Dzień Babci wprawdzie za nami, a Dzień Dziadka właśnie i
choć miał to być wpis na Dzień Babci właśnie, to jeden dzień spóźnienia wcale
mnie nie zniechęca. Nie obiecywałem ani Babci Joannie, ani Babci Marii, że coś
tam będę pisał. Pomyślałem ostatnio, że to moje pisanie – wciąż szukam
sensownego wytłumaczenia dla tego mojego nałogu – jest jakby zaskarbianiem
sobie plusów na tę chwilę przyszłą, gdy czas nastanie ten, by zdać sprawę
szczerze ze wszystkich minusów życia. A ponieważ jestem święcie przekonany – co
oznacza, że wierzę – iż w naturze – zarówno materialnej, jak i duchowej – nic
nie ginie, zatem jest szansa dla mnie na jakiś tam plusik, gdy o kimś dobrze
napiszę, no i jeszcze może odrobinę sensu w związku z tym moim nałogiem.
Babcię Marie poznałem pod białoruską granicą. Ma niesamowity
uśmiech, wesołe oczy i tak pięknie opowiada z typowo wschodnim zaśpiewem, że –
wierzcie mi – tylko słuchać. Opowiadała mi ostatnio, jak chodzi do cerkwi i
zapala świeczkę. Powiedziała, za kogo i w jakich intencjach. To taki fajny
zwyczaj – palenie świeczek w cerkwi – zapalasz płomień i myślisz o konkretnej
osobie, i wypraszasz łaski dla kogoś albo dla grupy, jeśli ktoś potrafi Myślec
o ludziach hurtowo. Słuchałem opowieści o trudnej sytuacji, w jakiej się teraz
znajduje – dom zostawiła synowi i jego rodzinie. Mieszka teraz w mieście i nie
jest jej lekko. Gdzie wcześniej mieszkała? Nie pytałem o to. Nie wszystko musimy
wiedzieć o tych, co chcą nam coś opowiedzieć.
Babcia Maria nigdy nie narzeka. Nawet gdy mówi, jak jej ciężko
czasami, uśmiecha się i porusz odpowiada na pozdrowienia przechodniów. Ludzie, widać,
ją lubią. Ale czy można nie lubić kogoś, kto zdaje się być chodzącą łagodną dobrocią?
Nie wiem, ale wierzę – a to za niejedne „wiem” starczy!
Babcię Joannę nie od Aniołów poznałem gdzie indziej. Gdy usłyszałem
jej imię, opowiedziałem o Matce Joannie od Aniołów i jeszcze też o tym, że to napisał
gość o takim, jak moje nazwisko, tylko z „I” na początku. moja Babcia Joanna nie
może być od Aniołów. Może być za to Babcią Joanną od Spekulantów, handlarzy, Cwaniaków,
Krętaczy…, ale w dobrym znaczeniu. Nie tych, co to tylko, żeby drugiego oszukać,
a potem jeszcze się śmiać.
Babcia nie od Aniołów handluje czym się da. Na wszystkim próbuje
zarobić, z różnym skutkiem na końcu. Myślę, że odpustami albo jeszcze czymś świętych
spokojnie by mogła handlować, jak ongiś Watykan. Jest nieufna i czujna, bo kiedyś
– jak mówiła – psy ludzie na nią nasłali i wpadła przez nieuwagę. Ale jeśli już
kogoś pozna na tyle, żeby polubić, to do rany ją przyłóż i nie pożałujesz.
Myślałem wczoraj o Babci Joannie i Marii. Myślałem o babci Helenie
i Babci Władysławie. Pierwsze wciąż kroczą przed siebie. Drugie odpoczywają za skrawkiem
przestrzeni – bez czasu i zmartwień. Wszystkim Babciom, o których wczoraj pomyślałem,
życzyłem jak najlepiej i zdania nie zmieniam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz