Powoli rozgryzam tę
Anglię. Powoli wgryzam się w Anglię, smakując tutejszych wielokulturowych
specjałów i obcując na co dzień z ludźmi różnych ras, kultur, wyznań i poglądów.
Najwięcej doświadczeń mam jednak, siłą rzeczy, z obcowania z moimi rodakami.
Wiele mam do opowiedzenia
i będę robił to sukcesywnie. Dzisiaj natomiast chciałbym się skupić na jednej
kwestii, która ostatnio rzuciła mi się w oczy i której bywałem i jestem
świadkiem oraz uczestnikiem.
Ostatnio w moim zakładzie
pracy pojawili się Rumunii, których Polacy nie lubią albo wręcz nie znoszą.
Uważają ich bowiem za bardziej niż złych pracowników. Ale ni tylko. Myślę, że
wielu Polaków nie lubi Cyganów czy Rumunów tylko dlatego, że są Cyganami albo
Rumunami.
Faktem jest, że gdy
Cyganie (różnej narodowości) rozmawiają ze sobą, zupełnie zapominają o pracy,
zapominają wręcz o całym świecie. Kiedy
zatem Rumunii zaczną ze sobą w pracy rozmawiać, najzwyczajniej nie pracują,
tylko oddają się gadaniu całkowicie, co bardzo irytuje moich rodaków, ale nie
zauważyłem, żeby tak działali na pracodawców czy przełożonych Anglików.
Trzeba przyznać, że
Polacy wypracowali sobie w Anglii miano ludzi pracowitych (nie tylko) i
narzucili samym sobie wysokie standardy pracy dotyczące dyscypliny pracy i
efektywności. Nigdzie Polacy się tak nie napracują w Anglii, jak tam, gdzie
przełożonymi Polaków są właśnie Polacy. Sami sobie narzuciliśmy nakaz milczenia
w pracy (różnie bywa z tym milczeniem) i skupianie się tylko na wykonywanej
czynności, którą trzeba zrobić precyzyjnie i jak najszybciej (nawet jeśli nie
trzeba). Kto nie wytrzymuje tempa albo podpadnie (a podpaść jest bardzo łatwo),
wypada z obiegu. Nikt za takim delikwentem się nie wstawi. Pozostali nawet się
nie obejrzą za nieszczęśnikiem, żeby nie pomyślano, że mają z nim coś wspólnego.
Im więcej w danym
zakładzie Anglików i przedstawicieli innych nacji, tym atmosfera luźniejsza,
tempo wykonywanej pracy wolniejsze, a efekty (o dziwo) porównywalne z tymi
wypracowanymi w atmosferze zastraszenia i pośpiechu.
A zatem Polacy tutaj
nie lubią Cyganów i Rumunów za ich rzekome lenistwo i brak dyscypliny w pracy.
Ostatnio głośno
powiedziałem, że Rumunii czy Cyganie, tak jak my – Polacy, przyjechali tu
szukać pracy i lepszych perspektyw. Nie powinniśmy im tego zabraniać ani im
zazdrościć pracy. Zwłaszcza, że to nie my ich zatrudniamy i płacimy za ich niby
kiepskiej jakości pracę.
Kilka osób przyznało mi
rację. Większość jednak ubawił do łez humor jednego z moich znajomych, że
pracodawca ściągnął tu dlatego Rumunów, gdyż chce poszerzyć asfaltową drogę
dojazdową do zakładu pracy.
Nie było to ani
śmieszne, ani na miejscu. Większość jednak się śmiała, co było oznaką, że
podziela zdanie mówiącego.
Z piątku na sobotę
pracowałem z Rumunami (nie tylko ja). Zamieniliśmy kilka słów po angielsku.
Wymieniliśmy uprzejmości. Uśmiechaliśmy się do siebie. Chyba jako jedyny Polak
mam z nimi dobry kontakt, co z pewnością miru u moich ziomków mi nie
przysporzyło.
Pracowała ostatnio obok
mnie młoda Rumunka. Czułem zapach przepalonego oleju. Przypominał mi zapach
oleju używanego ponad miarę do smażenia frytek. Jakby zbyt długo przebywała w
pomieszczeniu, gdzie na starym oleju przyrządzano potrawy. Przyznaję, że
drażnił mnie ten zapach. Drażniło mnie też to, że dziewczyna praktycznie nie
pracowała, gdyż wykonywała swoją pracę tak wolno, że jeden z Polaków wciąż
pytał, gdzie tacy ludzie się rodzą. Siłą rzeczy musiałem wykonywać za nią część
wspólnej pracy. Gdybym bowiem pozwolił sobie na pracę w jej tempie, od jutra
najprawdopodobniej szukałbym nowego zajęcia.
Po jakimś czasie
wytłumaczyłem sobie przykry zapach i lenistwo czy też może zmęczenie
dziewczyny. Nie jest łatwo pracować na nocną zmianę, zwłaszcza gdy w ciągu dnia
być może nie można odespać przepracowanej nocy. Wiem z opowieści, że ci młodzi
ludzie mieszkają w nieciekawych warunkach. Gnieżdżą się po kilka osób w pokoju.
Wzruszyły mnie też ich ubogie i wysłużone ubrania.
Po jakimś czasie
życzyłem im w duchu, aby pracowali jak najdłużej i mogli sobie pozwolić na
odrobinę przyziemnego luksusu.
Co mnie już od jakieś
czasu uderza w Rumunach czy Cyganach. Nie zapijają i nie tracą przez to pracy.
Znam wielu Polaków, którzy po każdej wypłacie zaliczają absencję w pracy.
Myślę, że pracodawcy już wiedzą, że w sobotę, a czasem i w piątek (przelewy są
realizowane nocą z czwartku na piątek) część Polaków może nie pojawić się w
pracy.
Zauważyłem też, że
Rumunii (i Cyganie) trzymają się w pracy razem. Widać to podczas przerw w
pracy, ale i podczas wszystkich rozmów, nawet w trakcie pracy.
Polacy natomiast przy
pierwszej lepszej okazji dzielą się na grupy i rywalizują ze sobą. Nierzadko są
nastawieni do siebie wrogo.
Rumunii stawiają się do
pracy o ustalonej godzinie. Polakom często zdarza się w ostatniej chwili
zachorować albo coś tam innego. Wszystko, żeby tylko do pracy nie przyjść.
Rumunii nie wyrażają
głośno niechęci do pracodawców, nie narzekają na stawki płacowe ani warunki
pracy. Za to Polacy mają ciągle o coś tam pretensje.
Jak by nie patrzeć,
Rumunii i Cyganie są dla angielskich pracodawców ze wszech miar bardziej
atrakcyjni niż wielu Polaków. Z reguły też Rumunii mówią od nas lepiej po
angielsku. W każdej grupie znajduje się osoba, która rozumie po angielsku i
wiedzą tą służy całej grupie.
Polacy znający dobrze
język angielski marzą o szybkim awansiku, żeby następnie gnębić Polaków.
Wszędzie, gdzie tutaj pracowałem, polscy przełożeni mieli u Polaków jak
najgorsze notowania.
W jednym z zakładów,
gdzie pracowałem, dwóch Rumunów zwolniło się wcześniej, żeby załatwić jakieś
sprawy. Nie wiedziała o tym reszta grupy. Gdy w pewnym momencie ci dwaj zaczęli
wychodzić z hali, cała grupa ruszyła za nimi. Ich przełożony był w szou. Nie
wiedział, co się dzieje. Dopiero po wyjaśnieniach swoich dwóch Ziomaki reszta
wróciła do pracy.
Kiedy ich zapytano,
dlaczego chcieli wyjść, wyszło na to, że razem do pracy przychodzą i razem z
niej wychodzą. Jeśli zwalnia się jednego z nich to tak, jakby zwolnić
wszystkich.
O takiej solidarności
Polacy mogą co najwyżej pomarzyć. Kiedy Polaka wyrzuca się tutaj z pracy albo
beszta bez żadnego problemu, reszta patrzy w ziemię, żeby tylko nie skojarzono
ich ze „skazanym”.
Gdy pracowałem przez
pewien czas w temperaturze około 5°C, a przełożony zapomniał o tym, żeby
dostarczyć mi rękawiczki. Swoje zapasowe rękawiczki oddał mi Rom. Nawet nie
zdążyłem dowiedzieć się, jak miał na imię. Przez dwa czy trzy dni, gdy
pracowaliśmy razem na tym samym dziale, dążyłem tylko mu podziękować i zamienić
z nim zamienić kilka słów. Nie wiem też, jakiej był narodowości.
Gdy w obecnej pracy, w pewnym
momencie nie radziłem sobie z nawałem roboty, z pomocą przyszli mi Węgrzy (jest
ich tylko trzech), choć Polaków wokół była chmara.
Poza mną Polacy również
i Węgrów uważają za kiepskich pracowników i izoluje się ich, jak tylko można.
Mam nieco inne zdanie na
ten temat i często z Węgrami rozmawiam. Często też żartujemy i uczymy się nawzajem
poszczególnych słówek z naszych ojczystych języków, żeby choć trochę zniwelować
skutki z czasów budowy wieży Babel.
Nikt też z moich rodaków
zdaje się nie pamiętać przysłowia, że Polak i Węgier…
Polacy też twierdzą, że
Anglicy to lenie. Natomiast Cyganie, Rumunii czy Węgrzy donoszą Anglikom na Polaków.
Nikt nie chce pamiętać, że to właśnie Polacy głośno, po chamsku i bezceremonialnie
obrażają Anglików, którzy przecież rozumieją niektóre polskie zwroty. Jak już wspomniałem,
jesteśmy najgłośniejszą nacją wśród pracowników i najbardziej narzekającą na pracodawców
czy też warunki pracy i płacy. Jak dobrze
pracujemy, tak równie dobrze i wytrwale dążymy do tego, aby inni mieli o nas jak
najgorsze zdanie.
Oczywiście nie dotyczy to
wszystkich Polaków, ale wyjątki potwierdzają tylko regułę.
Zatem w pracy czuję się
bardziej Rumunem czy Węgrem, a poza pracą Pakistańczykiem, Hindusem czy Romem niż
Polakiem.
Wiem jednak przy tym, że
Polacy i tak zawsze są tutaj najlepsi!
Czy zawsze tacy byliśmy?!
Skoro tak, to co tutaj robimy?!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz