5 grudnia 2018

Takie tam NIC albo WSZYSTKO


To, ze jakieś gwiazdy, gwiazdki, gwiazdeczki i inne ciała i ciałka polskiego i więcej nieboskłonu show-biznesu mają problemy wszelakie z uzależnieniami różnorakimi, to już raczej norma. Dziwimy się raczej, gdy jakiś tam artysta nie chla, nie ćpa, nie pali…, a nawet nas wkurza taki porządny artysta. Niby taki bez skazy, a jeszcze do tego sławny. Tym uzależnionym idolom medialnym wielbiciele współczują, a nawet ci neutralni potrafią współczuć im, że niby tacy wielcy, a przecież tacy biedni, przecież tacy słabi, że tylko szkoda człowieka. Akceptujemy na odległość słabości medialnych person i mocno trzymamy kciuki, gdy gwiazdy z nałogiem zrywają, przyznawszy się do niecności, najlepiej przed kamerami, żeby się dobrze sprzedało. A potem, gdy takiej gwiazdce na firmamencie szarej codzienności uda się zerwać z nałogiem, to rzesze śmiertelników stawiają ją innym za przykład i z dumą ogłaszają, że to takie super!

Tymczasem dużo gorzej przychodzi nam zaakceptować ludzi uzależnionych w naszym środowisku. Tutaj ze zrozumieniem ludzkiego upadku jest dużo gorzej niż na odległość. Trudno nam zrozumieć ludzi tarzających się w swoich słabościach i szukających punktu odbicia i powstania z kolan, rozprostowania pleców, rozejrzenia się, żeby ten pierwszy i najważniejszy krok w miarę spokojnie zrobić. Tych, co są blisko nas, np. w zasięgu wzroku, łatwiej nam jest potępić aniżeli zrozumieć. Straszymy nimi dzieci i dajemy za przykład, jak można upaść strasznie, nie przestrzegając zasad, nie zachowując umiaru.
Nie zdajemy sobie sprawy, nie mamy świadomości, nie mamy wpojonego myślenia o tym, że każdy upadek jest fazą rozwoju, elementem wzrostu ku doskonałości, to niejako początek kiełkowania z ziarna w kierunku owocu. To mnie okrutnie dziwi, gdyż Polacy są społeczeństwem chrześcijańskim. W każdą niedzielę znaczny ich odsetek pojawia się w świątyniach. Wielu przyznaje się i szczyci tym, że wierzy. A jednocześnie tak niewielu ma świadomość faktu, że cała ich wiara, całe chrześcijaństwo (judaizm zresztą też) wywodzi się właśnie z upadku, na upadku jest zasadzone, upadek był na początku naszej chrześcijańskiej przygody w świecie ducha i ciała. Nie mogę pojąć, dlaczego tak mało zatem zrozumienia w przeciętnym polskim chrześcijaninie dla upadku drugiego człowieka. Może wynika to z tego, że my lubimy bylejakość, lubimy powierzchowność i drogi na skróty. Jesteśmy zwolennikami ilości a nie jakości. Jasne, że nie wszyscy. Przecież tak wielu Polaków i dzieło ich życia to prawdziwa perełka ludzkiego potencjału umysłu i ciała. Jednocześnie jednak jesteśmy przykładem cwaniactwa, pieniactwa, szlachciurstwa i wszelkich odmian obłudy – z religijną na czele. Gdyby jakiś kosmiczny wędrowiec z dalekiej galaktyki miał Polaków opisać w jednym zdaniu, to z pewnością mógłby określić nas dziećmi, potomkami ambiwalencji.
(…)
Takie tam moje krótkie rozważania przy okazji prasowego doniesienia, że Melania Brown wydała autobiografię i przyznała się w niej do swojej ciemnej strony. Melania Brown – członkini znanego brytyjskiego kwintetu muzycznego Spice Girls wyznała właśnie światu swoje tajemnice. Z jej wyznań na temat uzależnień nowego nie wynika – W trakcie nagrywania „X Factory”, w którym byłam jurorką, potrafiłam jednego dnia wciągnąć sześć kresek kokainy. Czułam, że idę na dno. Modliłam się do Boga o wybaczenie, za każdym razem obiecując, że to ten ostatni raz…
Ludzie, którzy świadomie żyją ze swoim uzależnieniowym mieczem Damoklesa na co dzień, stwierdzą, że ta czterdziestotrzylatka nic nowego nie napisała, ale muszą też przyznać i to, że napisała wszystko, co można właśni w tej kwestii.

I co z tego wynika – i z przytoczonego tekstu, i moich rozważań? Dla wielu z pewnością nie wynika nic – niech żałują czasu straconego na czytanie powyższego. Nie trzeba się temu dziwić. Mnie coraz mniej dziwi! Każdy na swój sposób poszukuje jakości w swoim życiu. Od wielu lat pojawia się w tle mojego myślenia i postrzegania (kreowania rzeczywistości) powiedzenie mojego promotora z czasów studiów – Z bylejakości myślenia wynika bylejakość życia! Może właśnie dlatego najprostszej i powszedniej czynności staram się nadawać głęboki sens i z każdego wyznania – pisania wyłuskać więcej, niż ktoś mówi czy pisze. Język nie jest przecież najdoskonalszym kodem porozumiewania się ze światem i tegoż świata opisywaniem, ale – jak na razie – najprostszym ze znanych ludziom i najbardziej powszechnym. Świadomie nie poruszam tu nawet półgębkiem sprawy innych kodów, zahaczę tylko o myśl i sferę duchową (telepatia, piąty zmysł…), co mądrzy mojego stulecia wolą miedzy baśnie albo magię wkładać. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...