Codziennie otwieram ze
zdumieniem oczy i stwierdzam, że zamiast sobie życie upraszczać, komplikuję je
z konsekwencją godną maniaka.
Dzisiaj ponownie ruszam
do pracy, co mnie z jednej strony bardzo cieszy, z drugiej jednak cały czas
myślę, że wolałbym pisać niż być przypiętym do konkretnej roboty i spędzać poza
pisaniem ileś tam godzin dziennie czy nocą, a później wracać na tyle wypruty,
że poza pragnieniem szybkiego zaśnięcia i zapomnienia nie ma nic.
Jednak dzisiaj też
sobie uświadomiłem, że niepotrzebnie nurzam się w tym całym emigracyjnym
bagienku, opisując poszczególne moje spostrzeżenia i przeżycia. Jasne, że to
jest ważne dla mnie, ale wcale nie musi być takie dla innych. Poza tym zdaję
sobie sprawę, że moje pisanie jest stronnicze, gdyż w Nottingham znam też
Polaków, którzy swoim życiem i postępowaniem nijak nie przystają do sytuacji
opisywanych przeze mnie.
Cóż bowiem za pożytek
dla ludzi, jeśli opiszę kolejne ekscesy moich pijanych rodaków na obczyźnie?
Tutaj większość,
zdecydowana większość pije. Wielu nie ma na zapłacenie czynszu, ale wszyscy
mają na piwo.
Tutaj nieliczni pożyczą
ci na zapłacenie czynszu, ale większość pożyczy na piwo.
Cóż z tego, że w pracy
kolejny młodzian prosił mnie, żeby zerknął ukradkiem czy przypadkiem nie ma
ubielonego noska?
W pracy, jak to
określił inny młodzian, większość jest nawalona prochami czy ziołem!
Cóż z tego, że ciągle
widzę, jak Polacy gnębią swoich rodaków, jak znęcają się nad nimi psychicznie
do granic wytrzymałości?
I tak tego nie zmienię
swoim pisaniem, ponieważ to jest tutaj tak powszechne, jak oddychanie czy chleb
nasz powszedni.
Cóż z tego, że drażni
mnie głupota niektórych Polaków, jakaś umysłowa tępota, która przejawia się w
głośnym śmiechu w publicznych miejscach, językiem przepełnionym wulgaryzmami i
agresją w stosunku do innych narodowości, jak choćby ostatni przypadek, gdy
słyszałem, jak Polak powiedział na Rumunów: Pierdoleni terroryści?
Chodziło o to, że Rumun
w czasie przerwy włączył sobie swoją tam rumuńską muzykę. Jeden z Polaków
zareagował na to tak, że wyrecytował bojowe hasło islamistów i stwierdził, że
Rumunii to pierdoleni terroryści!
To się po prostu w
głowie nie mieści!
Dla niektórych z nas
wystarczy, że ktoś ma ciemniejszą niż my karnację skóry i już jest potencjalnym
terrorystą!
Cóż z tego, że mam
przejścia w pracy, ponieważ nie chce mi się przytakiwać tumanom i prostakom,
którzy tylko poprzez fakt, że są tutaj lat kilka wywodzą, że są ważni?
Na pewno nie zmienię
swoim pisaniem ich myślenia, a raczej ich niemyślenia!
Jeden z nich ostatnio
mnie zapytał czy lubię jazz i wyjaśnił od razu, że to taka muzyka.
Wiedziałem, że to wstęp
do jakiegoś żartu, bo facet nic nie robi, tylko nabija się z innych, a że ma
układ z wajzerem, to wszyscy schodzą mu z drogi.
Powiedziałem, że lubię
posłuchać Milesa Davisa i gościa zatkało. Nie spodziewał się, że wymienię
jakiegoś wykonawcę. Musiałem zepsuć mu tym żart, ponieważ sobie odpuścił. Miał
już z nim kilka przejść, dość ostrych. Skarżył się na mnie swojemu koledze,
który, nie ukrywam, ma wiele do powiedzenia w tej robocie. Powiedziałem jednak
sobie, nie będę gnojowi ustępował, bo widzę, co robi z ludźmi, jak z nich drwi,
jak ich poniża i jak uwielbia się nad innymi znęcać psychicznie.
Cóż z tego, że od
jakiegoś czasu odczuwam ból w prawym przedramieniu?
Przejdzie, a jeśli nie,
to pewnie będzie gorzej!
Cóż z tego, że w
miejscu, gdzie mieszkam, co rusz ktoś spada ze stromych schodów? Jedni się
nieźle tłuką przy tym, inni łamią sobie ręce albo nogi. Jednak to tutaj taka
norma, że nie ma o czym wspominać.
Na marginesie mogę
dodać, że w miejscu, w którym mieszkam, nigdy mi nie zabraknie tematów do
pisania.
Cóż z tego, że tutaj
wielu nocuje kątem u znajomych, ponieważ wyrzucono ich z wynajmowanych lokali?
To norma. Pewnie dlatego kilku znajomych nie potrafi zrozumieć, że nie chcę
nikogo dokwaterować do siebie, mimo że wynajmuję dwa pomieszczenia mieszkalne.
Tutaj każdy dostawia w swoim pokoju łóżko i, jeśli jest tylko możliwość,
podnajmuje miejsce do spania, aby samemu płacić taniej. Często zatem gnieździmy
się i żyjemy w ciasnocie, choć nie przeszkadza nam to wyśmiewać Cyganów czy
Rumunów, którzy rzekomo mieszkają po kilka osób w jednym pokoju.
Cóż z tego, że ni chce
się tutaj zbytnio z nikim zadawać, nie szukam żadnych przyjaźni czy kontaktów?
Nie ułatwia mi to życia. W pracy wszyscy łączą się w paczki, a ja mam w dupie
paczki i innego rodzaju związki wzajemnej adoracji. Najczęściej więc siedzę sam
na przerwach albo dosiadają się do mnie rozbitkowie mnie podobni.
Cóż z tego, że znam
przypadki, jak rodzice okradają swoje dzieci?
Nie zmienię tego swoim pisaniem!
Cóż z tego, że widzę
związki zawierane na chwilę; znam ludzi pragnących odrobinę ciepła; rozmawiam z
poturbowanymi i naćpanymi?
Nie zmienię tego swoim
pisaniem i opisywaniem tego. Inna sprawa, że ludzie ci często chcą ze mną
pogadać, a to mi skutecznie ryje głowę. Ale co tam, myślę, taka już moja dola!
Cóż z tego, że nie
potrafię zapomnieć skarg dawnej współlokatorki, która skarżyła się na męża –
zawinął był sobie facet kreskę i zwiał pograć na maszynach, a ona nie
wiedziała, co ma zrobić z dzieciakiem i sobą? Dzieciak miał kilka miesięcy.
Nic jej nie poradziłem.
Zapragnąłem tylko, żeby stamtąd wiać. Udało się! Mieskzam sam!
Cóż z tego, że jest to
kraj dużych możliwości dla ludzi myślących i pracowitych?
Przyznaję, że
dostrzegam tu dużo więcej możliwości dla ludzi młodych niż w moim ojczystym
kraju, ale wielu tego nie wykorzystuje. Przeciwnie – zatraca się w jakimś
narkotycznym letargu.
Tutaj z reguły
towarzyszy moim rodakom jakaś dziwna beznadzieja, w którą i ja, nieopatrznie,
popadam. Muszę się zatem bardziej niż dotychczas pilnować!
Wszystko to, co tutaj
dostrzegam u moich pobratymców sprawia, że zaczynam odczuwać do nich niechęć,
czasem litość, nierzadko nienawiść. Nie to mi szło, kiedy tutaj jechałem.
Dlatego szybko mi trzeba otrząsnąć się z tego i przestać próbować to w jakiś
sposób ogarnąć, zrozumieć, wytłumaczyć. Przyjdzie na to być może czas w innym
miejscu, trochę później. Teraz mam się skupić na wyznaczonych celach i pilnować
prostej drogi. Reszta jest nieważna, choć to właśnie ta cała nieważna reszta
stanowi zdecydowaną większość mojego tutejszego życia.
Skończyły się święta.
Cieszę się, że się skończyły.
Przede mną Sylwester i
Nowy Rok. Kolejne chwile, kiedy myśli się intensywniej o życiu, najbliższych i
tym, co już stracone. Jakoś to przetrwam. Na pewno na trzeźwo! Nikt ani nic nie
pozbawi mnie trzeźwości w tym miejscu. Za dużo widzę, co z ludźmi robią używki.
Za żadne pieniądze świata nie piszę się na to!
A tak na marginesie.
Pisałem wcześniej o młodym chorym na wodogłowie, że facet waży ponad sto
kilogramów i jest wyższy ode mnie o głowę. Z wagą to może i nie przesadziłem,
ale ze wzrostem tak. Jest wyższy ode mnie o kilka centymetrów. Najwyraźniej
moja wyobraźnia podczas pisania tamtego tekstu wzięła górę nad realiami. To dziwne,
ale zawsze gdy o nim myślę, myślę o nim, że jest większy, niż jest w rzeczywistości!
To fajny młodzieniec, ale nieszczęśliwy, choć do szczęścia naprawdę niewiele mu
potrzeba.
Poukładam wszystko i odezwę
się. Idę do pracy, w której mogę myśleć do woli. To wielka zaleta tej roboty! Mam
w cholerę czasu na myślenie. Zwłaszcza wtedy, gdy inni słaniają się na nogach i
przysypiają, co i mnie nierzadko się zdarza!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz