31 grudnia 2016

Wspomnień garstka...

Pewnie dlatego, że kolejny rok mi ucieka, przypomniałem sobie o urodzinach mojego bloga, któremu 19 grudnia stuknęło dwa lata. Wtedy to dokonałem pierwszego wpisu pod tytułem Sapienti sat.
Zanim jednak pogrążę się we wspomnieniach, opiszę Wam zabawne zdarzenie z dzisiejszego, czyli ostatniego w tym roku, dnia.
Ponieważ miałem dzisiaj wolny dzień, mówię do młodego: Dawaj, ruszamy w miasto, co będziemy cały dzień siedzieć w domu! Młody tylko na to czeka, żeby się urwać z domu i pochodzić z opiekunem po mieście. Ruszyliśmy więc z myślą, że połazimy w centrum po sklepach. Postanowiłem zatem zrobić dzisiaj to, czego naprawdę nie lubię robić, czyli powłóczyć się po sklepach pełnych ludzi zwabionych tam wszelkiej maści wyprzedażami. Wszyscy są wtedy przekonani, że sprzedawcy, obniżając ceny, zbywają im towary nawet ze stratą dla siebie. Człowiek w takich chwilach wcale nie należy do gatunku homo sapiens, czyli istot myślących.
Młody zapalał zatem najpierw całą szerokością chodnika, a później po centrum handlowym Victoria. Nie musiałem się martwić o tłumy ludzi w centrum. Szedłem sobie za młodym, a on torował mi skutecznie drogę. Wszyscy. Wszyscy z daleka usuwali się z jego pola rażenia.
Kupiliśmy sobie coś słodkiego i zjedliśmy część na miejscu (młody jest łasy na słodycze). Po jedzonku ruszyliśmy ku wyjściu. Młody w pewnym momencie zaczął mi opowiadać o jakiejś tam wizycie u dentysty, a dokładnie o momencie znieczulania go przed zabiegiem. Nie wiem, dlaczego akurat o tym mówił, ale to mało istotne, gdyż młody słynie z tego, że nie wiadomo dlaczego zaczyna w danym momencie mówić akurat o tym czy tamtym.
Zatem opowiadał mi na całego o tym momencie znieczulenie w gabinecie dentystycznym, maszerował prawdziwie zamaszyście w tłumie ludzi, ale nie mógł sobie przypomnieć jakiegoś tam wyrazu, którym chciał określi, nazwać swoje odczucia podczas tegoż znieczulenia.
Kurczę, mam to na końcu języka! Mówi i denerwuje się.
Co Masza na końcu języka? Pytam i dodaję: Pokaż mi, może zobaczę.
Młody bez zastanowienia zatrzymuje się, odwraca w moją stronę i tak szeroko rozdziawia buzię, że spokojne mogę zobaczyć zawartość jego żołądka. Udaję, że patrzę i mówię: Nic nie masz na końcu języka.
Młody załapuje i śmiejemy się do rozpuku.
Opisuję to, ponieważ musiało to ciekawie wyglądać. Ciekawe, co myśleli ludzie nas mijający.
Wierzcie mi, wypady z młodym, to dla mnie często taki ubaw, że zapominam i całym świecie.
Lubię chłopaka!

A teraz wracając do tematu ze wstępu. Przypomniałem sobie dzisiaj treść pierwszego mojego wpisu na blogu. I wiecie co? nic w nim nie zmieniłbym po upływie tych dwóch lat z kilkudniowym haczykiem. Teraz jeszcze mógłbym dopisać coś tam, co znam nie tyle ze słyszenia, tylko z własnego doświadczenia. Jest zatem to moje pisanie po części uniwersalne. Wprawdzie oparło się działaniu czasu jak na razie tylko przez ponad dwa lata, ale to i tak dobry wynik.
A oto wspominany tekst, który miał tylko 113 odsłon:
Sapienti sat
Normą staje się to, że jeśli przeciętny Polak drugiemu Polakowi nie dokopie, to smutny chodzi i wydaje się być bardzo nieszczęśliwym!
Słyniemy też z tego, że przeciętny Polak zazdrości tym, którym lepiej się dzieje, a którzy ciężko na to swoje „lepiej” pracują!
Krążą legendy po Europie i świecie, jak potrafimy sobie nawzajem dokuczyć na obczyźnie! Jak potrafimy się cieszyć z każdego potknięcia bliźniego swego rodaka znad Wisły!
Znani jesteśmy z zawiści, jaką cechuje się polska polityka czy dziennikarstwo nastawione na tanią sensację!
Stanowimy nację, która zdaje się nie umie żyć bez wroga. Nieważne czy ów wróg jest realny. Jeśli takiego nie posiadamy, to wymyślamy go sobie albo biegniemy w mroki historii i stamtąd wygrzebujemy z grobów kolejnych wrogów Polski i Polaków. Coraz więcej wśród nich swoich niż obcych! Wręcz uganiamy się, aby wśród żywych i umarłych wrogów Polski i Polaków nigdy nie zabrakło! Trzeba przecież zawsze mieć pod ręką kogoś do kopnięcia!
Uwielbiamy patrzeć innym na ręce, kontrolować innych, wymagać od innych krystalicznej przejrzystości w działaniu i myśleniu, o swoich rękach, postępowaniu, działaniu i myśleniu jakby zapominając!
Słowem, jesteśmy na siebie bardzo wkurzeni, tylko tak do końca nie wiemy dlaczego i za co!
Dzisiaj wręcz niemodne jest w Polsce pozytywne nastawienie do drugiego człowieka! Zwłaszcza do tych, co stoją, nie daj Boże, po innej stronie politycznej barykady, jasno głoszą inne niż katolickie wyznanie, wyznają inną orientację seksualną, mają inne poglądy na życie, głoszą swoją prawdę, nieco inną niż nasza, czytaj: jedyną i niepodważalną. Dużo bardziej trendy jest temu obok, temu po drugiej stronie, temu innemu, temu dziwnemu dokopać słowem, wytknąć błąd, upomnieć, wyśmiać, wyszydzić, obrzucić błotem, zepchnąć na margines społecznego życia, niż podać mu rękę i siąść do wspólnej dyskusji o wspólnym egzystowaniu teraz i jutro.
Najlepiej dla znacznej części Polaków byłoby, aby ci inni, niż ja, zniknęli z pola widzenia. Siedli sobie cichutko w kąciku i nie odzywali się na żaden temat. Nie pretendowali do żadnych publicznych stanowisk. Najlepiej byłoby, aby ci inni, niż ja, żyli tak, jakby ich całkiem nie było! Ależ nastałby wtedy raj w kraju nad Wisłą dla tej znacznej części polskiego społeczeństwa, co żadnej inności znieść nie może, nie może przełknąć prawdy głoszonej przez innych, nie potrafi pogodzić się z odmiennością drugiego człowieka w zwyczaju czy obyczaju!
Polacy są naprawdę dobrzy w dokuczaniu sobie nawzajem i czynieniu ze swojego i bliźnich życia piekiełka na własną miarę. Gdyby to był mit, wymysł, plotka, to kto wpadłby na pomysł nakręcenia takich filmów, jak: Szczęśliwego Nowego Jorku, Sami swoi, Ranczo, Świat według Kiepskich…? Bez istnienia Polaków na tym najpiękniejszym ze znanych nam padole łez niemożliwe byłoby ukazanie tego, czego każdy normalny człowiek wstydziłby się nawet przed samym sobą!
A ponieważ Polak słynie też z tego, że innych słuchać nie potrafi i nie chce, bo sam wie lepiej, potrzeba nam uciec się do siły egzorcyzmów, magii i innych obrzędów, aby z nas co nieco wypędzić na dobre. A jeśli wypędzić się nie da, to przynajmniej pomyślimy przez chwilę o tym, co nas zżera od środka i to już będzie sukces autorefleksji.

Moim zdaniem tytuł jest świetny i pasuje jak ulał do obecnego mojego postępowania wobec przyjaciół i znajomych. Ci, którzy mnie dobrze znają, wiedzą, że bardzo pragnąłem samotności – nie odzywam się zatem do znajomych i przyjaciół, nie odbieram telefonów, nie wysyłam życzeń, nie licząc FB…
Sapienti sat!
Nie wszyscy to rozumieją i próbują mnie jakoś tam dopaść, ale ja sam zdecyduję, kiedy się odezwać. Chcę z samotności lizać razy albo cieszyć się jakimiś tam błahostkami. Jeśli mam coś do powiedzenia, to siadam i piszę. I niech tak na razie zostanie!
Ostatnio dobija się do mnie ktoś (numer kierunkowy +34), a zatem ktoś z Hiszpanii. Nie odbieram jednak telefonów, dopóki nie dojrzeję do tego, że chce mi się pogadać jeszcze z kimś poza najbliższymi.
Żona wyrzuca mi, się nie odzywam się do ludzi. Odpowiadam, że mam czas i żeby nie naciskała, bo przestanę odzywać się do niej.
Prawdziwi przyjaciele to zrozumieją. Oni wiedzą, że ponad ¼ swojego ziemskiego życia poświęciłem innym. Było w tym czasie w moim życiu tyle osób i ich spraw, że siebie i swoich spraw zupełnie nie widziałem. Nie widziałem też potrzeb swoich najbliższych. Teraz czas, żeby to wszystko poukładać. I nie poukładam tego z nikim, tylko sam ze sobą.
Nie dawno Syn mi powiedział: Tato, zostałem sam!
Odpowiedziałem: Synku, w chwilach kryzysu, rozpaczy, ważnych decyzji… zawsze zostajemy sami. Dlatego tak ważne jest, aby być w stosunku do siebie w porządku i umieć być ze sobą.
Jasne, że dobrze jest mieć kogoś, do kogo można się odezwać. Ja mam rodzinę i gdy nie mogę już znieść milczenia ścian, rozmawiam z Żoną i Synami. To pomaga!
Sapienti sat!

Kończy się kolejny rok. Dwa lata temu, czyli 31 grudnia 2014 roku złożyłem Wam takie oto życzenia, które przeczytało 248 osób:

Czego Wam życzyć na ten Nowy Rok, moi Przyjaciele, w radości i smutku Życia?!
Dziękujcie Niebu za każdy nowy dzień, za każdy nowy krok, za każdy dobry sen!
Dziękujcie Słońcu, że wschodzi i Was budzi! Dziękujcie ludziom, co z Wami w wędrówce! Uśmiechem ich witajcie, uśmiechem żegnajcie! Niech każdy wspólny krok będzie wygraną i wielkim sukcesem!
O jutro nie dbajcie! Bądźcie sobą i już! I światu pokażcie, jak można z sensem żyć!
Siły Wam życzę; siły na Waszą miarę! Stawajcie się coraz lepsi, coraz bliżsi prawdy! Nauczcie swoich wrogów, jak trzeba chwytać chwile, jak trzeba wygrywać życie!
Radości Wam życzę w wędrówce; w wędrówce teraz i tutaj!
A gdyby Wam przyszło upaść pod krzyżem pokus i win, to nie rozpaczać zbyt długo, świata nie karmić upadkiem, wrogom radości nie dawać!
Podnieść się z kolan i wzwyż, jak orzeł poszybować! I spojrzeć na wszystko z góry, i krzyknąć: Tak trzeba żyć!
Czego Wam życzyć na ten Nowy Rok, moi Przyjaciele w radości i smutku życia?!
Wy wiecie, czego Wam trzeba!
Nie trzeba Wam MIEĆ, ale BYĆ!

Po dwóch latach piszę znów życzenia:
Kończy się kolejny rok!
Kolejny rok się zacznie!
Zapomnijcie o starym!
Z nadzieją wejdźcie w nowe!
I nauczcie się, do cholery, nareszcie żyć chwilą!

Pomyślności wszystkim! 
Życzę Wam tego, 
czego sam codziennie próbuję się nauczyć!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...