25 października 2016

Nie pojmuję, po co...

Zapiski z emigracji [17]
Miałem dzisiaj odpocząć od zapisków z emigracji, ale miałem też trochę zajęć i dopiero będę mógł przysiąść do zrobienia rysu nowego posta o miejscu, w którym obecnie mieszkam, a ponieważ mam jeszcze notatki z niemieckiego „zesłania”, zatem wykorzystam je i ponudzę Was jeszcze tym, co było na początku tego kończącego się powoli roku.
Pod datą 12 lutego w piątek zanotowałem:
Chłopaki ostro oglądają jakiś tam niemiecki serial. Nie wiem tylko po co, ponieważ i tak nic albo tylko ułamek rozumieją z tego, co tam się mówi.
Dosłownie zaczynam rzygać wulgaryzmami, z którymi przyszło mi się tutaj zmierzyć. Uszy mi więdną od słuchania najróżniejszych i jakże wcale nie wymyślnych wulgaryzmów w najróżniejszych miejscach, jak choćby podczas jazdy samochodem. Naprawdę, mam powoli tego dość.
Niemka, która się do tej pory do mnie nie uśmiechała, dzisiaj przełamała się i po jakiejś tam mojej małej pomocy w pracy uśmiechnęła się. Cieszę się z tego, ponieważ mam następną osobę, która będzie mnie poprawiała w moim językowym raczkowaniu.
Niemiecki dość trudno mi przychodzi, ale nie poddam się i będę dalej się uczył, rozmawiając z ludźmi i dodatkowo z książki, którą dostałem, a do tego będę się posiłkował wymową z komputera.

Tak bardzo mi nie pod drodze z towarzyszami mojej obecnej podróży, że będę musiał drastycznie coś zmienić.
Tylko co?
Tego jeszcze nie wiem!

W sobotę 13 lutego natomiast zapisałem:
Niecałe 6 godzin pracy i wolne! Oczywiście chłopaki pracowali dłużej. Nie zazdroszczę im, a nawet się cieszę, że mam więcej wolnego.
Z jednym z pracowników po południu pojechałem do sklepu i wróciłem sobie pieszo. Cieszę się, że nie muszę jechać z chłopakami i wysłuchiwać kanonady wulgaryzmów. Pogoda mi dopisała, zatem miałem przyjemny spacer! No i mogłem pobyć ze sobą sam na sam, czego mi tak bardzo brakowało i brakuje!
W drodze powrotnej ze sklepu postanowiłem, że od marca nie będę jeździł z chłopakami na zakupy, tylko będę chodził pieszo dwa, trzy razy w tygodniu i robił sobie zakupy na zapas. Tu nie idzie o to, że nie chcę płacić za dojazd, tylko odpuszczam sobie wysłuchiwanie po drodze całej masy przekleństw na kierowców i wszystkich, którzy pojawią się w zasięgu wzroku. Do tego, jadąc z nimi ciągle muszę się spieszyć. Chłopaki bowiem zawsze się spieszą gdzieś tam i po coś tam.
Wieczorem chłopaki gdzieś wybyli. O spokoju jednak mogę zapomnieć, gdyż gospodarze świętują dzisiaj urodziny starszego syna. Nie wiedziałem, że Niemcy na imprezach tak się wydzierają. U nas to nie do pomyślenia, choć muszę pamiętać, że najbliższy sąsiad mieszka kilkaset metrów stąd. Zatem „szlachcic na zagrodzie równy…”, kto więc im może zabronić ryczeć jak stado jeleni!
Nie mogę się skupić na niczym, co skupienia wymaga. Próbowałem pisać, czytać i uczyć się, ale cienko mi to szło. Oglądam więc telewizję Trwam – jedyny polski kanał telewizyjny, który mam do dyspozycji.

Gdy chłopaki wrócili, gospodarz dał im dla nas jedzenie. Miło. Taki fajny odruch z jego strony, bo w pracy jest raczej czepialski i nieprzyjemny.

Ciąży mi tutaj jakaś dziwna samotność. Jakbym nie był wśród "swoich". Może to towarzystwo, może lekkie załamanie po niespełna miesiącu na obczyźnie?
Wytrzymam, ile trzeba!

Jeden z chłopaków postanowił właśnie grać tak głośno muzykę, żeby zagłuszyć imprezujących na dole. Wstyd! Za wszelką cenę dać o sobie znać. Poza tym, co ci na dole pomyślą sobie o nas.
Muszę przyznać, że trochę mi wstyd za Polaków tu poznanych. Swoim zachowaniem pracują uczciwie na to, aby nie traktowano nas z szacunkiem.

A oto cytaty zapamiętane podczas wspólnie spędzonego czasu z chłopakami:
Gdzie chuju, pierdolony biegniesz? Dotyczyło mężczyzny, który biegał.
O kurwa, błazen pobiegł! Ty razem biegacz ubrany w strój odblaskowy.
Cześć brodaty chuju! Dotyczyło jakiejś postaci z filmu oglądanego przez chłopaków.
Film jest po niemiecku, więc chłopaki skupili się na zewnętrznej ocenie postaci.
Ja ciebie też kocham, kurwa, ale wyjdź z tego telewizora. To komentarz do kwestii jednej aktorek, która wyznawała filmowemu partnerowi miłość.
A spierdalaj! To również do kogoś występującego w telewizji.
Ty rudy chuju! Znów oberwało się komuś z telewizji!
Pierdolony, Goebbelsie! Nie wiem dlaczego tak określono jednego z aktorów.
Pierdolę cię!
Ponieważ zdążyłem zapamiętać dosłownie ułamek tego, co słyszałem, a film chłopaki oglądali dosłownie kilka minut, to jestem pod wrażeniem językowej wrażliwości widzów.
Z drugiej strony już wiem, jak wygląda nauka języka obcego poprzez oglądanie telewizji.

Czuję się znękany, a jeszcze nie ma północy.

We wtorek 16 lutego zapisałem:
Po pracy jeden z chłopaków przybiegł i powiedział mi, że po moim wyjściu z hali szef sprawdzał, jaką godzinę zapisałem przed wyjściem. Po skończonej pracy zapisujemy bowiem na wywieszonym grafiku dnia godzinę zakończenia pracy.
I co z tego? Zapytałem i dodałem: Zapisałem dokładnie taką godzinę, jaką widziałem na zegarze znajdującym się na hali.
Dopiero później zrozumiałem, że ta informacja zawierała inną niż dosłowna treść. Informujący sugerował mi, że szefostwo mi nie wierzy, nie lubi mnie i sprawdza mnie na każdym kroku.
To tutaj takie normalne, pokazać komuś, że przełożeni mu nie ufają, że jest się gorszym pracownikiem, że szefostwo kogoś tam nie lubi. 
Lubi za tych, którzy innych o takich sprawach informują.
A zatem chłopaki za wszelką cenę chcą mi pokazać, jak mnie szefostwo nie lubi. Jak mi nie ufa. Jak oni są górą!

W sumie to na dzisiaj wystarczy. Jeszcze kilka wpisów i będę miał za sobą swoją pierwszą zarobkową emigrację rozpisaną.
Przyznacie, że to nic ciekawego albo że to norma. To wszystko zależy od punktu widzenia i postrzegania zjawisk czy zachowań ludzkich. 
Chyba łatwo zauważyliście, że to nie była moja bajka i jak się następnie okaże, dobrze, że dość szybko się skończyła. 
Do dzisiaj nie mogę pojąć, po co to wszystko robimy sobie nawzajem na emigracji! 
Nie mogę też pojąć, dlaczego słownie obrażamy dosłownie wszystkich, których spotykamy na swojej emigracyjne drodze.
Jasne, że to nie norma, ale ja piszę tylko o tym, czego sam doświadczyłem. 


Bywajcie, Zdobywcy Świata, Ludzkich Serc i Własnego Losu!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...