26 lutego 2017

O żesz kur...! (1.)

Z Sieci
Są takie miejsca na Ziemi, w których, jeśli nie używasz wulgaryzmów. Jeśli nie rzucasz mięsem, to jesteś albo niepewny, albo jakiś pedał i, na ogół, po jaki chuj, z kimś takim się zadawać. Nie wiadomo, kurwa, co taki sobie myśli, który nawet „kurwa” nie potrafi powiedzieć. Nie wiadomo, kurwa, co taki sobie myśli!
A jak jeszcze nie pije gorzały taki gość, to nie ma mowy, żeby pedałem nie był!
Niech taki najlepiej spierdala tam, gdzie jego miejsce, czyli do kochanej ojczyzny, na którą tutaj większość ma wyjebane, a tam to już mają raj wszyscy pojebańcy, mogą tam żyć spokojnie i niech stąd spierdalają.
Tutaj nam, kurwa, kurwa, nie trzeba jakichś księży w cywilu czy pierdolonych kapłanów z jebanej Armii Zbawienia.
To takie niezręczne streszczenie jednej z twórczych rozmów, na temat tego, jak niektórzy rodacy nie cierpią, gdy ktoś tam próbuje zwrócić uwagę na język polski, przyznacie, trochę zaśmiecony. A niezręczne dlatego, że połowę wyciąłem tego, co tam powiedziano, dość niecenzuralnie.
Ale to dobry wstęp do 1. części wpisu o wulgaryzmach, bluźnierstwach i przekleństwach.
A teraz już sam wpis:

O Boże, jak boli!
O kurwa, jak boli!
O Matko Boska, jak boli!
Ja pierdolę, jak boli!
……………………….
Co tu jest wulgarnością?
Co tu jest ordynarne?
Co jest bluźnierstwem?
Co przekleństwem?
Co grzechem? Co brakiem kultury?
Co poprawną polszczyzną?
Co wyrażeniem dosadnym tego, co mówi nadawca?
…………………….
My – istoty myślące – tak wyjątkowe w Naturze powinniśmy to wiedzieć, że wszystko na tym świecie, poza prawem Stwórcy, zmienia się nieustannie i jest na jakiś czas umowne.
Umowne są daty. Umowny jest pomiar czasu. Umówiliśmy się kiedyś co do nazw kontynentów, stron świata, miast i wiosek czy zjawisk przyrody. Mówimy, że się przyjęła ta czy tamta nazwa. Przyjęła się. Została przez większość zaakceptowana.
Im dalej w las współczesności rozwoju ludzkiej myśli (im więcej czasu wolnego, tym tego rozwoju więcej), zaczęliśmy się umawiać, nawet o tym nie wiedząc, co brzydkie jest, a co ładne (dla danej grupy ludzi, a nawet dla wszystkich), co jest modne, co nie; jak kulturalnie przy stole siedzieć i zajadać; co wypada, co nie w konkretnym momencie, jak choćby na pogrzebie trochę głupio tańczyć (są tutaj jednak dość częste wyjątki na świecie), ale raczej chyba nikt się nie uśmiecha na wieść, że jakieś dzieciątko spadło właśnie z wieżowca, każdy się też oburza na takiego drania, który maleńkie dziecko bez powodu skatował…
I tak krok po kroku, małymi kroczkami, ludzie w swoich dziejach, na swoim obszarze, umawiali się z sobą, co jest cacy, co bee, a później już było tak, że bee być nie wolno, a nawet za bycie bee dostaje się w czapę!
A teraz to tak strasznie mamy głowy napchane niepotrzebnym medialnym sianem, że gubimy się często w tym, co cacy, co bee, co trzeba, a czego, broń Boże, nie! No, może po cichutku, kiedy nikt nie widzi, w tajemnicy przed ludźmi, w zaufanym gronie… W każdym z nas mieszka ktoś taki, kogo skrzętnie chowamy przed światem, wstydzimy się i trzymamy naprawdę mocno za mordę, ale gdy inni nie widzą, w tak zwanym swoim gronie, dajemy mu pohasać i wtedy to się nazywa: pokazać prawdziwą twarz albo oblicze, co na jedno wychodzi!
Przy tych tam różnych umowach zadbano w przeszłości o definicję tego, co cacy, a co bee. To po to, żeby ludzie za bardzo się nie gubili w tym całym galimatiasie, w którym i tak się gubią!
Taką okrężną drogą dotarłem do wulgaryzmów językowych. No i jest definicja, co znaczy wulgaryzm, czym jest i dlaczego jest taki nielubiany. Zgodnie z definicją słownikową, to wyraz lub wyrażenie, które jest dosadnym, ordynarnym określeniem zjawisk, które można nazwać, używając słów neutralnych.
Zatem wulgaryzmy są wyrazami, wyrażeniami i zwrotami uważanymi za nieprzyzwoite, dosadne i ordynarne.
Ale naukowo trzeba tu wspomnieć, że wulgaryzmy towarzyszą, na przykład rozładowaniu napięcia emocjonalnego lub reakcji na doznanie nagłego silnego bólu, dajmy na to – palca po uderzeniu weń młotkiem. Chyba nie trzeba tutaj podawać przykładów okrzyków!
Można ich (wulgaryzmów) też używać, aby świadomie obrazić kogoś (jednostkę lub grupę ludzi) albo okazać lekceważenie. Podkreślmy świadomie!
Czy zatem małe dziecko, które wulgarnie mówi, a świadomości tego nie ma nawet za grosz, staje się ordynarne czy ordynusów dorosłych małpuje? Grzeszy? Jest bee dzieciakiem? Czy uważnym słuchaczem?
Naukowo też stwierdza się, że wulgaryzmy używane są jako słowa zastępcze, żeby na przykład wzmocnić krytykę czegoś lub kogoś.
Mogą być też używane po to, aby rozluźnić normy obyczajowe w danej społeczności, co się wpisuje w zakres funkcji dehumanizacyjnej. To bardzo poważna sprawa, ponieważ prowadzi do wniosku, że kto używa wulgaryzmów, przestaje być w jakiejś części homo sapiens.
Mogą być wulgaryzmy słownymi nawykami, przecinkami w mowie.
Mogą nawet pełnić funkcje stylistyczne, być tworzywem artysty i stać się dziełem sztuki.
Mogą też wulgaryzmy wzmacniać przynależność jednostki do określonej grupy ludzi.

Na ogół odbiór społeczny wulgaryzmów jest różny, dla przykładu przytoczę:
O kurwa, ale boli!
O kuźwa, ale boli!
O kurka, ale boli!
Wszyscy dobrze wiedzą, że w drugim i trzecim przykładzie chodzi dokładnie o to, co napisałem w pierwszym. I nawet jeśli ksiądz zawoła: O kuźwa, ale boli!, to wierni się co najwyżej wyrozumiale uśmiechną.

Z doniesień naukowych wiemy też, że kiedy wypowiadamy wulgaryzm, aktywna jest prawa półkula mózgu w obszarze odpowiedzialnym za emocje i reakcje na nagłe sytuacje.
Czy można zatem zaryzykować stwierdzenie, że ludzie rzucający mięsem słownym trenują prawą półkulę…?
Ciekawostką naukową jest też to, że ludzie rzadziej się mylą, gdy czytają wulgaryzmy. Potrafią też dużo dłużej analizować „kurwę” niż „kurkę” na przykład.

W niektórych krajach można nawet całkiem nieźle zabulić za to, że w miejscach publicznych rzucimy trochę mięsem.
Wiadomo, że w Polsce nikomu nic nie zrobią za takie: Spieprzaj, dziadu! (a nawet „wynagrodzą”), ale za: Spierdalaj, dziadu! może kosztować! Choć przecież, tak naprawę, o to samo chodzi. Te same obszary mózgu nadawcy trenują. Uaktywniają tę samą prawą półkulę mózgu! A może to ta półkula uaktywnia ich?

Warto się zatem zastanowić czy czasami nie walczymy z czymś, co jest człowiekowi dane w darze od Natury czy nawet Stwórcy, bo chyba nikt mi nie powie, że wulgaryzm to grzech!!!
Wrócę do tego jeszcze, a teraz o czymś innym.

Nawet nie często, tylko zawsze, gdy ktoś wulgaryzmów używa, mówimy, że bluźni, że przeklina. Takie mieszanie pojęć i upraszczanie w myśleniu jest już typowe dla nas, napełnionych po brzegi tym, co wolno, czego nie, co chciałbym, a czego nie mam, co powinienem, a co zrobiłem, czego mam się spodziewać, a czego nie chcę za nic…
Bluźnierstwo, inaczej basfemia, to słowa i czyny znieważające coś powszechnie szanowanego, a szczególnie tego, co uznane zostało za święte, czyli sacrum.
O Boże, ale dupa!
O kurwa, ale laska!
O Jezu, jaki super samochód!
O kurwa, nie wytrzymam (gdy sąsiadowi się wiedzie)!
Żebyś się pochorował!
Żebyś nogi połamał!
Kto bluźni? Kto przeklina? Kto grzeszy? Kto jest wulgarny?
Kto jest tu ordynusem, a kto tępym bigotem i kłania się tu moja wulgarna definicja, że bigot to ktoś kurewsko gorliwy (pobożny) na zewnątrz, ale jakże chujowo wierzący wewnątrz!
Powiedzmy sobie zatem w tej nieustannej zmienności, że człowiek używający wulgarnych słów nie bluźni jednocześnie. Natomiast bluźniercą może być ten, kto wyszukanych i kulturalnych słów używa do wyrażenia swoich niegodnych homo sapiens myśli.
Wrócę na chwilę do Toma, o którym wcześniej pisałem i do jego religijności oraz wulgarnego języka. Mógł i jest z pewnością Tom głęboko, gorliwie wierzący, a to, że wulgarny język, to wynik społecznej umowy, czasami to kwestia mody, wymóg środowiska i każdy niech sobie dopowie, co tylko wymyśli!
……
No to, do...
Ciąg dalszy nastąpi, jeśli piszącemu nie przydarzy się umrzeć pomiędzy 1 i 2.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...