Powtarzam jak mantrę
chyba swoje powiedzenie: Kto nie upadł, świętym nie będzie! A dzisiaj jeszcze
dodam: Kto nie zbłądził, przewodnikiem stada nie będzie!
Pewnie dlatego w
polityce, mediach i Kościele mamy całą masę dupków, co pieprzą trzy po trzy,
pouczając innych, w tematach, o których bladego pojęcia nie mają, bo mamy całą masę tych, co się za świętych i
nieskazitelnych uważają.
Bezdzietni biorą się za
ustawę antyaborcyjną. Ten, co wczoraj naród skutecznie podzielił, dziś; wychodząc
przed prezesa (niebezpieczna gra), naród chce jednać. Przywódca narodu się
znalazł!
Jeszcze raz się wychyli
i będzie po marzeniach o reelekcji. Niech no tylko prezesa wyprowadzi naprawdę
z równowagi, a wtedy prezes pokaże mu, jaką armią ślepych wyznawców dysponuje!
Pamiętacie, jak dwóch
facetów w niedzielę 10 kwietnia obwieściło Polakom i światu, że trzeba się zjednoczyć.
Jeden mówił jak biskup, kazanie wygłosił, żeby Polacy sobie nawzajem wybaczyli.
Ciekawe czy pamiętał niedawną kampanię, w której nie krzyczał do mas o jedności
Polaków!?
Później drugi facet
zabrał głos i wypalił, że można przebaczyć, ale najpierw ukarać.
I rozpętała się burza. W
mediach dziennikarze, profesorowie, znawcy od sceny politycznej, sami politycy…
Dosłownie wszyscy chcieli powiedzieć ciemnym masom, co jeden i drugi facet
mówiący o pojednaniu mieli dosłownie na myśli, bo nie mówili dosłownie!
Najbardziej podobały mi
się tłumaczenia polityków rządowych. Tłumaczyli ludowi ciemnemu, że pre… wcale
tak nie myślał, jak mówił i mówił co innego niż myślał.
Ciemny lub wszystko
kupi… przywołuję tu klasyka jedynej prawdziwie wartej uwagi partii w Polsce. Zwłaszcza teraz lud naprawdę może wszystko kupić,
zważywszy fakt, że cytowany klasyk zawiaduje mediami.
Ale wracając do doktora
nauk prawnych, co uśmiecha się dziwnie, tablice odsłania, kazania wygłasza i chyba
nie wie, co mówi. Przynajmniej tak wynika z ostatniego nawoływania Polaków do jedności
i przebaczenia powszechnego.
Mieliśmy już prezydenta,
który kalamburami przemawiał: był też prezydent, który zapadał na dziwne choroby
i nie mógł w ogóle wyraźnie mówić; był prezydent poważny, pewnie zaraz będzie na
pomnikach; był też taki, co innych prezydentów pouczał, żeby żon pilnowali i nie
byli tak pewni; teraz miał być prezydent taki klarowny, czysty, taki jednoznaczny,
prezydent wszystkich Polaków, cholera – miało być cacy!
A dzisiaj co wychodzi? Prezydent
mówi coś tam, o jakimś przebaczeniu, pojednaniu narodu…, a kiedy tylko prezes zabierał
głos na ten temat, prezydent cichutko siedzi i wysyła innych, żeby wytłumaczyli,
że on nie mówił tak, jak go naród zrozumiał, że on chciał trochę inaczej, podobnie
do prezesa, że chciał, aby ich wypowiedzi dopełniały się i aby były zgodne.
Sam tego nie mówi, mówią
politycy, mówią jego posłańcy, dziennikarze próbują, profesorowie wyjaśniają, komentatorzy
głupieją…
Choć wchodzę w skład ciemnego
tłumu, to dziwię się tej całej szopce i nie wiem, zaiste, co jest naprawdę grane.
Ostatnio dowiedziałem się,
że mój znajomy ma problemy z IPN, ponieważ 7 czy więcej lat temu w oświadczeniu
lustracyjnym nie zaznaczył, w jakiej jednostce wojskowej służył. Tak, jakby moje
pokolenie miało wtedy wybór, gdzie powołają nas do wojska! Zastanawiam się jednak,
czym rządzący w moim państwie zajmują się dzisiaj. Przygotowują się do kolejnego
śledztwa w sprawie Smoleńska i tropią moich znajomych jako współpracowników służb,
wyciągają teczki z szafy, obiecują znalezienie i ukaranie kozłów…, prezydent nie
wie, co mówi, premier nie mówi już wcale…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz