Wiem, wiem, wiem… Nie
było mnie tutaj od 13 grudnia, kiedy to cała Polska protestowała, świętowała
czy przyglądała się uroczystościom upamiętniającym którąś tam rocznicę stanu
wojennego. Specjalnie piszę „którąś”, żeby sprowokować tych, którzy biorą takie
rzeczy przesadnie poważnie. Wiem, że minęło już 35 lat od tamtej chwili i wiem,
ile miałem wtedy lat. Byłem na tyle duży, żeby cieszyć się z faktu, że nie
pójdę w poniedziałek do szkoły i być zły na to, że w niedzielne przedpołudnie
nie nadano w telewizji „Teleranka”, tylko Wojciech Jaruzelski królował na
wszystkich dwóch kanałach ówczesnej polskiej telewizji publicznej.
Zapowiedziałem wtedy
(13 grudnia br.), że następny wpis będzie o tym, jak modlę się też za durniów,
których przychodzi mi tu częściej niż często spotykać.
Napiszę o dwóch wybranych.
Jednak temat ten musi trochę poczekać, ponieważ siłą rzeczy jutrzejsze BN staje
się dla mnie tematem numer jeden.
Jest to dla mnie szczególne
BN, gdyż po raz pierwszy w życiu spędzę je bez rodziny. To nowe doświadczenie
jest dla mnie zarazem szczególnym wyzwaniem. I przyznam się, że wypieram ten
fakt z myśli. Robię różne rzeczy, żeby nie myśleć o jutrzejszym dniu, ale jutro
ten fakt stanie się na tyle oczywisty, że będę musiał się z nim zmierzyć. Zresztą
dla każdego z nas są to szczególne chwile – a to zabrakło kogoś po drodze i
pustką wieje z którejś części wigilijnego stołu, a to ktoś nie zdążył dojechać,
a jeszcze ktoś tam wyleciał z rodzinnego gniazda i próbuje sam ułożyć sobie owo
świętowanie narodzin Boga – Człowieka, ktoś nie potrafi pogodzić się z
upływającym czasem albo faktem, że z przyczyn niezależnych od niego nie może
świętować z tymi, z którymi tak bardzo chciałby się wtedy spotkać… Ilu ludzi,
tyle ewentualnych powodów do smutku w tę radosną noc i dni świąteczne.
Decyzję o spędzeniu
tych świąt daleko od domu i rodziny podjąłem jakiś czas temu i zdążyłem się już
z nią oswoić. Nie myślę jednak o tym, żeby nie ryć sobie głowy, gdyż mam i tak
trochę pod górkę. Mogę mieć tylko nadzieję, że to właśnie oddzielenie przyczyni
się do jeszcze silniejszej więzi miedzy mną i tymi, których kocham najbardziej.
Jakiś czas temu
zadzwonił brat z Londynu i pytał czy dojadę do nich na święta.
Odpowiedziałem, że
wybieram się do nich, jak najbardziej, ale nie na te święta. Planuję pojeździć
trochę po Anglii autobusem i zahaczyć o Londyn, odwiedzić brata z rodziną, ale
dopiero wtedy, gdy zrobi się nieco cieplej i Anglia nabierze wiosennych
kolorów, a ja silniej stanę na nogach. Teraz to mogę najwyżej pochwalić się, że
nieźle tutaj raczkuję.
Wysłała mi również
wiadomość siostrzenica z Nottingham i zaprosiła na jutrzejszą wigilię.
Zadzwoniłem i odmówiłem, gdyż nie byłem pewny, jak ułoży mi się sprawa pracy w
tym dniu. Nie chciałem, aby ktoś tam specjalnie na mnie czekał z wigilijną
kolacją. Natomiast z opowieści znajomych z pracy dowiedziałem się, że w
ubiegłym roku pracowali w tym dniu do godzin wieczornych. Ostatniej nocy w
pracy dowiedziałem się też, że dzisiejszą noc mam wolną, a idę do pracy jutro
na dzień. Przed jakąś godziną otrzymałem wiadomość, że jednak idę do pracy na
dzisiejszą nocną zmianę.
Tutaj naprawdę można dostać
zawrotu głowy od ciągłych zmian, którymi raczą nas wielcy emigracyjnego światka.
Ta ostatnia informacja oznacza
to, że jutro będę miał wolny dzień, ale będę znów po dwóch nockach bez snu w
ciągu dnia, gdyż nie spałem dzisiaj. Byłem pewny, że idę jutro na dzienną
zmianę i chciałem położyć się spać wcześnie wieczorem, żeby spokojnie odespać
ostatnią noc i obudzić się na ranną zmianę. Gdy dowiedziałem się, że jednak
pracuję dzisiejszej nocy, już nie opłacało mi się kłaść spać.
Piszę zatem te słowa i
za dwie godziny z małym haczykiem będę wędrował do roboty.
Wracam jednak do
tematu. Taki rozwój wydarzeń w pracy sprzyja temu, że mógłbym spędzić wigilijną
noc z siostrzenicą i jej towarzystwem. Jednak wcześnie już umówiłem się z
rodziną współlokatorów i razem spędzimy ten czas. Później zejdę de siebie,
porozmawiam z bliskimi, obejrzę sobie zaplanowany film, poczytam książki i mam
nadzieję, że zasnę snem sprawiedliwego, żeby odpocząć po dwunastu nocnych
zmianach bez żadnej przerwy.
Jednak o tym, jak mam
zamiar spędzić tegoroczne święta Bożego Narodzenia napiszę jutro. Jutro też
postaram się sformułować życzenia na te święta i opisać swoje wrażenia na temat
tego, jak do BN przygotowują się znani mi Polacy z Nottingham i jak je traktują
Anglicy, z którymi mam okazję się spotykać.
Chciałbym też napisać
kilka słów na temat tego, że wśród Odbiorców mojego bloga obecnie prym wiodą
Odbiorcy z Rosji. Biją na głowę Odbiorców z Polski i USA, dotychczasowych
liderów. Mam pewien pomysł na szersze rozwinięcie tej myśli. Kiedy jednak uda
mi się go zrealizować, trudno powiedzieć, gdyż nie wiem, jak ułoży mi się w
pracy. Muszę bowiem przyznać, że praca na nocne zmiany zdezorganizowała
doszczętnie mój rozkład dnia, jaki sobie założyłem, znalazłszy tutaj nieco spokoju.
O tym też będę wspominał na blogu.
Teraz natomiast proszę
o wybaczenie wszystkich, którzy czekali na tekst o durniach, za których się
modlę i z przykrością muszę stwierdzić, że te moje modlitwy przynoszą marny
skutek. Przyznam też, że podczas mojego ponadpółrocznego pobytu tutaj spotkałem
tak wielu durniów rodem znad Wisły, że czasami zastanawiałem się czy nie ma tu
większego zagęszczenia tego typu osobników niż w samej ojczyźnianej macierzy.
Po przemyśleniu sprawy stwierdzam jednak, że nie, tylko tutaj są oni bardziej
widoczni, gdyż nie ma tłumu rodaków, żeby mogli skutecznie się w tymże tłumie
ukryć.
Teraz natomiast tylko
napiszę, że w Nottingham wieje porywisty wiatr. Wywraca kosze na śmieci. Oby
mnie nie porwał, gdy będę zmęczony turlał się do pracy! Ale, ale… Jeśli miałby
mnie przenieść do tych pól malowanych… Żartuję! Nie za ojczyzną, która jest dla
mnie pojęciem abstrakcyjnym, tęsknię, ale za konkretnymi osobami.
Życzę Wam spokojnej
nocy, a Wy mi życzcie sił i obym się nie przewrócił, jeśli kolejny raz
przyjdzie mi skosztować snu na stojąco!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz