25 października 2016

Emigracyjne cuda i dziwy

Zapiski z emigracji [16]
Nie wiem czy zdołam dzisiaj wrócić do zapisek z niedawnej emigracji w Niemczech, czy raczej skupię się tylko na obecnej emigracji, której doświadczam.
Napisałem ostatnio, że nie opuszcza mnie wrażenie, iż zarówno w Niemczech, jak i w Anglii ktoś próbuje zrobić z nas konie, które ciągną wóz sukcesu danego kraju i do popędzania tych koni w zaprzęgu wykorzystuje się również Polaków.
Napisałem też, że w Anglii grupowe miejsca pracy nazywane są często obozami pracy. Nie dodałem wtedy, że w miejscach określanych taką nazwą pracują w przeważającej liczbie Polacy.
W Niemczech raczej nie mamy do czynienia z zatrudnianiem kilkuset Polaków w jednym miejscu. Natomiast w Anglii takich miejsc nie brakuje i w tych właśnie miejscach czasami dzieją się rzeczy, o których na pewno filozofom się nie śniło.
Dowiedziałem się o historii jednej Polki, która pracowała w takim właśnie miejscu i która urodziła dziecko w zakładowej łazience. Chodziła do pracy do samego końca, gdyż bała się, że może stracić pracę, a do tego bezpośredni przełożeni (również Polacy) nie chcieli nawet słyszeć o jej ciąży i ewentualnym zwolnieniu lekarskim.
W feralnym dniu dziewczyna chciała się u wejzerki czy wajzera zwolnić na chwilę do łazienki, gdyż odczuwała dziwne parcie. Fama głosi, że nawet z tym robiono jej problemy. Jednak w końcu do łazienki dotarła i… urodziła tam dziecko.
Sprawę zamieciono pod dywan tłumaczeniem, że rodząca chciała w ten sposób usunąć ciążę. Następnie możliwie skutecznie sprawę wyciszono i znęcanie się Polaków nad Polakami trwa w najlepsze nadal.
Nie pracowałem w tej firmie, więc mogę co najwyżej dać wiarę jednej lub drugiej stronie.
Pracowałem natomiast jakiś czas w firmie, gdzie w większości zatrudnia się Polaków i tam Polaków mianuje się menagerami, wajzerami i jeszcze tam jakimiś przełożonymi nad zwykłymi pracownikami. Takie zagranie daje gwarancję, że normy produkcyjne zostaną wyżyłowane do granic wytrzymałości ludzkiej, a siła pracownicza wykorzystana do maksimum. Do tego, jak to tutaj się określa, przełożeni nieustannie „wjeżdżają ludziom na głowę”, jak choćby nieustannym straszeniem zwolnieniem z pracy, ciągłym wygłaszaniem tyrad o atrakcyjności obecnego zatrudnienia i roztaczaniem przed zatrudnionymi czarnej wizji przyszłości w przypadku, gdyby tę właśnie pracę stracili.
Ludzie starsi, niepewni siebie, zagubieni w nowej rzeczywistości, bez znajomości języka, a nawet okolicy, w której mieszkają… dają się tak bardzo zastraszyć, że naprawdę wierzą, iż poza tą firma nie ma dla nich tutaj żadnej perspektywy.
Ludzie tacy skazani są najczęściej na to, że organizatorzy pracy dowiozą ich do tejże pracy za „niewielką opłatą”, nie skarżą się na nic, nawet jeśli firma oszukuje ich przy wyliczaniu godzin pracy, kiedy firma umywa ręce przy małych wypadkach przy pracy, nie skarżą się na siedmiodniowy tydzień pracy po dwanaście godzin dziennie za najniższą krajową stawkę godzinową.
W firmie tej do normy należy wydawanie poleceń pełnych wulgaryzmów i sugestii, że albo to robisz, albo tracisz pracę. Często dochodzi wprost, bez żadnych wybiegów, do straszenia zwolnieniem z pracy w przypadku niewykonania polecenia.
Przy tym pracodawcy ukazują siebie w świetle zbawicieli biednych rodaków, którym nieustannie pomagają egzystować w emigracyjnej rzeczywistości.
Mój znajomy zwolnił się sam z podobnej firmy po tym, jak miał wypadek i o mało nie stracił stopy. Nie chciał żadnego odszkodowania, nie chciał żadnego procesu, tylko zwolnił się na własne życzenie, gdyż powiedziano mu, że po wyleczeniu stopy będzie mógł do zakładu ponownie wrócić. I on chce tam wrócić!
Pracowałem tam jakiś czas i nieraz włosy jeżyły mi się na głowie, jak traktuje się tam ludzi, jak Polacy traktują Polaków, jak Polacy potrafią Polaków poniżyć, zwymyślać, odmówić, upokorzyć i ewentualnie na koniec zwolnić. Często robią to bez podawania konkretnych powodów. Najczęściej to, ponieważ ja tak chcę, ja mogę albo ja ci pokażę... 
Ileż tam przemocy psychicznej! 
Nie mieści Wam się w głowie.
Osobiście nie doznałem tego typu przemocy, ale były momenty, które mogę zakwalifikować jako delikatne zastraszające sugestie typu: Jeśli nie…, to…
Nie tyle jednak moje położenie, co przyglądanie się położeniu wielu ludzi zdecydowało, że w pracy tej już nie jestem.
Nie było lekko. 
I nie jest. 
W nowej pracy jednak nie spotykam się ze znęcaniem się Polaków nad Polakami, nie słyszę zbyt wielu wulgaryzmów i nikt nikogo nie straszy stratą pracy tylko z powodu własnego widzimisię!
W nowej pracy spotykam wielu obcokrajowców, niekoniecznie Anglików, ale i obcokrajowcami staram się porozumiewać po angielsku i w ten sposób trochę się uczę.

Czy robię to samo, co nie tak dawno krytykowałem, że wychwalam nowe miejsce pracy w stosunku do poprzedniego? NIE! Nie wychwalam, gdyż tego miejsca pracy jeszcze nie znam. Chcę tylko napisać, że spotykam w tej pracy inny typ człowieka i znajduję się obecnie w zupełnie innej rzeczywistości. Tu jest raczej bardziej normalnie. Nie potrafię tego dokładnie określić. Mogę tylko napisać: Nie żałuję, że straciłem tamtą pracę!
Dla pełnego obrazu – w poprzedniej pracy spotkałem wielu wspaniałych ludzi i współczuję im, gdyż naprawdę boją się, że mogą ją stracić i że sobie później nie poradzą. 
Skoro ja sobie poradziłem, to każdy potrafi sobie poradzić!
Czy narzekam, że trafiłem do poprzedniej pracy? 
Absolutnie! 
To nowe doświadczenie bardziej otworzyło mi oczy na tutejsze życie moich rodaków i ludzi.
Czy żałuję, że poznałem niektórych z ludzi? 
Nie! 
Cieszę się, że ich spotkałem. To oni właśnie potwierdzili fakt, że największym wrogiem dla Polaka na emigracji jest drugi Polak!

Znajomy ma kolegę, który od pół roku mieszka w namiocie na Foreście. To park w pobliżu centrum Nottingham. Miejsce, gdzie spotykają się rodziny, aby mile spędzić czas, ale też miejsce cudów i dziwów, o jakich przeciętny człowiek może pomarzyć albo dowiedzieć się z mediów.
Znajomy załatwił koledze pracę, załatwił dojazd do pracy i… po dwóch tygodniach kolega pracę rzucił, i postanowił albo skazał się na powrót do namiotu na Foreście.

Takich historii ludzkich jest tutaj bez liku. 
Gdzież ich zresztą nie ma! 
Zanurzam się w tym coraz bardziej. Coraz bardziej ogarnia mnie fala ludzkiego dramatu. Coraz dobitniej dociera do mnie fakt, że ta ziemia, niegdyś obiecana, stała się dla moich rodaków prawdziwą drogą przez mękę i nierzadko dożywotnim zesłaniem.

Co mnie tutaj czeka?
Zdaję się na łaskę losu.
Nie zamierzam się poddawać, choć nie opuszcza mnie myśl, że wytrzymałość każdego z nas ma przecież pewne granice.

Dobrze, że spotkałem i spotykam tutaj ludzi, którzy ogarnęli jakoś tę rzeczywistość i starają się pomóc innym. To daje nadzieję, że ja też wyjadę stąd na swój sposób zwycięski. 
To, że stąd wyjadę to pewne. Nawet chciałbym! Nie wiem tylko jeszcze kiedy i czy żywy, czy umarły. Tego bowiem nikt nie wie. Dlaczego więc ja miałbym być wyjątkiem?!
Ja tylko wiem, że nic nie wiem!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...