Wybaczcie mi to
kilkudniowe milczenie na blogu. To się może jeszcze powtórzyć, ponieważ mam
problem z dostępem do sieci. Pracuję nad tym, bo dobrze mi robi pisanie.
Zauważycie też pewnie
niedługo, że moje myśli coraz rzadziej będą dotykały gminnego bagienka, w
którym w którym najchętniej obrzuca się ludzi błotem, myśląc, że samemu przy
tym nie obryzga się rzucający!
Do tych, którzy czasem
pytają, co u mnie słychać albo czasem myślą o mnie dobrze lub źle, postanowiłem
napisać list i wyłożyć choć okruch swojej nowej rzeczywistości, w jakiej
przyszło mi się znaleźć. Myślę, że forma listu będzie najlepszą, aby napisać
Wam o moim obecnym położeniu, o tym, co powinniście wiedzieć i zawoalować to,
co Wam się do niczego nie przyda, a co niektórych mogłoby ewentualnie co
najwyżej przyprawić o zawrót głowy.
Z hulaszczego wręcz trybu
życia przeszedłem nagle 18 stycznia br. na styl życia mnicha. Pracuję
codziennie nawet po 10 godzin. Ciągle się ruszam, o czym wcześniej zdawałem się
zapominać. Teraz ciągle mam coś do roboty – praca, zakupy, sprzątanie, czasem
gimnastyka, pisanie i nauka.
Sporadycznie piję herbatę
i kawę. Odstawiłem płynne używki i piję, jak na mnicha przystało, wodę. Ciągle
walczę z paleniem, ale palę dużo mniej papierosów dziennie, niż przed wyjazdem.
Przy tym ograniczyłem
wielkość posiłków. Jem tylko wtedy, gdy jestem głodny i w odpowiednich
ilościach. Nie traktuję już siebie, jak śmietnika, do którego trzeba dużo wlać
i jeszcze więcej wrzucić.
Jeszcze wczoraj było to na
zasadzie, piję i jem, aż jestem tak pełny, że trudno mi wstać od stołu. Byłem
ociężały i senny.
Dzisiaj nadal jestem
ociężały, ponieważ rocznego zaniedbywania siebie nie sposób nadrobić w tydzień
czy dwa. Nie wstaję już jednak od stołu ociężały i gotowy jestem natychmiast do
działania.
Początkowo wyskoczyła mi
jakaś dziwna wysypka. Stwierdziłem, że to z pewnością z powodu zmiany
pożywienia, wody, a może i charakter pracy. Na szczęście to mija, a ja zaczynam
czuć się w robocie, jak ryba w wodzie.
W wolnych chwilach staram
się pisać, czego przykładem może być ten właśnie list. Często jednak jestem tak
zmachany, że najzwyczajniej nic mi się nie chce. Wtedy się przymuszam do
wykonania tego czy innego zadania.
Mam w chwili obecnej
również problemy z dostępem do sieci. Dlatego to moje pisanie trochę się rwie.
Myślę jednak, że są to problemy przejściowe i niedługo je rozwiążę. Jestem
dobrej myśli.
Codziennie też staram się
uczyć nowego języka. Tak w ogóle, to na każdym kroku poznaję coś nowego i coraz
to nowych ludzi.
Nowe, którego się bałem,
okazuje się dla mnie dobre, chociaż jest zdecydowanie za wcześnie, aby wyciągać
jednoznaczne wnioski. Zauważam jednak u siebie pozytywne zmiany. Zasypiam przed
północą. Budzę się jeszcze raz, dwa razy w nocy, ale jestem wtedy dziwnie
spokojny, nie zauważam u siebie zdenerwowania. Przypominam sobie, gdzie i po co
jestem, następnie spokojnie zasypiam. Rano zaś wstaję bez problemu i czuję się
wypoczęty!
Otaczają mnie przyjaźni
ludzie. Pewnie nie brakuje wśród nich tych, których drażni mój optymizm i styl
życia odstający nieco od reszty, i którzy chętnie by mi dokopali. Na szczęście
jednak nie wiem, kto tak myśli.
Raczej mało mówię, a jeśli
już to tylko o sobie. O innych mówię tylko dobrze. Drażni mnie jednak to, że
moi rodacy na emigracji nie trzymają się razem, tylko rywalizują ze sobą na
wszelkie możliwe sposoby. Trzymają się w małych grupkach i wspierają tylko
wybranych. Czujności w kontaktach z ludźmi zatem nie tracę.
Cieszę się dobrym
zdrowiem. Jest zatem za co Niebu dziękować. Oby tak dalej. W chwili obecnej
mogę optymistycznie planować swoje życie na chwilę do przodu.
Odczuwam samotność i
trochę tęsknię za znajomymi twarzami, a zwłaszcza za najbliższymi. Wiem jednak,
że to cena mojej ofiary.
Mam przy sobie dobrych
ludzi, którzy w potrzebie mi pomagają i to jest najważniejsze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz