Aż mi się nie chce
wierzyć, że w SKARBNICY poszło już 21 wpisów. Po raz 22 właśnie dokonuję
zapisków swoich przemyśleń. I zacznę od przemyśleń na temat krajowej polityki,
a raczej nieustannej krytyki, którą w tejże polityce się uprawia, ponieważ
samej polityki jest tam tyle, co z kota gnoju.
*
Jeszcze nie tak dawno
opozycja Donka ostro krytykowała jego przeloty służbowe z Warszawy do
rodzinnego Sopotu. Waliła w Donka opozycja okrutnie, że za środki podatników
lata sobie tam i siam, żeby się z żonką i rodzinką zobaczyć, a setki tysięcy
złotych podatników idą w powietrze, jak nic.
Krzyku było, co
niemiara, że tak nie wolno, że to w ogóle bee i gdy tylko następni dojdą do
władzy, to zmienią to natychmiast.
I
zmienili!
Ostatnio media
doniosły, że mój piękny prezydent od początku swojego urzędowania przelatał już
z Warszawy do Krakowa około 700 tysięcy złotych.
I cisza!
I wszystko gra?
Rozumiem, że facet musi
zajrzeć od czasu do czasu do domu rodzinnego, ale czy przypadkiem jego domem
rodzinnym nie jest teraz odpowiedni pałac? Sam się przecież na to zdecydował.
Gdyby tak wprowadzić
przepis, że premier czy prezydent na czas swojej kadencji zwijają manatki z
domów rodzinnych i mieszkają w Warszawie i są dla Polaków, bo przecież tak być
powinno. Wiadomo, że nie zamieszkają w barakach, więc śmiało mogą do siebie
ściągnąć rodziny.
Myślę, że utrzymanie
tych dwóch rodzin na miejscu w Warszawie kosztowałoby mniej podatników, niż
prominenckie przeloty.
A jeśli już koniecznie
chcą mieszkać, gdzie mieszkali albo przynajmniej bywać tam, gdzie mieszkali, to
niech się nawzajem nie tłuką po łbach głupią krytyką, która ma to do siebie, że
obraca się przeciwko krytykującemu.
Tak sobie myślę. Jeśli
mój prezydent polata tak sobie do tegoż Krakowa przez pozostałą część kadencji,
to koszty sięgną nawet i 4 milionów złotych.
Znam smak krytyki z
autopsji.
Pewnie zna też jej smak
też i nowy wódz, który w kampanii wyborczej nie szczędził mi słów krytyki, i to
nie zawsze uzasadnionej.
Kto sieje wiatr, będzie
burzę zbierał.
*
Niedawno w telewizorni
widziałem dziewczynę na wózku inwalidzkim. Powiedziała, że wózek jest dla niej
środkiem lokomocji, ponieważ nogi zawiodły.
Kurczę, pomyślałem. Ma
dziewczyna rację. Dla jednych środkiem lokomocji są nogi, dla drugich, rower,
dla trzecich samochód, a jeszcze dla innych wózek.
Trzeba się uczyć od
innych. Trzeba się uczyć pokory. Uczyć się trzeźwego spojrzenia na życie. To
dobre dno do odbicia!
*
Przez kilka ostatnich
dni nie miałem dostępu do sieci. Mogłem gromy słać i przekleństwa pod adresem operatora.
Mogłem wściekać się na awarię, która znów się gdzieś tam wydarzyła. Mogłem też
czekać cierpliwie i próbować zrozumieć, że w świecie technologii awarie są
sprawą normalną.
Cały czas sobie
tłumaczę, Internet to nie wszystko. ważniejsza jest rodzina, spotkania ze
znajomymi, chwile medytacji. Nie wolno w życiu dopuścić, żeby być niewolnikiem
tego, co zostało stworzone po to, aby nam służyć.
Ktoś mnie może zapytać:
A książki, które umieszczasz w sieci?
Odpowiem, że to ważne,
ale nie najważniejsze. To tylko jeden z kanałów, za pośrednictwem którego
docieram do ludzi, z ludźmi się spotykam i z ludźmi wymieniam poglądy.
Z drugiej jednak strony
myślę sobie, skoro płacę za usługę, to chcę tę usługę otrzymać!
Zatem rozmyślam
poważnie o zmianie operatora.
Może moje znikanie
będzie nieco rzadsze!
A
teraz już się stało i operator zmieniony!
*
Wrogowie spięci datą –
pamiętam, jak co roku środowiska prawicowe zakłócały 13 grudnia spokój pod
domem Generała. Często było to niesmaczne i urągające godności obu stron.
Tym razem obrońcy demokracji
w Polsce wykrzykują nazwisko Prezesa i oskarżają go o antydemokratyczne
działania.
Historia jest
nieubłagana w swoim toczeniu się po kole. Ci, co wczoraj stali po stronie
walczących o demokrację, dzisiaj robią wszystko, żeby tej demokracji innych
pozbawić.
*
Kiedy w małej gminie na
końcu świata gruchnęła wieść o dzieciobójstwie, zjechało się na zadupie wielu
dziennikarzy i poszukiwaczy prawdy.
Ze swojej inkwizycyjnej
zagorzałości słynął redaktor Czaban, który od razu zdawał sie wiedzieć, kto
jest winny całego zajścia.
Starał się wymóc na
mnie zwalnianie niczemu niewinnych ludzi za to, co rzekomo mieli zrobić. A
kiedy odmawiałem, powołując się na konstytucyjne prawo domniemania niewinności,
oskarżał mnie o współdziałanie z winnymi.
Jego chamskie i
prostacie hipotezy głoszone w mediach sprawiły, że kilku nawiedzonych,
podobnych jemu, groziło mi wręcz, że mnie załatwi albo załatwi kogoś z mojej
rodziny.
Zgłosiłem sprawę
policji, ale okazało się, że policja nie widzi żadnych problemów w tym, że ktoś
jawnie grozi drugiemu człowiekowi tym, że może go zabić.
Fajny kraj!
Fajny, dla czubów
podobnych wspomnianemu dziennikarzowi.
*
Znałem
chama w garniturze, który publicznie uchodził i uchodzi za wzór postępowania i
pobożności.
W
swoim postępowaniu i pobożności nie potrafił zdobyć się na to, aby powiedzieć
przełożonemu „dzień dobry”.
Kiedy
zrozumiał, że jego opcja może przejąć władzę w małej gminie, wysilił się przed
gremium intelektualistów gminnych, że po wyborach wyjaśni dlaczego zachowywał
się jak ostatni cham.
Wybory
jego opcja wygrała.
Minął
już o tej chwili ponad rok. A człowiek ten nadal nie wyjaśnił, dlaczego
zachowywał się jak skończony cham.
Wiem,
trudno przyznać się do takiego siebie, zwłaszcza gdy inni uważają nas za wzór
cnót wszelkich.
Ostatnio
nawet był powiedział, że on chamem i publicznym krzykaczem nigdy nie był. On
tylko donośny ma głos!
Gdybym
ja głos miał taki, to był się zamknął na chwilę!
Ale
cham nie potrafi!!!
Inny
smutny intelektualista zapewniał mnie wiele razy o swojej prawdomówności i
oddzieleniu się od spraw gminnych.
Dzisiaj
jest zupełnie inaczej.
Jak
można spokojnie spać po takich wyznaniach prawdy?
Lubię
na nich i innych patrzeć, jak się motają, idąc chodnikiem: jak uciekają
wzrokiem, gdy uśmiecham się na ich widok.
W
sumie to dzisiaj chamstwo jest w modzie, jest nawet nagradzane.
Po
co zatem to piszę i po co się ciskam?
*
Ci, co teraz są u władzy,
dziwią się niezmiernie, dlaczego inni krytykują ich działania.
Jakby zapomnieli o tym,
że to, co wczoraj krytykowali; co wczoraj ich tak bardzo bolało… dzisiaj
powielają i to bez żadnej żenady.
Każda władza się kiedyś
kończy, a krytyka każda obraca się przeciwko krytykującemu. Natomiast moi mali
przeciwnicy myśleli, że kiedy przejmą władzę, to będzie to karnawał, jak po
wyborach w parku, że będzie to jeden wielki sylwester i nieustanne witanie
nowego.
Tymczasem się okazało,
że to podejmowanie decyzji i krytyka na karku za każde potknięcie… kiedy nie
było decyzji, nie mogło być przecież potknięć.
Witajcie
w kręgu decyzji!
Niektórzy ze
sprawiedliwych gminnych nie wychylają się dzisiaj. Siedzą cicho i liczą, co im
ostatnio skapnęło. Nie podejmują żadnych decyzji, nie krzyczą. Próbują być bardzo
porządni!
Dajmy
już temu spokój, bo pachnie nieprzyjemnie!
*
This
is it. Kto tego nie widział, koniecznie powinien
obejrzeć.
Sam nie byłem
przekonany do Michaela Jacksona. Jego piosenki wcale mnie nie ruszały.
Traktowałem jego twórczość jako masową sieczkę.
A wszystko dlatego, że
nie przyjrzałem się lepiej robocie samego Michaela i nie wsłuchałem w jego
piosenki.
Kiedy obejrzałem, już
po jego śmierci, This i sit,
zrozumiałem, że sprawy miały się zupełnie inaczej, niż myślałem, a praca, jaką
wkładał Jackson w każdą swoja piosenkę, była wręcz tytaniczna.
Rzadko można obejrzeć
takie dążenie do perfekcji. Potęguje wrażenie wiedza, że oglądamy człowieka nad
przepaścią śmierci.
*
Dlaczego o tym piszę?
Dlaczego do tego
wracam?
Muszę się przecież rozliczyć
z niedaleką przeszłością.
Wiem, że ci, co dziś rządzą,
woleliby, żebym umarł. Zapewniam ich na sto procent, że umrę, gdy przyjdzie mój
czas. Tak samo, jak oni umrą, gdy ich godzina wybije!
*
Jeszcze dzisiaj wieczorem
o kolejnym przykładzie jakości nowej władzy, która z jakością niewiele ma wspólnego.
Naprawdę się cieszę, że znowu z Wami jestem!!! |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz