeszcze zdążę w te święta opublikować posta. Do północy
kawałek. W TV „Angielska robota”. Szkoda, że święta mijają! Nie można by
jeszcze z tydzień? Nie wszystkich zdążyłem odwiedzić.
To nic!
Zdążę przecież po świętach!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz