Przychodzi do mnie wróżka albo troll jakiś, może być garbus z baśni,
skrzat, gnom, czarownica, czarodziej, mag… ktokolwiek nietuzinkowy albo
cokolwiek takiego, że szczęka opada i mówi do mnie tak: ‑ Od dzisiaj robisz
dokładnie, co lubisz i co chciałeś! Płacę ci złociasza za każdą odsłonę na blogu!
To w zupełności wystarczy, abyś wiódł życie szczęśliwe i mógł na końcu
powiedzieć – na śmierć się zapisałem!
A ja: ‑ Za co ten złociasz ma być, li tylko za odsłony? I za co
tyle szczęścia spada na mnie nagle?
A on, ona, ono, to tak mi odpowiada: ‑ Za to, że jednych wkurzasz, innych
znowu bawisz, kogoś połechtasz niechcący, tamtego znów zganisz, jednych
rozśmieszysz do łez mniejszą czy większą głupotą, drugich znowu zasmucisz
swoim nierozgarnięciem, wężyzną horyzontów, płycizną poglądów, czasami udaje ci się
błysnąć, ale tylko czasami, rozmawiasz z samym sobą i przy okazji z innymi… za
to i inne tam jakieś płacę tego złociasza! Jeśli masz jakieś obiekcje, to teraz
albo milcz!
Jak można mieć obiekcje, gdy ktoś, kogo nie ma, proponuje ci konkret za
niekonkretny cel? No to nie mam obiekcji albo może mam. Na przykład takie
obiekcje: – Czy jakiś, na przykład urlop, dzień wolny będę mógł wziąć, czy tak
na dobre, codziennie i bez przerwy zapalać li tylko pisanie i nic, nic, nic
poza tym? Bo to mi jakoś wygląda na całkiem przyjemne więzienie, na które sam
mam się skazać i jeszcze być przy tym szczęśliwym!
‑ Chwileczkę! – mówię do tego kogoś albo czegoś. – Po co ten gwałt w
podjęciu przeze mnie konkretnej decyzji? Chcę jakąś chwilę niewielką na małe
zastanowienie, bo nie wiem, zaiste, czy dobrze zrobię, zgadzając się na to.
A później się okazuje, że to prezent świąteczny od wróżki albo trolla
jakiegoś sympatycznego, może być od garbusa z nieokreślonej baśni, skrzata, gnoma,
czarownicy, czarodzieja, maga… kogokolwiek nietuzinkowego albo czegokolwiek
takiego, że szczęka opada…
To zmienia postać rzeczy, bo skoro to prezent, to po co były te jakby
niepotrzebne pytania o jakieś tam obiekcje i te – znów dziwne – naciski, żebym
brał, co mi dają, a nie pierdlił trzy po trzy.
Całkiem mi to pasuje i mogę nawet powiedzieć: – Fajnie, kurde, dziękuję!
Nawet się zapaliłem do takiego prezentu. A nawet niech mnie kopnie, na przykład gąska jakaś, żebym się mógł przekonać czy coś takiego w ogóle może być jakoś możliwe!
Idą szybkimi krokami takie święta właśnie, w czasie których wszystko
dosłownie jest możliwe – skoro zwierzęta mówią, wrogowie się kochają, aniołowie
kłaniają, bydlęta klękają, cicha noc i święta znów okryje świat cały i chwała na
wysokościach, pokój na ziemi nastaną, w sumie – wszystko, ale to wszystko może się zatem zdarzyć – to dlaczego
do mnie wróżka… przyjść nie może!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz