3 października 2016

Co jest, a co będzie?

Zapiski z emigracji [11]
Od kilu dni „chodzi” za mną wiersz Zbigniewa Herberta, a raczej fragment Prologu:
Wyrzuć pamiątki. Spal wspomnienia i w nowy życia
strumień wstąp.
Jest tylko ziemia. Jedna ziemia i pory roku nad nią są.
Wojny owadów – wojny ludzi i krótka śmierć nad miodu kwiatem.
Dojrzewa zboże. Kwitną dęby. W ocean schodzą rzeki z gór.
Zbigniew Herbert to jeden z najbardziej ulubionych przeze mnie poetów, eseistów i.... On, w moim młodzieńczym życiu, pokazywał mi swoją twórczością, jak płynąć pod prąd, bo, jak to on powiedział, z prądem płyną śmieci.
Nie wiem, skąd przyleciał ten fragment jego twórczości do fabrycznej hali pełnej hałasu i ludzkich nerwów?
Lubię też jeden z cytatów z jego dramatu Jaskinia filozofów, gdzie jedna z postacie mówi: Nic tak nie wzmacnia ducha, jak ranne wstawanie i alternatywa,
Ranne wstawanie mam codziennie, praktycznie wstaję przed słońcem. Natomiast jeśli idzie o alternatywę, to nie widzę jej na razie na horyzoncie jutra.
Nie narzekam jednak i trzymam się tego, co jest. Płynę zatem trochę z prądem, ale, jak wspomniałem przed chwilą, nie mam na razie wyboru. Z jednej strony trochę boję się zmian. Z drugiej – poraża mnie ta niepewność o jutro w tym emigracyjnym raju wymarzonym.
Skupiam się na tym, aby myśleć o sprawach istotnych – porozmawiać codziennie z najbliższymi, nie zapominać o zobowiązaniach, pielęgnować miłość do ludzi mi bliskich i spróbować zrozumieć tęsknotę za najbliższymi; tęsknotę, która trawi mnie od jakiegoś czasu, z którą muszę oswoić, aby była cząstką mojej codzienności, a nie, jak teraz, jej podstawowym elementem.
Cieszę się, że zdrowie mnie nie opuszcza, sił czasem brakuje, ale nadrabiam dobrą miną.

Pamiętam, jak wyrzucałem sobie w Niemczech, że przepalałem dziennie 2€. W Nottingham trawię na ten paskudny nałóg przeciętnie 2,75£. Zatem najwyższy czas, żeby coś z tym zrobić i dojrzewa we mnie myśl o decyzji, żeby dać sobie codziennie więcej czasu dla siebie, ponieważ rzucenie palenia, to dla mnie danie sobie kilkudziesięciu minut dziennie na rozmyślanie o tym, po co tu jestem.

W pracy, którą wykonuję, lubię to, że mam czas dla siebie. Mogę do woli rozmyślać, modlić się, nucić piosenki, recytować fragmenty zapamiętanych wierszy.
Minusem jest to, że coś mnie tam ciągle kąsa. Wystarczy, że zauważę jaką meszkę czy innego latającego stwora, a już po kilku minutach mam bąbla na przedramieniu czy szyi. Początkowo mnie to przerażało i frustrowało. Teraz dociera do mnie myśl, że muszę to przejść, uodpornić się, zahartować. Jak będzie, zobaczymy!
Dzisiaj w pracy, żeby nie zostawać na dwanaście godzin, uciekłem się do kłamstwa. Nie byłem w stanie tyle pracować. Na jutro natomiast już potwierdziłem, że zostanę dłużej.
Moje myśli dosłownie galopują. W poczekalni czeka dokończenie Samorządowego getta, czeka inna książka, a na horyzoncie pomysłów pojawia się kolejna pozycja o tym, co tutaj.
Będzie to firma fabularyzowana forma pamiętnika. Jest tu tyle spraw do opisania, że Szczęśliwego Nowego Jorku zdaje się blednąć.
Przypominają mi się chwile z krótkiej emigracji w Niemczech. O tym jednak napiszę innym razem. Dorzucę coś stąd i postaram się być na bieżąca, bo jestem to winny czytelnikom z krajów, które wymienię w następnym poście, a którzy, mimo moich zanudbań na blogu, zaglądają tam co jakiś czas!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...