Najpierw dygresja!
Dobrze, gdy Czytelnicy
czy też Odbiorcy bloga wiedzą coś o sobie, o swoim u mnie goszczeniu, co mnie
cieszy ogromnie. Cieszę się, że mogę komunikować się poprzez bloga z ludźmi z
USA czy Polski. Coraz więcej odsłon zauważam z terytorium Rosji czy Wielkiej
Brytanii. Mam też znajomych na Ukrainie, w Belgii, Niemczech, Francji, Irlandii
i Portugalii. Ktoś z Kenii też mnie odwiedza, choć w tym tygodniu rzadko.
Tak właśnie wykazały
gogolowskie statystyki za ostatnich dni siedem.
Wielkie dzięki każdemu,
kto tutaj do mnie zagląda. Obok mojej Rodziny jesteście dla mnie prawdziwym
wsparciem w trudnych chwilach. Jak pewnie większość z Was wie, trudnych chwil
na emigracji nie brakuje, zwłaszcza gdy taki emigrant jest sam jak palec i nie
szuka towarzystwa.
A teraz TO NIE FILM
(cz. I)
Mieszkałem do niedawna
z fajnym, szczerym chłopakiem. Nadam mu imię As, bo to dobre imię dla niego.
Był, a może i jest jeszcze, bowiem prawdziwym asem przestworzy, zwłaszcza
podczas odlotu na białym paliwie.
Chłopak miał kłopoty w
Polsce i znalazł się tutaj za sprawą protektora, którego ludzie wciąż wyszukują
w kraju rozbitków bez perspektyw i obiecują raj na obczyźnie.
As podjął tak szybko decyzję
o wyjeździe, a raczej ucieczce od kłopotów, że zdążył zabrać ze sobą tylko
dokumenty. Nie musiał brać zresztą nic więcej, ponieważ tutaj wszystko za niego
załatwiono. Załatwiono konto bankowe i kartę płatniczą, której na oczy nie
widział. Musiał też oddać ID. Miał zapewnione mieszkanie, wikt, opierunek i
pracę. Musiał tylko pracować i odrabiać dobrodziejstwo protektora.
Nikt Asa nie informował,
jak długo będzie odrabiał to dobrodziejstwo wątpliwe. Pewnie tak w
nieskończoność, gdy nie rozwój wypadków.
As zatem ciężko pracował
i tygodniowo lekko wyciągał kilkaset funtów dla swego dobrodzieja. Samo bowiem
dostawał z tego kilkadziesiąt funtów na jakieś drobne wydatki. Nie musiał
dostawać więcej, jedzenie miał zapewnione, zapewnione miał lokum i
bezpieczeństwo. Miał przy tym zapewniony dostęp do używek, żeby za dużo lub
wcale nie myśleć o swoim położeniu.
Trwało to około trzech
lat.
W tym czasie w raju
królowej coraz głośniej było o wykorzystywaniu emigrantów zagubionych w
angielskiej rzeczywistości jako współczesnych niewolników.
Pewnego dnia As wrócił
przed zmrokiem z pracy i zauważył na schodach domu, w którym mieszkał swój
skromny majątek. Na spotkanie wyszedł mu człowiek protektora, wręczył Asowi
jego ID i powiedział:
‑ Idziesz od teraz na
swoje!
I As zobaczył jeszcze,
jak tuż przed jego nosem zamykają się drzwi dotychczas „jego” domu.
Cóż miał As zrobić?
Zabrał reklamówkę ze
swoim dobytkiem i zaczął szybko myśleć, gdzie by się na noc schronić i żeby nie
nocować w najtańszym hotelu „Forest” (park, niczym Central Park).
Wtedy to praktycznie
już nocą zjawił się tam, gdzie ja mieszkałem. Pomyślał bowiem o koledze z
pracy, który mieszkał w tym samym domu, co ja.
Przez następnych kilka
tygodni As uczciwie pracował w starym miejscu pracy. Z pomocą znajomych
załatwił sobie nowe konto i nową kartę płatnicza. Zanim jednak tego dokonał,
minęło trzy, cztery tygodnie. Przez ten czas zarobione pieniądze wpływały na
stare konto. Już przy pierwszej wypłacie zrozumiał As, że jest w dupie, a
dokładnie, jak tutaj określa się fatalne położenie człowieka – w czarnej dupie!
Okazało się, że
protektor oddał Asowi ID, ale nie oddał karty, nie oddał umowy z bankiem, gdzie
As miał mieć konto. W ogóle to As nie wiedział, w jakim banku ma konto. Nie
trzeba chyba tłumaczyć, że wiedzieć nie miał prawa.
Zdobył się As po
tygodniu wolności na prawdziwy akt odwagi. Poszedł do protektora i poprosił o
zwrot karty, numer konta etc.
Nic As nie dostał.
Dowiedział się przy tym, że jego karta bankomatowa został zniszczona. Protektor
nic nie wie czy na jego konto wpływają jakieś pieniądze i co z nimi się dzieje.
A do tego nakazał Asowi spieprzać spod jego domu, bo wezwie policję i powie, że
zakłóca mu spokój, że straszy jego rodzinę, nachodzi bez powodu i w ogóle dym
zrobi, że As popamięta długo.
Zanim wszystko As
wyjaśnił z pracodawcą i ten przelał w końcu wypłatę na nowe Asa konto, jak
napisałem wyżej, minęło kilka tygodniu. Co stało się z tą kasą, która trafiła
na stare Asa konto. Nikt tego nie dochodził. As też nie chciał dochodzić.
Rozumiał doskonale, że to dość niebezpieczne i lepiej odpuścić. Odpuścił zatem
sobie.
Przez tych kilka
tygodni As nie miał za co żyć. Wychudł chłopak okropnie, choć w miarę
możliwości dokarmialiśmy go wszyscy. Nie trafił też przez ten czas do hotelu
„Forest”, bo wszyscy z flatu zapewnili zarządcę, że As kasę mu odda, jak tylko
ta kasa wpłynie na jego nowe konto.
Dokładnie tak się
stało, gdy tylko As kasę otrzymał.
Sytuacja Asa zdawała
się zatem normować. Uczył się krok po kroku samodzielnie żyć w nowym kraju.
Łatwo mu wcale nie było. A to kartę nową płatniczą w ekstazie życia gdzieś
podział. Później kartę tę znalazł, ale pieniądze zniknęły. Innym znów razem
gotówkę zapodział, gdy się zatracił. To znów go posądzono, że komuś coś tam
stuknął, żeby poprawić swój los.
Nie bardzo chce mi się
wierzyć, żeby As komuś coś stuknął. Wydawał się szczery do bólu. Co tam
wydawał? Był!
A zatem życie Asa
różami nie było usłane! Praktycznie codziennie dostawał baty od losu i swoich
bliźnich. Ale gdy tylko dorwał się do zarobionych przez siebie pieniędzy, od
razu spłacał długi i każdy ze znajomych, który pojawił się w zasięgu
oddziaływania Asa, mógł liczyć na Asa hojną gościnność.
As zresztą z
gościnnością często tak przesadzał, że z piątkowej wypłaty w niedzielę już nie
miał nic. Cieszył się jednak przy tym, że długi pooddawał, opłacił mieszkanie i
do jedzenia coś kupił.
W tym czasie As zmienił
pracę i robił tam, gdzie my, czyli kilku chłopaków z domu, w którym mieszkał. A
praca była tak, że As nie musiał się martwić o to, że umrze z głodu. Jeśli nie
As, to ktoś inny, wynosił Asowi słodycze, makaron albo ryż z sosem.
As mógł spokojnie
pływać i nie martwić się zbytnio, że nie ma grosza przy duszy w niedzielne
popołudnie.
Zniknąłem z tamtej
pracy. Zmieniłem mieszkanie. I Asa straciłem na jakiś czas z oczu. Tylko od
czasu do czasu spotykaliśmy się na ulicy i wymienialiśmy grzecznościowe słowa
albo gdy odwiedzałem swoje stare śmieci.
Wiedziałem jednak, że
As radzi sobie jakoś i miałem nadzieję, że w końcu wyjdzie na prostą.
Któregoś wieczoru przed
BN rozpoczynałem swoją kolejną nocną zmianę.
I kogo widzę?
Asa!
Dokładnie, widzę Asa z
uśmiechem od ucha do ucha!
‑ I z czego tak się
cieszysz? – pytam żartobliwie!
‑ Bo znowu się
spotykamy – odpowiada z uśmiechem.
Ja też się ucieszyłem,
że spotkałem go wtedy.
As w każdej robocie
dawał z siebie wszystko. Tak było i tym razem. Nie miał łatwo, bo dokuczali mu
ostro cwaniacy starsi stażem. Pisałem już nawet o tym, jak mu dokuczali.
Chłopak był jednak
zdeterminowany i miał w dupie docinki. Odrabiał zaległości i ciszył się z
każdej wypłaty.
Przypominam sobie, jak
wracałem rano z nocnej zmiany, a As zapalał na swoją dzienną zmianę, to chyba
było w wigilię BN. Spotkaliśmy się po drodze. Był uszczęśliwiony, bo za
zarobione pieniądze sprawił sobie nowy aparat telefoniczny, którym mi się
pochwalił. Przypomniał mi wtedy jeszcze raz to, o czym wcześniej mówił, że
jacyś tam znajomi zaprosili go na wigilię. Cieszył się, że nie będzie tego
wieczoru sam. Zapewniał Mie przy tym, że podczas świąt odpłynie jak nigdy.
Coś tam mu wtedy
pierzyłem trzy po trzy, żeby na siebie uważał i żeby nie przesadzał. Wiecie,
jak doświadczony młodemu. Wiedziałem przy tym dobrze, że As mnie wcale nie
słucha. Było mi jednak lżej, gdym sobie tak pogderał.
Dzisiaj już nie
pamiętam czy jeszcze Asa widziałem, czy to o świcie spotkanie było naszym, jak
dotąd, ostatnim.
W połowie stycznia
dowiedziałem się, że As wyszedł na sylwka do jakichś znajomych i słuch o nim
zaginął, zapadł się pod ziemię, jak kamień w wodzie As zniknął. Nie zabrał
żadnych rzeczy. Z nikim się nie pożegnał. Nikomu z domowników nie powiedział:
Cześć! Nikomu z domowników nie powiedział, gdzie idzie. Nikomu nie życzył:
Szczęśliwego Nowego…
Facet wyszedł i
zniknął. Wyszedł i nie wrócił. Tak czasem w życiu bywa!
Znawcy tutejszych
realiów mówią, że to normalka. Gość znika i już. Gość jest. Gościa nie ma.
Później może się znaleźć. A jeśli się nie znajdzie, to mogą znaleźć ciało. Ale
bywa też tak, że ni człowieka, ni ciała nikt więcej już nie widzi.
Ludzie snuli domysły –
mógł przesadzić z odlotem, ktoś z kim był, spanikował i ukrył go skutecznie
albo miał jakieś długi, a z białym nie ma żartów.
Nikt sobie głowy nie
truł, że ktoś, ot tak, był i zniknął.
Widzę, że tutaj to
norma – ktoś zjawia się i znika, i znowu się pojawia, i znika bezpowrotnie!
Pytałem o Asa tutaj,
pytałem tam i gdzie indziej, i jeszcze gdzie indziej pytałem, ale nikt o nim nic
nie wie. Wszędzie o Asie głucho! Trafiłem więc do zarządcy mieszkania, w którym
As mieszkał. Myślałem, że ten może coś wie. kiedy go zapytałem, co się z Asem
dzieje, facet wytrzeszczył oczy i spytał:
‑ A kto to jest As?
‑ Jak to kto? Do
cholery! Przecież u ciebie mieszka!
‑ Nic nie wiem o żadnym
Asie. Nie wiem, kto u mnie mieszka. Wiem, że mi za chatę nie płacą i to mnie
strasznie wkurwia!
Facet zaczął rekami pruć
wokół siebie powietrze, jak wiatrak łopatami, jak ptak trafiony w locie
kamieniem skrzydłami on rękami swymi zamachał. A potem zaczął coś krzyczeć i
kazał mi się wynosić.
Wkurzył mnie, durny
Polaczek, więc mu nie byłem dłużny. Posłałem mu kilka siarczystych do słuchu.
‑ Sam sobie spieprzaj,
durniu – rzekłem mu na odchodne i tyle mnie było w tym gościnnym domu.
As był i Asa nie ma!
As był i As zniknął!
I nikt nic o Asie nie
wie!
Co się z nim stało?
*
W mojej obecnej pracy
poznałem Tima i Toma. Różnili się od innych. Coś było z nimi nie tak.
Ponieważ byłem tam
nowy, to o nic nie pytałem. Ale tak czujny byłem, jak tylko nowy potrafi.
Słuchałem bardzo uważnie, jak inni rozmawiali, jak z Timem i Tomem sobie inni
żartowali, jak żartowali inni o Timie i Tomie. Z tego, co usłyszałem, zacząłem
składać historię. A później, kiedy przestałem być nowy i stałem się stary,
dopytałem co nieco i wyszło mi z tego, że Tima i Toma tutaj ściągnął do siebie
protektor, dał im mieszkanie, wikt, załatwił pracę….
cdn.
Napiszę o tym później.
Mam teraz inne zajęcia. Wspomnę tylko, że splotłem ze sobą losy Asa, Tima i
Toma. Powiązałem ich losy z osobą protektora.
Zwłaszcza, że Tim i Tom
też zniknęli z dnia na dziej, ale Tim się odezwał do swoich znajomych, a jego
znajomi mnie o tym powiedzieli i za tą oto przyczyną zacząłem snuć domysły.
Fakt, to tylko domysły i
wcale nie musza być prawdą, ale to może być materiał na niezły film o tym, co z
Polakami dzieje się w ich drodze do wymarzonego w kraju nad Wisłą Eldorado na emigracji!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz