17 lutego 2017

Czego to ja nie...

Czego to ja nie robiłem w swoim krótkim życiu! Czego to ja nie zdążę zrobić w swoim krótkim życiu! Piszę „krótkim”, gdyż myślę o świadomości przebłyskach, a nie o jakimś tam trwaniu od celu do celu, gonitwie za mamoną, gdy miałem pełen żołądek, gdym przyodziany był i miałem dach nad głową. Piszę „krótkim”, bo w życiu dotychczasowym niezbyt długo żyłem naprawdę. Za to dość długo umarłym byłem, oddychając jak inni.
Życie pisarza mi się ciągle marzy. Wstać rano, zjeść kromkę chleba, popić wodą, a potem przyoblec swoją nagość w wór szczerej pokory i wtedy właśnie próbować napisać COŚ naprawdę!
Nie gonić na łapu capu na kolejne spotkanie, nie martwić się, że termin mi jakiś ucieka, nie katować się myślą czy mi kasy starczy, żeby przeżyć do jutra, bo nie wiem czy przeżyję. Mogę przecież być syty i bardzo bogaty, mogę się o nic nie martwić, mogę żyć jak król, ale nawet wtedy założyć na bank, zaplanować na maxa nie mogę, że przeżyję do jutra. To daleko wykracza poza możliwości, jakimi dysponuję i umiejętności, które na dzisiaj mam.
Życie pisarza mi się ciągle marzy. Marzy mi się ciągle, żeby po prostu żyć. Codziennie uparcie próbuję, żeby to marzenie w życie się przedzierzgnęło.
Wiem, że czasu mi trochę na to wszystko potrzeba i dlatego codziennie właśnie się modlę o czas!

Ktoś mi kiedyś, nie pamiętam czy w złości, powiedział, że ja zadawalam się wszystkim, co w danej chwili mam, że nie mam ambicji, planów czy tam czegoś, że mi wystarczy kamień zamiast poduszki do snu.
Wygodna puchowa poduszka, kamień, beton czy ziemia… Cóż to za różnica, gdy odpoczynku potrzeba!?
Wspomniałem tę myśl przy okazji rozmyślania o tym, jak to wczorajsi polscy wojownicy o wolność i demokrację nieraz chwalili się, a może wciąż się chwalą (na szczęście tego nie słyszę), że ileś tam dni w swoim życiu znosili niewygody w swojej trudnej walce, bywało nawet tak, że spali na styropianie!
Straszne wyrzeczenie i takaż udręka spać na styropianie lub betonowej pryczy!
Takie straszne przeżycia od razu pretendują jednostkę do panteonu prawdziwych wojowników!
I pomyślałem sobie, niech któryś z tych wojowników przyjedzie tutaj do mnie. Ja wskażę mu lokum, gdzie pośpi sobie z pluskwami, żeby te małe stworzonka zaprzyjaźniły się z nim. Niech przez kilka nocy ugości sobą pluskwy i porówna to z tamtą styropianową udręką!
Zasypiałem już w życiu na kamiennej posadzce, zasypiałem już w życiu na betonowej pryczy, pod gołym niebem spałem, spałem na stojąco, nawet spałem pracując. Miałem też bardzo wątpliwą, ale to bardzo wątpliwą, przyjemność być przez czas jakiś pokarmem dla pluskiew.
Kamień zamiast poduszki, ziemia zamiast posłania to dla mnie nic strasznego. A styropian? To gratka!
Jednak strasznie mnie wkurza ludzkie pierniczenie o takich niewygodach, jak przywołany styropian albo kiedy udręką jest wygodne spanie na materacu polską słomą wypchanym, potocznie siennikiem zwanym.
To nie są niewygody. To przejaw miernej kondycji tych, co krzyczą o swoich rzekomych wyrzeczeniach dla sprawy czy jeszcze tam czegoś albo drugiego człowieka.
Gdybym dokładnie opisał, w jakich warunkach mieszkają tutaj moim ziomkowie i chwalą sobie mieszkanie, to moje znajome z MOPS-u padłyby pewnie na zawał, a że bardzo je lubię, to i zejścia ich nie chcę. Zatem odpuszczę sobie wspomniany wcześniej opis. Wspomnę co najwyżej, że ciągle pracuję nad odnową swej Norki, w której się właśnie zaszyłem. I kiedy ujawnię ją światu, to Norka moja tutaj Belwederem będzie, a ja w niej żadnym strażnikiem jakiegoś tam żyrandola.
Dlatego wciąż mi się marzy takie życie pisarza, który pisze, jak jest, a nie jak to odczuwa. Styropianowe bobki nie wiedzą nic o tym, w jakich warunkach żyć można, nie bijąc zbędnej piany.

Muszę koniecznie napisać, że trzeciej części „To nie film…” nie będzie. Nie będzie też części IV, coś na kształt zakończenia. Tak w ogóle to będzie, tylko nie na tym blogu. Prawdziwe miejsce historii Asa, Tima i Toma jest bowiem zupełnie gdzie indziej.
A gdzie?
Wszystko się wyda w odpowiednim czasie.
Jak przecież dobrze wiecie, zakryte odkryją; tajemnice ujawnią; to, co dzisiaj nieznane, jutro będzie powszednie; to, czego dzisiaj pragniecie, jutro was będzie nudzić… i żeby na całego klasyką zapachniało, to krowy będą się źrebić, a kobyły cielić…
Dlatego wciąż mi się marzy takie życie pisarza, który słowem przed sobą zapisuje stronice. Zapisuje stronice tym, czego dotykał, smakował, nierzadko ze wstrętem doświadczał, czego samo wspomnienie napawa go lękiem.
Dlatego wciąż mi się marzy takie życie pisarza, który o życiu właśnie snuje swoją opowieść.
Wynurzę się przed Wami i przyznam, że dzięki poznaniu Toma zacząłem badać pojęcia: wulgaryzm, przekleństwo, bluźnierstwo, grzech. Zachowanie tego szajbusa, co często miał wyjebane na to czy na tamto, a z reguły na wszystko. Jego religijność, a przy tym wulgarny język i poplątane życie podsunęły mi myśl, że to, co jeszcze wczoraj za grzech uważałem, wcale grzechem nie było, tylko tak mi wmówiono, tak zaszczepiono kiedyś w pięknym umyśle dziecka, takie ziarno zasiano w szczerym sercu dziecka, że jeśli powie „kurwa”, to straszny grzech popełni, a kiedy doda „spierdalaj”, to już dwa razy zgrzeszy i nic mu nie pozostaje, jak tylko biec do świątyni i w tej świątyni szukać takiego domku z okienkiem z kratkami, w którym to domku przez chwilę ksiądz co jakiś czas mieszkał i temuż kapłanowi wyznać swe ciężkie grzechy, i prosić o przebaczenie, i szczerze żałować, i mocno bić się w piersi…, pokutę odprawić i czynić sobie wyrzuty, że tak się zbłądziło!
Spróbuję zatem za chwilę, jeśli ta będzie mi dana, Ja – Gnostyk czy Heretyk?, wyłożyć swoje myśli, które, jak nic, idealnie wpisują się w Moją Świętą Wojnę z Głupotą ludzką. I jeszcze w ramach tej Wojny napiszę nieco później, że żal mi polskiej „kurwy”, a skończę na gorzale, seksie, dragach i szczerości człowieka, który szczerze to wyznał.
Tematy, jak widać, są!
Pomodlę się zatem o siły.

PS
Pamiętacie, pisałem, że ja nie chcę błyszczeć, rzucając wulgaryzmami na lewo i prawo.
I, wierzcie mi, nadal tak jest.
Jednak to, co mam zamiar napisać, już napisało życie, teraz ktoś musi to ubrać w słowo pisanym zwane.
A co dokładnie robiłem w swoim krótkim życiu?
   Niech to jeszcze zachowam wyłącznie dla siebie!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...