Pisałem
niedawno o nauczycielach WF. W nawiązaniu do tego postu w etykiecie Egzorcyzmy
nad Polakami warto dodać kilka słów i rozszerzyć ten temat poza sferę
szkoły i nauczycieli, gdyż i tak pewnie niejednemu po poprzednim wpisie gul
skoczył, że hej!
Ileż
razy to powtarzałem i pewnie powtórzę nieraz, że żyjemy w świecie, który hołubi
zwycięzców. Cała współczesna kultura światowa i wszystkie dziedziny życia zdają
się być zaprogramowane na sukces. Tylko ci się liczą, którzy odnoszą sukcesy. O
przegranych lepiej nie mówić, zapomnieć, niech w samotności łkają i liżą rany.
Dzisiaj
najlepiej by było, gdyby wszyscy byli mistrzami, a przy tym, przyznacie, że jakże
nudno i szaro byłoby!
Sukces
w pracy. Sukces finansowy. Chwalimy się dziećmi, które odniosły sukces. Sukcesy
w sporcie. Na planie filmowym. Na deskach teatralnych. Sukces rodzinny. I co
tam kto chce…
Gdy
dzieciak ze szkoły do domu przynosi trójkę, to poniósł porażkę i musi
koniecznie ćwiczyć, żeby następnym razem dobić do elity.
Medialne
reklamy też promują sukces. Wspaniali mężczyźni. Przepiękne kobiety. Idealne
rodziny. Najzdrowsze potrawy. Kosmetyki jak z bajki. Ubrania marzenie. A buty
to takie, że nawet baśniowe siedmiomilowe się przy nich chowają! Do tego piękne
auta. Wspaniali Dziadkowie. Jeszcze wspanialsze babcie. Dla baśniowego wilka po
prostu miejsca brak.
Ale
prawda jest taka, że ten reklamowy mit śmierdzi z daleka strasznie tanim
oszustwem. Słów człowiekowi brak!
Gonimy
na oślep. Marzymy o sukcesie. Ciągniemy dzieci za uszy, żeby sukces osiągnęły.
Marzymy o cukierkach ze szklanego ekranu i nie mamy już czasu naprawdę zająć
się życiem.
Gdzieś
w tej całej bajeczce o odniesieniu sukcesu zgubiliśmy indywidualność
poszczególnych jednostek. Gabinety psychologów i psychiatrów przeżywają
prawdziwe oblężenie. Źródeł takiego stanu nie trzeba daleko szukać. Nasze
codzienne zachowanie i wygórowane ponad miarę marzenia pogrążają nas w
pesymizmie niespełnienia i żalu nieposiadania.
I
znów to co tyle razy pisałem i mówiłem. Trzeba się tylko zatrzymać i szczerze
sobie powiedzieć, co jest mi niezbędne do życia na tej ziemi. Odniesienie
sukcesu? Piękny nowy samochód? Żona w ciuchach z żurnala? Zegarek za kilka
tysięcy? Zwycięstwo w wyborach mojej partii czy mojego kandydata? Wspaniały
dom? Super cera? Wieczna młodość i takie życie aż do śmierci?
Z
takiego zatrzymania i pomyślenia nad sobą jedno jasno wynika. Jesteśmy
robakami, które nawet nie wiedzą czy jutro się obudzą. Ale za to jak bardzo
poświęcają się planom i to planom z sukcesem ogromnym u celu.
Jeszcze
filozofia Wschodu i chrześcijańska filozofia próbują coś tam w nas z tych
prawdziwych istot boskich ratować, ale na niewiele to się zdaje. Tam, gdzie
wczoraj był spokój i życie zgodne z naturą, dzisiaj pojawia się sukces i trzeba
do niego dążyć.
Nikt
nie pyta o cenę, jaką trzeba zapłacić za tak zwany sukces. Morałem do słów
powyższych nie będą wspominki sławnych aktorów czy muzyków, którzy umierali
albo pozbawiali się życia w samotności.
Gdzie
jest granica, za którą nie trzeba już marzyć o sławie? Gdzie jest magiczna
granica, za którą nie musimy gonić na oślep? Gdzie jest granica, za którą nie
musimy dążyć do sukcesu?
W
chwili obecnej jednak jesteśmy skazani na sukces, a raczej na dążenie do niego
za wszelką cenę. I dążymy do sukcesu w więzieniach swoich ciał, więzieniach narzuconego
nam myślenia. Zapatrzeni w tych, co niby są owocami sukcesu albo jego ojcami.
Można
to zmienić, zmieniając mentalność młodego pokolenia. To jednak zadanie dla
szkoły, która też stawia na sukces od pedagogicznego począwszy, a na
wychowawczym skończywszy.
Koło się zamyka, a my tkwimy w nim, jak
chomiki w swoich wybiegach i ganiamy tak, ganiamy. Tylko, do cholery, po co?
SUKCESEM JEST KAŻDA GODNIE PRZEŻYTA CHWILA! |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz