27 kwietnia 2016

Znów stało się!

Witajcie znowu w sieci!
Znajomy wciąż pytał: Dlaczego milczysz, Egzorcysto…?
A ja, że nie mam dostępu do sieci. Znowu awaria!
No i nie wytrzymałem!
Zmieniłem operatora świadczenia dostaw usług internetowych.
Tłumaczyłem sobie, że Internet to nie wszystko. Tłumaczyłem tak sobie wtedy, gdy dostępu do tegoż Internetu nie miałem. 
Mówiłem sobie – można dostęp do Internetu mieć albo i nie mieć go. To przecież nic nie zmienia. 
A jednak!

Dotychczasowy operator fundował mi co kilka tygodni kilkudniowe przerwy w dostępie do sieci. Za każdym razem tłumaczono to jakąś tam awarią. Wiadomo, żadna awaria nie jest sprawą pożądaną i każdy chce jej uniknąć. Ale w świadczeniu takich usług, jak dostarczanie ludziom dostępu do Internetu, chodzi chyba przede wszystkim o to, aby tych awarii było jak najmniej, a jeśli już się zdarzają, to usuwać je jak najszybciej, a nie, jak ostatnio w moim przypadku, tydzień jestem odcięty od sieci, a biuro obsługi klienta informuje mnie, że nie wiadomo, kiedy taki dostęp otrzymam, ponieważ awaria wciąż jest usuwana.
Obecnie świat jest tak skonstruowany, że nikt nikomu niczego za darmo nie daje. A skoro ktoś płaci, zgodnie z umową, to chcę tę opłaconą usługę skonsumować.
Muszę przyznać, że byłem bardzo cierpliwy. Zrozumiałem jednak w porę, że mojej cierpliwości nie muszą wcale podzielać ci, którzy razem ze mną z tej opłaconej usługi powinni korzystać.
Przyznam też, że przeciągałem decyzję o zmianie operatora do granic wytrzymałości. Mój upór często wynika z tego, że nie lubię zmian, choć wiem przy tym doskonale, że zmiany są konieczne i pożądane. I często było w moim życiu tak, że w tym swoim uporze płaciłem za coś, czego tak naprawdę nie otrzymywałem. Tak było w samorządzie, a ostatnio z dostępem do Internetu.
Zrobiłem zatem krok i dostęp do Internetu mam!
Wypada tylko wyrazić życzenie, że posunięcia swojego nie będę jutro żałował.
Póki co, cieszę się, że mam z Wami kontakt i mogę dalej powoli realizować swoje publicystyczno-wydawnicze plany.
A zatem witajcie po mojej z górką tygodniowej absencji w sieci!
*
Za chwilę opublikuję post o tym, jak mój nowy wódz, którego wcale za swojego wodza nie uważam, znów dał czadu co do swojego niezdecydowania.

To chyba będzie kolejny przykład na to, że facet nie za bardzo łapie, o co w samorządzie biega, a sprawy kolegów, znajomych i przedwyborczych popleczników są ważniejsze, niż interes gminy i jej mieszkańców. 
Jasne, że się cieszę!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...