20 października 2016

Nie jestem w Raju...

Zapiski z emigracji [13]
Chcę odrabiać zaległości i będę to robił. choć wiem, że łatwo nie będzie. Ale nie odpuszczę! 
Wczoraj jeden ze znajomych powiedział do mnie, że miejsce, w którym mieszkamy, w którym żyjemy wciąga człowieka swoim zdemoralizowaniem i patologią.
On pływa w tym, jak ryba w wodzie, ale ci, którzy przybyli tu niedawno z pewnością przeżywają szok.
Nie ukrywam, że ma wiele racji.
Ja widzę jednak codziennie uśmiechnięte dzieciaki, które najczęściej bawią się gromadkami na ulicy, na ulicy grają w piłkę, na ulicy siadają i rozmawiają.
Codziennie widzę takiego chłopca, może dziesięciolatek, który przechodzi obok mojego miejsca zamieszkania po to, aby zrobić zakupy w pobliskim sklepie albo niesie ze sobą piłkę i idzie pewnie pograć z kolegami.
Dzieci to najpiękniejsza część tego świata!
*
Jakiś czas temu inny znajomy z pracy (w której już mnie nie ma) po skończonej zmianie i przed odjazdem do domu powiedział mi: Marek, musisz być skurwielem, jak inni!
Dzięki! Odpowiedziałem, ale do klubu skurwieli nie zapiszę się, choćbym miał to przypłacić powrotem do kraju goły jak święty turecki.
*
Pamiętam, jak w Niemczech, po skończonej pracy pojechaliśmy na zakupy. Po drodze zaliczyliśmy policyjną kontrolę. Wszystko było w porządku, ale nas wylegimitowali. Chłopaki się zestresowali, choć nie wiem czym, ponieważ nie mieliśmy przy sobie nic, o co mogli policjanci się przyczepić ani nie jechaliśmy niezgodnie z przepisami. Ale kontrole policyjne tak na ludzi działają.
Po powrocie z zakupów chłopaki wysadzili mnie przed domem i ruszyli załatwiać swoje sprawy. Kolega miał klucze, ale mi ich nie dał. Stwierdził bowiem, że drzwi będą i tak otwarte! Dał mi za to komórkę do naładowania i pizzę do schowania w lodówce.
Tymczasem drzwi były zamknięte. Zadzwoniłem do głównych drzwi wejściowych. Nikogo w środku. Żadnego samochodu na podwórku. Wszystko wskazywało na to, że domowników nie ma. Tymczasem zaczął padać rzęsisty deszcz.
Zacząłem sprawdzać czy któreś z drzwi w obejściu są otwarte. Na szczęście tzw. „sklep”, czyli niewielka hala do pakowania warzyw, był otwarty i schroniłem się tam przed deszczem. W innym wypadku musiałbym siedzieć albo w szklarni, albo pod wiatą i czekać na czyjkolwiek powrót.
Przeczekałem tam ponad kwadrans, zanim pojawił się któryś z domowników i wpuścił mnie do mojego pokoju.
Chłopaki przyjechali po dobrej godzinie czy dwóch i stwierdzili, że to przecież nic takiego, nawet gdybym trochę zmókł!
*
To powyżej przypomniałem sobie, ponieważ tutaj również nikt z parasolem nie zaprasza do siebie moknących na deszczu.
To taka metafora dotycząca Polaków na emigracji.
Moje przygnębienie nie wynika z tego, że jakaś tam praca się skończyła, ponieważ zacznie się jakaś tam inna, ale z tego, że dostrzegłem w tej pracy, jak Polacy Polakom potrafią dokuczyć, jak potrafią poniżyć i upokorzyć, a gapie (też Polacy) ile mają przy tym radości.
Z moich obserwacji i doświadczeń wynika, że Polacy (nie czytaj: wszyscy) są tu najlepsi w dokładaniu swoim rodakom. Przedstawiciele innych nacji potrafią się tutaj ze sobą solidaryzować i wspierać siebie nawzajem. Ale podkreślę, że nie ma ludzi odstających od tej reguły.
*
Zauważyłem też, że jeśli Polakowi uda się tutaj zmienić pracę, to praca ta koniecznie musi być „lepsza”! Ile jest przy tym narzekań na dawnego pracodawcę i ile jest przy tym równocześnie pochwał dla nowej pracy i nowego pracodawcy!
Już nie mogę tego słuchać!
Nie napiszę też czym wychodzą mi pochwały nowych miejsc pracy i nowych pracodawców.
Podam przykład jednego z moich znajomych, który wcześniej pracował ze mną, a później zmienił pracę. Jakże on tę nową pracę wychwalał! Pracował tam zaledwie jeden dzień!
W tym tygodniu spotkałem innego znajomego, który przeszedł tę samą drogę, co poprzednik. Mówił, że wcale nie jest lukierkowo, gdyż pracę tę można stracić bez najmniejszego powodu!
Prawdy trzeba szukać pośrodku, pomyślałem!
*
Jakiś czas temu odwoziłem ludzi z pracy do domu. Skład: trzy kobiety, trzech mężczyzn i ja. Dwaj mężczyźni nie odzywali się zupełnie, ale za to najmłodszy chciał najwyraźniej wywrzeć wrażenie na kobietach i kreował się na znawcę tutejszych realiów mieszkania i pracy. Wyjaśniał, jak i gdzie kupić najtańsze papierosy; jak walnąć wódę albo coś więcej w czasie pracy, żeby było bez konsekwencji; jak bezczelni są pracodawcy (tu miał trochę racji) i jak można ich bezkarnie wydymać.
Na koniec pochwalił się, że właśnie miał wolny dzień, nie wiedział, co ze sobą zrobić, poszedł więc do salonu tatuażu i zrobił sobie obrazek – wstęgę miłości z imieniem żony.
Piękne! Nieprawdaż?
Dodał jednak później, że nie wie dlaczego to zrobił, gdyż z żoną jest właśnie w trakcie rozwodu.
Kobiety były zachwycone opowieścią. Bawiły się tym w najlepsze.
To obłęd, pomyślałem. I choć krew się we mnie burzyła od bliskiego przebywania z takimi ludźmi, nie odezwałem się słowem.
Nie jestem tutaj przecież po to, żeby psuć niektórym wielką radość z równie wielkiej głupoty!
*
Pewnego dnia podczas jazdy do pracy wyskoczyła nam na drogę sarenka. Puk i pojechaliśmy dalej, ale niesmaczne wrażenie pozostało dość długo.
Na szczęście wtedy nie ja prowadziłem!
Innego dnia znajomy z pracy mówi mi w czasie tej pracy, że idzie właśnie na zabieg.
Nie było go minut kilka, po czym wrócił zupełnie odmieniony i zakomunikował mi, że zabieg jak najbardziej się udał.
Inny znajomy z pracy i w pracy oznajmił mi, że najbardziej chciałby być ginekologiem. Wyjaśnił mi przy tym dokładnie, według jakiego klucza przyjmowałby swoje pacjentki, a jakie nie miałyby u niego szans.
Skończę ten wątek w tym miejscu, bo nie ma o czym pisać.
*
Teraz może o moim milczeniu na blogu i o zmianach, jakie zauważyłem.
W ostatnim tygodniu Odbiorcy z USA prześcignęli tych z Polski. Pojawili się Odbiorcy z Litwy. Mam też sieciowych znajomych we Francji, Kenii, Rosji, Belgii, Niemczech, Hiszpanii, Indiach.
Tyle pokazał mi w statystykach wujek Google.
Dzięki za odwiedziny i zainteresowanie.

Tutaj z dnia na dzień może być tylko lepiej…

Nie jestem w Raju! To wiem!
A czy jestem już w Piekle?! Tego jeszcze nie wiem!


Pozdrawiam wszystkich serdecznie!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...