Ostatnio ostro
zapachniało depresją moje pisanie. Przyznaję, że tutaj można albo pić i nie
myśleć, albo myśleć i podpierać się nosem, żeby nie zacząć i pić i nie myśleć!
Mam na myśli
przebywanie w towarzystwie moich rodaków, którzy (zaryzykuję) w 99% mogą
przyprawić trzeźwego człowieka o zawrót głowy.
Do tego wczoraj w
drodze do pracy stwierdziłem, że prowadzę krecie życie. Wychodzę z domu po
zmroku. Wracam przed wschodem słońca i przesypiam cały dzień. Budzę się o
zmroku. Nie oglądam słońca. Stąd pewnie i fakt, że dopadły mnie jakieś okruchy
depresji.
Od razu zapowiadam, że
Sylwestra spędzam samotnie. Oczywiście na ile to będzie możliwe. Nie będę robił
ludziom przykrości. Posiedzę trochę z sąsiadami. Może nawet postaram się z nimi
dotrwać do północy. Jednak jeśli zbyt mocno będą się dopingować, to smyrgnę po
angielsku do siebie i zajmę się sobą.
Dzisiejszej nocy miałem
ostatnią nocną zmianę. Jutro idę na dzienną zmianę i mam nadzieję, że przez
jakiś czas uda mi się tę robotę utrzymać. Nie wiążę z tym jednak wszystkich
swoich nadziei, ponieważ koleś (mój rodak), który ma układ z wajzerem (mój
rodak) nie lubi mnie najwyraźniej (przyznam – ze wzajemnością) i może mi się
przysłużyć, jak tylko potrafi tu Polak przysłużyć się Polakowi.
Nie rozrywam jednak
szat z tego powodu, ponieważ pobyt w Nottingham nauczył mnie już, że kolejne
zmiany miejsca pracy mogą wyjść człowiekowi tylko na dobre. Zresztą poświęcę
temu oddzielny wpis na blogu.
Przyznam tylko, że
praca na nocną zmianę bez określonych z góry wolnych dni i nocy skutecznie
zdezorganizowała mój rozkład jazdy i rozłożyła na łopatki realizację założonych
planów.
Mam nadzieję, że mam to
już za sobą.
Wszyscy wiedzą, piszę
bowiem do ludzi wierzących. Nie! Muszę też założyć, że czytają mnie niewierzący,
jak też i innowiercy, czyli nie katolicy, jak ja. Na wszelki wypadek zatem
wierzącym przypomnę, a niewierzących poinformuję (tych, którzy tego nie
wiedzą), że Chrystus Pan podczas swojej bytności na Ziemi, na której my swoją
bytność zaliczamy, nauczał, że mamy kochać nieprzyjaciół swoich i modlić się za
nich powinniśmy, gdyż jeśli będziemy się modlić tylko za tych, których
miłujemy, to nasza nagroda w Niebie będzie równała się zeru, a wiara nasza
będzie na pokaz, jak to za czasów Chrystusa robili faryzeusze, a za moich
czasów wszelkiej maści katoliccy dewoci. Wiara nasza prawdziwa sprawdza się
właśnie wtedy, gdy nieprzyjaciół kochamy i modlimy się za nich. Wtedy wiara ma
sens i jest wiarą naprawdę. Przynajmniej tak twierdził Chrystus, a ja Jemu
wierzę!
Przebywam w obecnej
pracy z dwoma rodakami, którzy codziennie doprowadzają mnie do szału. Nie tylko
zresztą mnie! Ci rasowi durnie
uwielbiają wjeżdżać ludziom na psychikę publicznym wyśmiewaniem, słownymi
przytykami i czymś, co sobie wymyślą. Słowem – uprawiają durnie w pracy mobbing na całego.
Wspomniałem już nieraz,
że Polacy tutaj są mistrzami w dokuczaniu swoim rodakom.
Tak więc ci durnie z pracy potrafili już kilka razy
doprowadzić mnie do takiego stanu, że, np. w czasie odmawiania w myślach różańca, potrafiłem krzyknąć: K‑a, zamknij wreszcie mordę! Poważnie, tak
właśnie wołałem pomiędzy zdrowaśkami!
Z takiej mojej reakcji
rodzi się od razu pyskówka. Nie będę tu cytował tych wymian zdań, ponieważ nie
chcę urazić estetów języka.
Z takiej wymiany wynika
też tylko, że durniom wolno wszystko, a
innym nie wolno nic.
Mam to gdzieś i należę
do tych innych, którzy milczą tylko do czasu, do pewnej granicy podłości durniów. Później nie jestem im dłużny
nawet grama podłości.
Wiem przy tym, że jeden
z durniów ma układ z wajzerem.
Przyłapałem go na tym, jak skarżył się na mnie koleżce. Na razie jednak
pracuję. Pracuję albo dlatego, że pracuję dobrze i skargi durnia na nic się zdają. Albo wajzer ocenia ludzi po efektach ich
pracy, a nie skargach durnia. Albo dureń się chwali, że wajzer trzyma z
nim sztamę.
Jakby na sprawę nie
patrzeć, nadal pracuję z durniami, a
to jednocześnie oznacza, że nadal z durniami
walczę.
Raz nawet jeden ryknął
pod moim adresem: Zamknij się, bo na przerwie tak ci przy‑dolę, że się nie
pozbierasz.
Spokojnie dokończyłem,
co miałem powiedzieć, a przed wyjściem na przerwę, dureń cicho do mnie: Co ty się tak ciskasz? Przecież to tylko
żarty!
Ja na to, że nie lubię,
gdy się tak żartuje!
I było po sprawie. Na
przerwie było spokojnie.
Mniej szczęścia ode
mnie miała A‑a, która nie wytrzymała i wysypała jednemu durniowi, co o nim szczerze myśli. Zanim A‑a wybuchła, dureń dopiekł jej do żywego.
Zrobiła się z tego
afera. Sprawa poszła wyżej. Tego samego dnia A‑kę przeniesiono na inne
stanowisko, a następnego dnia oboje nie było w pracy. Po dwóch czy trzech
dniach w pracy pojawił się był dureń,
a A‑kę zwolniono.
To daje do myślenia tym
,co pracują obok i najzwyczajniej się boją ludziska stracić pracę.
To daje też do myślenia
takim jak ja osobnikom, żeby się durniom
nie stawiać, bo durnie mogą
zaszkodzić. Ja jednak już od jakiegoś czasu nie dbam o to, że durnie mogą mieć układ i kiedy
przesadzają, walę nie gorzej od nich.
Przypominam sobie
sytuację na przerwie po starciu A‑ki z durniem.
Dziewczyna przyszła na palarnię zapalić papierosa. Odważna, pomyślałem.
Podszedłem do niej i powiedziałem, żeby się nie przejmowała, że wszystko będzie
dobrze! Reszta rodaków milczała!
Jak wiemy, nie wszystko było dobrze!
A zatem dwaj durnie codziennie obierają sobie jakąś
ofiarę spośród pracowników i jadą niemiłosiernie tej osobie po głowie. Taka
osoba najczęściej w milczeniu znosi słowne przytyki i ciężkie dowcipy kierowane
pod jej adresem.
Dam jeszcze jeden
przykład postępowania durniów. Pracują
z nami Rumunii, znienawidzeni przez naszych. Ale od jakiegoś czasu durnie zauważyli, że właśnie Rumunów
można wykorzystać, żeby Polakom dokuczyć, a przy tym zaimponować znienawidzonym
obcym. Naśmiewają się też do rozpuku z Rumunów, gdyż wiedzą, że tamci nie
rozumieją ich dowcipów. Pewnego dnia postanowili, że jednego z Rumunów nauczą
języka polskiego. Rumun jest niskiego wzrostu i szybko pracuje. Zatem najpierw
nauczyli do zwrotu: Dawaj, mały, dawaj!
Rumun ten zwrot
powtarza i jakby szybciej pracował.
Powtarzali to w
nieskończoność.
Wierzcie mi, stałem
naprzeciwko i zalewałem się łzami ze śmiechu. Nie mogłem się opanować. Jeszcze
teraz się śmieję, gdy o tym pomyślę.
Z czasem jednak wpadli
na inny pomysł, nakazali nowoprzyjętemu młodemu pracownikowi stanąć obok mnie,
naprzeciwko „małego”, a następnie uczyli „małego” niewybrednych zwrotów i
wytłumaczyli mu, żeby kierował je pod adresem nowoprzyjętego.
Odpuszczę sobie cytaty
i nie przytoczę słów, jakie nieświadomy tego, co mówi „mały” kierował pod
adresem Polaka. Napiszę tylko, że przez
kilka godzin młody Polak przechodził prawdziwe katusze.
Widocznie bał się
odezwać. W końcu nie wytrzymałem i wyjaśniłem „małemu”, żeby dał już spokój. O
dziwo, poskutkowało. Do tego jeszcze jeden z durniów wcześniej wyszedł z pracy, a drugi dostał ostrą, jak tu
Polacy mówią, zje‑kę za coś tam od starego stażem pracownika, który nie musi
obawiać się żadnych układów w zakładzie. Poszło o jakiś tam bzdet, ale bura
była ostra i głośna. Wszyscy to słyszeli. Od razu dureń stracił rangę idola u Rumunów i do końca zmiany panował
względny spokój.
Oczywiście trudno mi
zrozumieć, jak Polacy potrafią robić takie rzeczy innym Polakom. Nastawiam się
jednak na to, że mogę tutaj zobaczyć dużo więcej.
Ale wracając do
tematycznego wątku. Kiedy durnie wzięli na celownik mnie i ostro nawzajem
nawrzucaliśmy sobie do kociołków, doszedłem do wniosku, że będę się modlił za durniów. Modlę się więc za nich, w
myślach się modlę uparcie. Czasami między modlitwą muszę parować ataki. Muszę
się też przyznać, że mizerne efekty osiągam dzięki modlitwom, gdyż tamci co
rusz, biorą kogoś na warsztat.
Myślę też, że modlitwy
dały mi w pewnym momencie odwagę reagowania na ich postępowanie, a durnie jakby akceptują fakt, że mnie
się wolno odezwać. Jestem ciekaw, jak długo?
Modlę się zatem za durniów i za tych, co mi ufają, i proszą
prawie codziennie, abym obejrzał ich nos. Modlę się za tych, co słowa dobrego mi
tu nie dają i za tych, których lubię i za najbliższych się modlę. Modlę się też
za siebie. W ogóle za wszystkich się modlę, bo wiem, że tak chciałby mój
Mistrz.
Powyższy tekst jest
preludium do przedstawienia Wam mojej teorii, nad którą ostatnio rozmyślam, a
dotyczącej tego, że już po nas jako narodzie. Jak mi to w głowie się narodziło i
jakie mam argumenty, spróbuję powoli wyłożyć na łamach tego bloga. Oczywiście w
miarę możliwości i posiadanego czasu oraz bez zaniedbywania jakichś tam innych tematów.
Święta PRAWDA kolego.Pozdrawiam ☺
OdpowiedzUsuńDziękuję za dobre słowo. Również pozdrawiam, Przyjacielu!
Usuń