28 kwietnia 2016

Skarbnica... 22

Aż mi się nie chce wierzyć, że w SKARBNICY poszło już 21 wpisów. Po raz 22 właśnie dokonuję zapisków swoich przemyśleń. I zacznę od przemyśleń na temat krajowej polityki, a raczej nieustannej krytyki, którą w tejże polityce się uprawia, ponieważ samej polityki jest tam tyle, co z kota gnoju.
*
Jeszcze nie tak dawno opozycja Donka ostro krytykowała jego przeloty służbowe z Warszawy do rodzinnego Sopotu. Waliła w Donka opozycja okrutnie, że za środki podatników lata sobie tam i siam, żeby się z żonką i rodzinką zobaczyć, a setki tysięcy złotych podatników idą w powietrze, jak nic.
Krzyku było, co niemiara, że tak nie wolno, że to w ogóle bee i gdy tylko następni dojdą do władzy, to zmienią to natychmiast.
I zmienili!

Ostatnio media doniosły, że mój piękny prezydent od początku swojego urzędowania przelatał już z Warszawy do Krakowa około 700 tysięcy złotych.
I cisza!
I wszystko gra?
Rozumiem, że facet musi zajrzeć od czasu do czasu do domu rodzinnego, ale czy przypadkiem jego domem rodzinnym nie jest teraz odpowiedni pałac? Sam się przecież na to zdecydował.
Gdyby tak wprowadzić przepis, że premier czy prezydent na czas swojej kadencji zwijają manatki z domów rodzinnych i mieszkają w Warszawie i są dla Polaków, bo przecież tak być powinno. Wiadomo, że nie zamieszkają w barakach, więc śmiało mogą do siebie ściągnąć rodziny.
Myślę, że utrzymanie tych dwóch rodzin na miejscu w Warszawie kosztowałoby mniej podatników, niż prominenckie przeloty.
A jeśli już koniecznie chcą mieszkać, gdzie mieszkali albo przynajmniej bywać tam, gdzie mieszkali, to niech się nawzajem nie tłuką po łbach głupią krytyką, która ma to do siebie, że obraca się przeciwko krytykującemu.
Tak sobie myślę. Jeśli mój prezydent polata tak sobie do tegoż Krakowa przez pozostałą część kadencji, to koszty sięgną nawet i 4 milionów złotych.
Znam smak krytyki z autopsji.
Pewnie zna też jej smak też i nowy wódz, który w kampanii wyborczej nie szczędził mi słów krytyki, i to nie zawsze uzasadnionej.
Kto sieje wiatr, będzie burzę zbierał.
*
Niedawno w telewizorni widziałem dziewczynę na wózku inwalidzkim. Powiedziała, że wózek jest dla niej środkiem lokomocji, ponieważ nogi zawiodły.
Kurczę, pomyślałem. Ma dziewczyna rację. Dla jednych środkiem lokomocji są nogi, dla drugich, rower, dla trzecich samochód, a jeszcze dla innych wózek.
Trzeba się uczyć od innych. Trzeba się uczyć pokory. Uczyć się trzeźwego spojrzenia na życie. To dobre dno do odbicia!
*
Przez kilka ostatnich dni nie miałem dostępu do sieci. Mogłem gromy słać i przekleństwa pod adresem operatora. Mogłem wściekać się na awarię, która znów się gdzieś tam wydarzyła. Mogłem też czekać cierpliwie i próbować zrozumieć, że w świecie technologii awarie są sprawą normalną.
Cały czas sobie tłumaczę, Internet to nie wszystko. ważniejsza jest rodzina, spotkania ze znajomymi, chwile medytacji. Nie wolno w życiu dopuścić, żeby być niewolnikiem tego, co zostało stworzone po to, aby nam służyć.
Ktoś mnie może zapytać: A książki, które umieszczasz w sieci?
Odpowiem, że to ważne, ale nie najważniejsze. To tylko jeden z kanałów, za pośrednictwem którego docieram do ludzi, z ludźmi się spotykam i z ludźmi wymieniam poglądy.
Z drugiej jednak strony myślę sobie, skoro płacę za usługę, to chcę tę usługę otrzymać!
Zatem rozmyślam poważnie o zmianie operatora.
Może moje znikanie będzie nieco rzadsze!
A teraz już się stało i operator zmieniony!
*
Wrogowie spięci datą – pamiętam, jak co roku środowiska prawicowe zakłócały 13 grudnia spokój pod domem Generała. Często było to niesmaczne i urągające godności obu stron.
Tym razem obrońcy demokracji w Polsce wykrzykują nazwisko Prezesa i oskarżają go o antydemokratyczne działania.
Historia jest nieubłagana w swoim toczeniu się po kole. Ci, co wczoraj stali po stronie walczących o demokrację, dzisiaj robią wszystko, żeby tej demokracji innych pozbawić.
*
Kiedy w małej gminie na końcu świata gruchnęła wieść o dzieciobójstwie, zjechało się na zadupie wielu dziennikarzy i poszukiwaczy prawdy.
Ze swojej inkwizycyjnej zagorzałości słynął redaktor Czaban, który od razu zdawał sie wiedzieć, kto jest winny całego zajścia.
Starał się wymóc na mnie zwalnianie niczemu niewinnych ludzi za to, co rzekomo mieli zrobić. A kiedy odmawiałem, powołując się na konstytucyjne prawo domniemania niewinności, oskarżał mnie o współdziałanie z winnymi.
Jego chamskie i prostacie hipotezy głoszone w mediach sprawiły, że kilku nawiedzonych, podobnych jemu, groziło mi wręcz, że mnie załatwi albo załatwi kogoś z mojej rodziny.
Zgłosiłem sprawę policji, ale okazało się, że policja nie widzi żadnych problemów w tym, że ktoś jawnie grozi drugiemu człowiekowi tym, że może go zabić.
Fajny kraj!
Fajny, dla czubów podobnych wspomnianemu dziennikarzowi.
*
Znałem chama w garniturze, który publicznie uchodził i uchodzi za wzór postępowania i pobożności.
W swoim postępowaniu i pobożności nie potrafił zdobyć się na to, aby powiedzieć przełożonemu „dzień dobry”.
Kiedy zrozumiał, że jego opcja może przejąć władzę w małej gminie, wysilił się przed gremium intelektualistów gminnych, że po wyborach wyjaśni dlaczego zachowywał się jak ostatni cham.
Wybory jego opcja wygrała.
Minął już o tej chwili ponad rok. A człowiek ten nadal nie wyjaśnił, dlaczego zachowywał się jak skończony cham.
Wiem, trudno przyznać się do takiego siebie, zwłaszcza gdy inni uważają nas za wzór cnót wszelkich.
Ostatnio nawet był powiedział, że on chamem i publicznym krzykaczem nigdy nie był. On tylko donośny ma głos!
Gdybym ja głos miał taki, to był się zamknął na chwilę!
Ale cham nie potrafi!!!

Inny smutny intelektualista zapewniał mnie wiele razy o swojej prawdomówności i oddzieleniu się od spraw gminnych.
Dzisiaj jest zupełnie inaczej.
Jak można spokojnie spać po takich wyznaniach prawdy?

Lubię na nich i innych patrzeć, jak się motają, idąc chodnikiem: jak uciekają wzrokiem, gdy uśmiecham się na ich widok.
W sumie to dzisiaj chamstwo jest w modzie, jest nawet nagradzane.
Po co zatem to piszę i po co się ciskam?
*
Ci, co teraz są u władzy, dziwią się niezmiernie, dlaczego inni krytykują ich działania.
Jakby zapomnieli o tym, że to, co wczoraj krytykowali; co wczoraj ich tak bardzo bolało… dzisiaj powielają i to bez żadnej żenady.
Każda władza się kiedyś kończy, a krytyka każda obraca się przeciwko krytykującemu. Natomiast moi mali przeciwnicy myśleli, że kiedy przejmą władzę, to będzie to karnawał, jak po wyborach w parku, że będzie to jeden wielki sylwester i nieustanne witanie nowego.
Tymczasem się okazało, że to podejmowanie decyzji i krytyka na karku za każde potknięcie… kiedy nie było decyzji, nie mogło być przecież potknięć.
Witajcie w kręgu decyzji!
Niektórzy ze sprawiedliwych gminnych nie wychylają się dzisiaj. Siedzą cicho i liczą, co im ostatnio skapnęło. Nie podejmują żadnych decyzji, nie krzyczą. Próbują być bardzo porządni!

Dajmy już temu spokój, bo pachnie nieprzyjemnie!
*
This is it. Kto tego nie widział, koniecznie powinien obejrzeć.
Sam nie byłem przekonany do Michaela Jacksona. Jego piosenki wcale mnie nie ruszały. Traktowałem jego twórczość jako masową sieczkę.
A wszystko dlatego, że nie przyjrzałem się lepiej robocie samego Michaela i nie wsłuchałem w jego piosenki.
Kiedy obejrzałem, już po jego śmierci, This i sit, zrozumiałem, że sprawy miały się zupełnie inaczej, niż myślałem, a praca, jaką wkładał Jackson w każdą swoja piosenkę, była wręcz tytaniczna.
Rzadko można obejrzeć takie dążenie do perfekcji. Potęguje wrażenie wiedza, że oglądamy człowieka nad przepaścią śmierci.
*
Dlaczego o tym piszę?
Dlaczego do tego wracam?
Muszę się przecież rozliczyć z niedaleką przeszłością.
Wiem, że ci, co dziś rządzą, woleliby, żebym umarł. Zapewniam ich na sto procent, że umrę, gdy przyjdzie mój czas. Tak samo, jak oni umrą, gdy ich godzina wybije!
*
Jeszcze dzisiaj wieczorem o kolejnym przykładzie jakości nowej władzy, która z jakością niewiele ma wspólnego. 
Naprawdę się cieszę, że znowu z Wami jestem!!!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...