Manowce słów i… milczenia oraz Czas…,
to tytuły moich pierwszych wydanych w formie elektronicznej książek, które
ostatnio ukazały się w wydawnictwie internetowym e-bookowo.pl. E-bookowo
prowadzi również księgarnię internetową, gdzie książki te można kupić.
Poza
tym wydawnictwo zapewnia, że w ciągu kilku dni od wydania książki znajdą się w
innych księgarniach internetowych w Polsce i na świecie, m.in. virtualo, empik,
woblink, nexto, elito, publio, allegro, format, ebookpoint, Google Play,
ibookstore, Amazon, Prestigio Plaza… Wystarczy wymieniania.
Książki
ukazały się w trzech formatach: pdf, epub i mobi, a zatem posiadacze
komputerów, jak i różnych rodzajów czytników mogą spokojnie książki nabyć i
czytać.
Po
zakupie i przeczytaniu można śmiało brać się za ostrą krytykę albo takież
chwalenie, w zależności od upodobań i preferencji czytelniczych.
Teraz
najważniejsze jest zdobycie czytelników, czyli tych, co książki kupić zechcą –
dlatego, że mnie lubią, z ciekawości, żeby mi później dołożyć albo żeby mnie
pochwalić. Nieważne z jakiego powodu! Ważne, żeby kupić! Ważne, żeby o moich
książkach powiedzieć znajomym i zachęcić ich do kupienia. Wiecie, taka swoista piramida!
Co
tam dużo pisać. Nawet najgorszy pisarz
staje się dzisiaj dobrym albo nawet dobrym pisarzem, jeśli jego książki dobrze
się sprzedają. Najlepiej co najmniej w setkach tysięcy egzemplarzy! Do tego
jednak trzeba ludzi, którzy książki kupią i innych do tego namówią!
*
Obecnie
redaguję dwie kolejne swoje pozycje. Tytuły ich opublikuję po podpisaniu umowy
wydawniczej. Myślę, że do końca tego miesiąca powinno to nastąpić.
*
Ale
wystarczy na razie o moich książkach.
Jak
myślicie, człowiek kupuje książkę ze względu na tytuł i wygląd okładki?
Tak,
to bardzo ważne elementy marketingowe, ponieważ w sieci jest bardzo ciasno, jeśli
idzie o wydawnictwa internetowe. Dlatego autorzy prześcigają się w wymyślaniu szokujących
tytułów i jeszcze bardziej szokujących okładek.
Napiszę
jeszcze o bardzo poczytnym Glogerze, który szczyci się tym, że kiedyś tam siadł
i napisał na blogu: dupa, dupa, dupa, dupa…
i nie pamiętam, ile tego było. Twierdzi, że to miało wzięcie.
A
ja nie mogę nadziwić się temu, ile dupa może mieć w sobie wartości marketingowej,
no i oczywiście estetycznej.
Jeśli
o mnie idzie, nie piszę się na wypisywanie na kilku stronach dupa,
krzykliwe czy szokujące tytuły i takież okładki.
Jeszcze
o tym napiszę, a póki co – wydałem Manowce słów i… milczenia oraz Czas…
– książki bez krzykliwych tytułów i szokujących okładek.
Czy
warto sprawdzić, co skrywają w sobie?
To
już nie moja sprawa!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz