Pewnie dlatego, że
kolejny rok mi ucieka, przypomniałem sobie o urodzinach mojego bloga, któremu
19 grudnia stuknęło dwa lata. Wtedy to dokonałem pierwszego wpisu pod tytułem Sapienti sat.
Zanim jednak pogrążę
się we wspomnieniach, opiszę Wam zabawne zdarzenie z dzisiejszego, czyli
ostatniego w tym roku, dnia.
Ponieważ miałem dzisiaj
wolny dzień, mówię do młodego: Dawaj, ruszamy w miasto, co będziemy cały dzień
siedzieć w domu! Młody tylko na to czeka, żeby się urwać z domu i pochodzić z
opiekunem po mieście. Ruszyliśmy więc z myślą, że połazimy w centrum po
sklepach. Postanowiłem zatem zrobić dzisiaj to, czego naprawdę nie lubię robić,
czyli powłóczyć się po sklepach pełnych ludzi zwabionych tam wszelkiej maści
wyprzedażami. Wszyscy są wtedy przekonani, że sprzedawcy, obniżając ceny,
zbywają im towary nawet ze stratą dla siebie. Człowiek w takich chwilach wcale
nie należy do gatunku homo sapiens, czyli istot myślących.
Młody zapalał zatem
najpierw całą szerokością chodnika, a później po centrum handlowym Victoria.
Nie musiałem się martwić o tłumy ludzi w centrum. Szedłem sobie za młodym, a on
torował mi skutecznie drogę. Wszyscy. Wszyscy z daleka usuwali się z jego pola
rażenia.
Kupiliśmy sobie coś
słodkiego i zjedliśmy część na miejscu (młody jest łasy na słodycze). Po
jedzonku ruszyliśmy ku wyjściu. Młody w pewnym momencie zaczął mi opowiadać o
jakiejś tam wizycie u dentysty, a dokładnie o momencie znieczulania go przed
zabiegiem. Nie wiem, dlaczego akurat o tym mówił, ale to mało istotne, gdyż
młody słynie z tego, że nie wiadomo dlaczego zaczyna w danym momencie mówić
akurat o tym czy tamtym.
Zatem opowiadał mi na
całego o tym momencie znieczulenie w gabinecie dentystycznym, maszerował
prawdziwie zamaszyście w tłumie ludzi, ale nie mógł sobie przypomnieć jakiegoś
tam wyrazu, którym chciał określi, nazwać swoje odczucia podczas tegoż
znieczulenia.
Kurczę, mam to na końcu
języka! Mówi i denerwuje się.
Co Masza na końcu
języka? Pytam i dodaję: Pokaż mi, może zobaczę.
Młody bez zastanowienia
zatrzymuje się, odwraca w moją stronę i tak szeroko rozdziawia buzię, że
spokojne mogę zobaczyć zawartość jego żołądka. Udaję, że patrzę i mówię: Nic
nie masz na końcu języka.
Młody załapuje i
śmiejemy się do rozpuku.
Opisuję to, ponieważ
musiało to ciekawie wyglądać. Ciekawe, co myśleli ludzie nas mijający.
Wierzcie mi, wypady z
młodym, to dla mnie często taki ubaw, że zapominam i całym świecie.
Lubię chłopaka!
A teraz wracając do
tematu ze wstępu. Przypomniałem sobie dzisiaj treść pierwszego mojego wpisu na
blogu. I wiecie co? nic w nim nie zmieniłbym po upływie tych dwóch lat z
kilkudniowym haczykiem. Teraz jeszcze mógłbym dopisać coś tam, co znam nie tyle
ze słyszenia, tylko z własnego doświadczenia. Jest zatem to moje pisanie po
części uniwersalne. Wprawdzie oparło się działaniu czasu jak na razie tylko
przez ponad dwa lata, ale to i tak dobry wynik.
A oto wspominany tekst,
który miał tylko 113 odsłon:
Sapienti sat
Normą staje się to, że jeśli przeciętny Polak drugiemu
Polakowi nie dokopie, to smutny chodzi i wydaje się być bardzo nieszczęśliwym!
Słyniemy też z tego, że przeciętny Polak zazdrości
tym, którym lepiej się dzieje, a którzy ciężko na to swoje „lepiej” pracują!
Krążą legendy po Europie i świecie, jak potrafimy
sobie nawzajem dokuczyć na obczyźnie! Jak potrafimy się cieszyć z każdego
potknięcia bliźniego swego rodaka znad Wisły!
Znani jesteśmy z zawiści, jaką cechuje się polska
polityka czy dziennikarstwo nastawione na tanią sensację!
Stanowimy nację, która zdaje się nie umie żyć bez
wroga. Nieważne czy ów wróg jest realny. Jeśli takiego nie posiadamy, to
wymyślamy go sobie albo biegniemy w mroki historii i stamtąd wygrzebujemy z
grobów kolejnych wrogów Polski i Polaków. Coraz więcej wśród nich swoich niż
obcych! Wręcz uganiamy się, aby wśród żywych i umarłych wrogów Polski i Polaków
nigdy nie zabrakło! Trzeba przecież zawsze mieć pod ręką kogoś do kopnięcia!
Uwielbiamy patrzeć innym na ręce, kontrolować innych,
wymagać od innych krystalicznej przejrzystości w działaniu i myśleniu, o swoich
rękach, postępowaniu, działaniu i myśleniu jakby zapominając!
Słowem, jesteśmy na siebie bardzo wkurzeni, tylko tak do
końca nie wiemy dlaczego i za co!
Dzisiaj wręcz niemodne jest w Polsce pozytywne
nastawienie do drugiego człowieka! Zwłaszcza do tych, co stoją, nie daj Boże,
po innej stronie politycznej barykady, jasno głoszą inne niż katolickie
wyznanie, wyznają inną orientację seksualną, mają inne poglądy na życie, głoszą
swoją prawdę, nieco inną niż nasza, czytaj: jedyną i niepodważalną. Dużo
bardziej trendy jest temu obok, temu po drugiej stronie, temu innemu, temu
dziwnemu dokopać słowem, wytknąć błąd, upomnieć, wyśmiać, wyszydzić, obrzucić
błotem, zepchnąć na margines społecznego życia, niż podać mu rękę i siąść do
wspólnej dyskusji o wspólnym egzystowaniu teraz i jutro.
Najlepiej dla znacznej części Polaków byłoby, aby ci
inni, niż ja, zniknęli z pola widzenia. Siedli sobie cichutko w kąciku i nie
odzywali się na żaden temat. Nie pretendowali do żadnych publicznych stanowisk.
Najlepiej byłoby, aby ci inni, niż ja, żyli tak, jakby ich całkiem nie było!
Ależ nastałby wtedy raj w kraju nad Wisłą dla tej znacznej części polskiego
społeczeństwa, co żadnej inności znieść nie może, nie może przełknąć prawdy
głoszonej przez innych, nie potrafi pogodzić się z odmiennością drugiego
człowieka w zwyczaju czy obyczaju!
Polacy są naprawdę dobrzy w dokuczaniu sobie nawzajem
i czynieniu ze swojego i bliźnich życia piekiełka na własną miarę. Gdyby to był
mit, wymysł, plotka, to kto wpadłby na pomysł nakręcenia takich filmów, jak: Szczęśliwego
Nowego Jorku, Sami swoi, Ranczo, Świat według Kiepskich…? Bez istnienia
Polaków na tym najpiękniejszym ze znanych nam padole łez niemożliwe byłoby
ukazanie tego, czego każdy normalny człowiek wstydziłby się nawet przed samym
sobą!
A ponieważ Polak słynie też z tego, że innych słuchać
nie potrafi i nie chce, bo sam wie lepiej, potrzeba nam uciec się do siły
egzorcyzmów, magii i innych obrzędów, aby z nas co nieco wypędzić na dobre. A
jeśli wypędzić się nie da, to przynajmniej pomyślimy przez chwilę o tym, co nas
zżera od środka i to już będzie sukces autorefleksji.
Moim zdaniem tytuł jest
świetny i pasuje jak ulał do obecnego mojego postępowania wobec przyjaciół i
znajomych. Ci, którzy mnie dobrze znają, wiedzą, że bardzo pragnąłem samotności
– nie odzywam się zatem do znajomych i przyjaciół, nie odbieram telefonów, nie
wysyłam życzeń, nie licząc FB…
Sapienti sat!
Nie wszyscy to
rozumieją i próbują mnie jakoś tam dopaść, ale ja sam zdecyduję, kiedy się
odezwać. Chcę z samotności lizać razy albo cieszyć się jakimiś tam błahostkami.
Jeśli mam coś do powiedzenia, to siadam i piszę. I niech tak na razie zostanie!
Ostatnio dobija się do
mnie ktoś (numer kierunkowy +34), a zatem ktoś z Hiszpanii. Nie odbieram jednak
telefonów, dopóki nie dojrzeję do tego, że chce mi się pogadać jeszcze z kimś poza
najbliższymi.
Żona wyrzuca mi, się
nie odzywam się do ludzi. Odpowiadam, że mam czas i żeby nie naciskała, bo
przestanę odzywać się do niej.
Prawdziwi przyjaciele
to zrozumieją. Oni wiedzą, że ponad ¼ swojego ziemskiego życia poświęciłem
innym. Było w tym czasie w moim życiu tyle osób i ich spraw, że siebie i swoich
spraw zupełnie nie widziałem. Nie widziałem też potrzeb swoich najbliższych.
Teraz czas, żeby to wszystko poukładać. I nie poukładam tego z nikim, tylko sam
ze sobą.
Nie dawno Syn mi
powiedział: Tato, zostałem sam!
Odpowiedziałem: Synku,
w chwilach kryzysu, rozpaczy, ważnych decyzji… zawsze zostajemy sami. Dlatego
tak ważne jest, aby być w stosunku do siebie w porządku i umieć być ze sobą.
Jasne, że dobrze jest
mieć kogoś, do kogo można się odezwać. Ja mam rodzinę i gdy nie mogę już znieść
milczenia ścian, rozmawiam z Żoną i Synami. To pomaga!
Sapienti sat!
Kończy się kolejny rok.
Dwa lata temu, czyli 31 grudnia 2014 roku złożyłem Wam takie oto życzenia, które
przeczytało 248 osób:
Czego Wam życzyć na ten Nowy Rok, moi Przyjaciele, w
radości i smutku Życia?!
Dziękujcie Niebu za każdy nowy dzień, za każdy nowy
krok, za każdy dobry sen!
Dziękujcie Słońcu, że wschodzi i Was budzi! Dziękujcie
ludziom, co z Wami w wędrówce! Uśmiechem ich witajcie, uśmiechem żegnajcie!
Niech każdy wspólny krok będzie wygraną i wielkim sukcesem!
O jutro nie dbajcie! Bądźcie sobą i już! I światu
pokażcie, jak można z sensem żyć!
Siły Wam życzę; siły na Waszą miarę! Stawajcie się
coraz lepsi, coraz bliżsi prawdy! Nauczcie swoich wrogów, jak trzeba chwytać
chwile, jak trzeba wygrywać życie!
Radości Wam życzę w wędrówce; w wędrówce teraz i
tutaj!
A gdyby Wam przyszło upaść pod krzyżem pokus i win, to
nie rozpaczać zbyt długo, świata nie karmić upadkiem, wrogom radości nie dawać!
Podnieść się z kolan i wzwyż, jak orzeł poszybować! I
spojrzeć na wszystko z góry, i krzyknąć: Tak trzeba żyć!
Czego Wam życzyć na ten Nowy Rok, moi Przyjaciele w
radości i smutku życia?!
Wy wiecie, czego Wam trzeba!
Nie trzeba Wam MIEĆ, ale BYĆ!
Po dwóch latach piszę znów
życzenia:
Kończy
się kolejny rok!
Kolejny
rok się zacznie!
Zapomnijcie
o starym!
Z
nadzieją wejdźcie w nowe!
I
nauczcie się, do cholery, nareszcie żyć chwilą!
Pomyślności wszystkim!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz