Nieznane jest miejsce pochówku
zamordowanego przez Niemców we Lwowie Boya Żeleńskiego. Żyje zatem niejako
tylko tym, co stworzył, co przetrwało twórcę i jest bardziej niż twórca
namacalne.
Jednym z bardzo ciekawych dzieł, jakie
wyszło spod pióra tego nieprzeciętnego literata i badacza jest zbiór opowieści
o znanych postaciach „Ludzie żywi”. W dziele tym, Boy Żeleński starał się
ukazać znanych ludzi niejako od zaplecza życia, ukazać ludzi żywych, a nie
znanych z przekazów medialnych, z plotek, famy czy przyszytych łat…
Stanisław Przybyszewski znany był jako
hulaka, który nieustannie borykał się z problemami finansowymi. Oficjalną
wersją tych problemów finansowych jest jego zamiłowanie do alkoholu. Jednak Boy
ukazuje nam w „Ludziach żywych” zupełnie innego Przybyszewskiego.
„Pewnej nocy w Monachium Przybysz
wraca z kawiarni do domu. Naraz słyszy w oddali śpiew; poznaje polski język,
swojacką melodię. To robotnik polski szedł ulicą i śpiewał sobie coś z
kujawska. Przybyszewski dogania robotnika, wdaje się z nim w rozmowę, ściska go
i w rozczuleniu daje mu swój zegarek i wszystkie pieniądze, jakie miał przy
duszy. Jakieś osiemdziesiąt marek.
Chętnie wierzę w to zdarzenie, bo
widziałem w życiu Przybyszewskiego wiele podobnych. To bardzo piękne. Ale niech
mi ktoś powie, jak sprawić, aby człowiek z takim usposobieniem nie był w
kłopotach?”. Oczywiście kłopotach finansowych.
Boy zdawał się uwielbiać walkę ze
stereotypowym myśleniem ogółu – obnażać stereotyp i ukazywać jego płytkość,
maliznę, subiektywizm.
Przybyszewski, którego miano za pijaka
i satanistę, tak Boy opisał w „Ludziach żywych”:
„Bo ten satanista miał serce miękkie
jak wosk i czułe na biedę ludzką. Stróż czy robotnik mógł zeń wydobyć wszystko,
na chorobę żony, na opłatę szkolną dla dziecka. Nie podzielić się, nie oddać,
kiedy miał, było dla Przybyszewskiego niemożliwością. Pod tym względem miał
zawsze ekonomię czysto ewangeliczną: brać od tego, co ma, dawać temu, co nie ma
i nie troszczyć się o jutro. To wszystko nie sprzyjało „wiązaniu końca z końcem”.
Boy wspomina wprost o nałogu
Przybyszewskiego, ale i sam Przybysz przecież o tym pisał wprost. Dochodzi też
przy tej okazji do ciekawego wniosku:
„Dodajmy jeszcze – można o tym mówić
szczerze, bo i on sam pisał o tym w swoich Wspomnieniach po prostu – jego
nałóg, alkoholizm. O ile ten nałóg bardzo sprzyja miękkości serca, o tyle nie
ułatwia gospodarki.
Było nawet coś więcej. Przybyszewski –
przynajmniej taki, jakim go znałem za jego najbujniejszych czasów – wręcz
nienawidził pieniędzy. Pisał gdzieś, że są „wrogie twórczości”. Tępił je też z
obrzydzeniem, jak śmiertelnego wroga. Po pijanemu wtykał nieraz banknoty obcemu
włóczędze na ulicy, rozdawał, rozrzucał, przehulał je do ostatniego i
następnego rana znajdował się wobec pytania: skąd brać?”.
Boy strasznie nie lubił wybielania
ludzi z ich ciemnych stron życia. Nie brakowało tych, którzy za wszelką cenę
chcieli alkoholizm Przybyszewskiego ukryć. Co na to Boy?
„Przybyszewski sam mówił o swoim
nałogu ze szczerością i prostotą, po cóż tedy, wbrew prawdzie, wybielać go w
tej mierze?”.
Tak, prawda dla Boya to rzecz
podstawowa. Cóż to jest prawda?... – pamiętacie?
I jak to często u Boya bywa – mała lub
większa dygresja, co mi się bardzo podoba ‑ „Niegdyś poeta żył na dworze
jakiegoś księcia, wolny od trosk materialnych. Dziś egzystencja artysty bywa
problemem bez wyjścia. Verlaine wyciągał po kilka franków od księgarzy, a
przygodne kochanki wyciągały z niego po parę tysięcy. Jak, skąd? Licho to wie.
Żył w szpitalu, umarł w nędzy, w bogatym Paryżu, otoczony zgrają snobów i
wielbicieli”.
Nieprawdaż, jakie to fajne i z życia
wzięte!? Znalazłyby się na takie obrazy i dzisiaj przykłady.
I jeszcze taka fajna uwaga Boya na
temat pieniędzy oraz podejścia do mamony niektórych twórców.
„Bo taki jest demonizm pieniądza i
taka jego zemsta, że poeta, który nim gardzi , wciąż – bardziej niż ktokolwiek
inny – musi o nim myśleć i nim się zaprzątać”.
Nic zatem dziwnego, że skoro Przybyszewski,
nie tyle ze swoim satanistycznym, co anielskim sercem, gardził pieniędzmi i
uważał je za hamulec prawdziwie wolnej twórczości, musiał nieustannie borykać
się z problemami finansowymi i o tychże znienawidzonych pieniądzach nieustannie
myśleć!
Zakończenie – no nieźle!,
pomyśli uważny Czytelnik – nie wiadomo, gdzie wstęp, nie wiadomo, gdzie
rozwinięcie, a ten z zakończeniem wyskakuje! No właśnie, skoro nie ma wstępu i
rozwinięcia w tym powyższym pisaniu, to śmiało i z zakończenia można zrezygnować.
Niech to będzie zatem tak wielka
dygresja, którą Boy w swoim pisaniu często stosował i niech to będzie taki mały
wyrywek z życia prawdziwego, a nie tego oficjalnie znanego, Stanisława
Przybyszewskiego.
Może jeszcze to – Jak łatwo i szybko czasem oceniamy innych – i jak często w tych ocenach mylimy się okrutnie!...