Nie dziwią mnie już
złotouste wypowiedzi nowego wodza w małej gminie na końcu świata. Po
„niepełnoprawnej” pani dyrektor GOKiS i konieczności rozpisania konkursu na to
stanowisko, tym razem przyszedł czas na stwierdzenie, że kandydaci, którzy
dotarli do ostatniego etapu konkursu „nie spełniają oczekiwań” wodza.
A jakie on może mieć
oczekiwania, co do tworzenia gminnej kultury?
Ale od początku.
Konkurs na dyrektora
GOKiS w małej gminie na końcu świata, gdzie świat się właśnie zaczyna,
unieważniony!
Nie! Nie pytajcie mnie,
dlaczego?
Nie wiecie, dlaczego
unieważnia się taki konkurs na samym końcu?
To proste, nikt z
kandydatów, którzy dotrwali do ostatniego etapu nie miał prawa wygrać.
Z drugiej strony wódz
pewnie nie zauważył, że jego kandydat (-ka) nie potrafił (-ła) nawet poprawnie
wypełnić papierów i odpadł (-ła) w przedbiegach, przy weryfikacji ofert.
Trzeba zatem konkurs
uwalić, ponieważ partyjni koledzy niepocieszeni, że nie obsadzą na tym
stanowisku swojego człowieka.
Trzeba zatem stworzyć
swoim kolejną szansę.
Żałosne i głupie!!!
Przecież podpowiadałem
wodzowi, że jeśli chce wprowadzić zmianę na tym stanowisku, to mógł po prostu
odwołać obecną dyrektor i powołać swoją osobę.
Wódz jednak wolał bawić
się w jakieś gierki, które miały sugerować działania w białych rękawiczkach.
Powinien przy tym wiedzieć, że białe rękawiczki zarezerwowane są na uroczystość
ślubu, I Komunii świętej albo jako dodatek do fraka na oficjalnych przyjęciach.
Żadna z tych
okoliczności nie miała w tym konkretnym przypadku miejsca. Zatem śmierdzi ten
unieważniony konkurs, jak cholera.
Znów nam się wódz
pomylił?
Całkiem możliwe!
Nikt mi bowiem nie
wmówi, że z czworga kandydatów, którzy „przeskoczyli” weryfikację „papierową”,
nikt na to stanowisko się nie nadawał.
Jestem przy tym trochę
zdziwiony, ponieważ jeden z kandydatów, który dotrwał do końca, to protegowany
kolegi nowego wodza. Widać to było przy składaniu ofert. Kolega ów nawet swoją
obecnością akcentował poparcie dla konkretnego kandydata.
A tu wódz unieważnił
konkurs!
Czyżby w ich szeregach
coś nie grało? Czyżby coś zgrzytało w maszynie wzajemnych interesów? A może
wódz sili się na niezależność?
W to ostatnie raczej
nie uwierzę i będę przewidywał, że jedyną osobą nadającą się na to stanowisko
jest osoba, która przepadła w przedbiegach.
Musimy poczekać, żeby
się o tym przekonać, bo przecież ciąg dalszy tej szopki niewątpliwie nastąpi.
Tymczasem jasno widać,
że nowy wódz kolejny raz pokazał, jak mota się na tym stanowisku i jak sytuacja
przerasta go. Z dnia na dzień widać to coraz wyraźniej.
Czy mi żal nowego
wodza? Pewnie tak, ponieważ gdy widzę, jak bardzo się męczy, to nie sposób go
nie żałować.
Władza to nie
przywileje, ale przede wszystkim odpowiedzialność. To nie ma nic wspólnego z
ciepłą posadką w rządowej agencji.
*
Zdradzę Wam swoje
odczucia. Piszę o tym, o czym piszę, ale z poczuciem, jakbym pisał o sprawach z
zaświatów, jakby mnie to nie dotyczyło, jakbym był poza tym, a może ponad.
Ten dystans całkiem mi
odpowiada.
*
Na koniec wyskoczę z
pewnikiem, który wcale pewnikiem być nie musi. Otóż nowy wódz unieważnił konkurs na dyrektora GOKiS, ponieważ ja nie
zdążyłem złożyć papierów.
Po ogłoszeniu kolejnej
daty składania ofert będę już bardziej czujny i z pewnością stanę do walki o to
stanowisko.
Zatem, wodzu mój miły i
nowy, czekam cierpliwie, aż zdecydujesz, kiedy znów się szopka rozpocznie, a
później już ja zagram w niej swoją rolę.
Pytacie,
jaki rekord znów pobił nowy wódz?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz