3 stycznia 2019

Nie tylko polska specjalność


Przesadzanie, wyolbrzymianie, zastraszanie i podjudzanie maluczkich to nie tylko polska specjalność, ale norma w funkcjonowaniu współczesnego świata. Nie żyjemy już w świecie relacji, dyskusji, rzetelnych informacji, ale w świecie, w którym dosłownie wszystko służy do zmanipulowania mas w celu osiągnięcia sukcesu. Często uciekamy się do alegorii, przenośni obrazu, żeby tylko nie nazwać rzeczy po imieniu, bo to może zaboleć, może być niepolityczne, bo trzeba koniecznie być poprawnie delikatnym. I dzieje się marność gorsza niż u Koheleta.

Gołębie nie-pokoju
Wpadłem przypadkiem ostatnio na wiadomości o tym, jak ktoś tam ze śmiertelnych postanowił był na gołębiach nie swoich zrobić interes życia. Interes całkiem prosty – trzeba gołębie ukraść (przyznam, nie mam pojęcia, jak można ptaka ukraść, ale pewnie dlatego, że ja swojego pilnuję) – potem dobrze je sprzedać i koniec interesu. Nie to jednak w artykule mnie zaciekawiło, ale to, ile te ptaki miały być warte naprawdę. I tak w jednym z tekstów przeczytałem, że ptaki mogły być warte nawet 500 tysięcy (nie euro, 500 tysięcy złotych). Sięgnąłem po drugi artykuł i tam przeczytałem już, że ptaki te warte były może tysięcy 400. Do tego w tym artykule podano mi jeszcze, że na taką kwotę wycenił je pokrzywdzony. Oznaczało to dla mnie, że to był właściciel. Każdy właściciel konie – niekoniecznie Cygan – chwali swój przybytek i to ponad miarę. Mogę zatem zakładać, że skoro rzeczony Cygan gołębie swoje wycenił na jakieś tysięcy 400 (na pewno z „cygańską” górką!), to skąd w artykule wcześniej te 500 tysięcy się wzięło? To proste – trzeba zszokować odbiorcę, wiadomość lepiej się sprzeda. A ile w tej wiadomości dziennikarskiej roboty, to tylko diabeł wie, co władcą jest szczegółu.

Uwaga – straszna gołoledź
Kto jeździ samochodem w zimowe ranki, wieczory, ten wie, że na drodze lepiej się nie wychylać, odpuścić sobie fantazję, ściągnąć cugle koniom, założyć lżejsze buty, nie naciskać pedału… W najgorszych nawet warunkach można się stoczyć do celu i jedno jest w tym pewne – cel wcale nie ucieknie.
W takich krytycznych chwilach nie trzeba też zbytnio ufać tym, co akurat w radio trąbią o pogodzie. Ostatnio pomykałem w niedługiej wcale trasie. Warunki pogodowe – powiedzmy – nie całkiem komfortowe. Ale to przecież zima i ma swoje prawa. Przy odrobiną rozsądku można wszędzie dojechać. Jak jednak posłuchałem wiadomości radiowych o panującej aurze, to nawet się przestraszyłem. Z wiadomości tych, z tysiąca ostrzeżeń wynikało jasno, że warunki pogodowe katastrofą grożą, że nogę z gazu w ogóle kierowcy powinni zdjąć, stanąć na awaryjnych i czekać zbawienia. A było, kuźwa, normalnie, jak na tę porę roku! 
Przesada, wzbudzenie strachu, wyolbrzymienie, panika – to trafia szybko do ludzi i nawet skutecznie działa. Ile w tym jednak rozsądku i złotego środka - znów tylko diabeł wie – prawdziwy król szczegółu!
Rozsądek – nie tylko na drodze – to dzisiaj już przeżytek w świecie newsów, ekstremów i królowania głupoty!

Super wymówka
Nie polską specjalnością, choć na Wschodzie zrodzoną, jest super wymówka, która na wszystko działa. Sprawdziłem to podczas minionych właśnie świąt. Nie odbierałem telefonów, nie wysyłałem wiadomości, nie odzywałem się wcale do wielu znajomych. A kiedy wreszcie przerwałem to swoje milczenie, musiałem znaleźć wymówkę na swoją nieobecność. I wtedy wpadłem na pomysł, że wszystkim powiem to samo – nawaliłem się w święta i dwa dni leżałem. Nieprzytomny byłem z tego nawalenia. Nic do mnie nie docierało spoza muru upicia. Urżnąłem się i leżałem dwa dni, a dwa następne kurowałem się i chorowałem straszliwie.
Cholera – to świetnie działa, a wielu nawet współczuje i życzy powrotu do zdrowia i pyta, jak się teraz czujesz, i troski o człowieka, co właśnie z upicia wychodzi jest tyle, że pacjenci z onkologii zazdroszczą…
To działa nie tylko u nas. Myślicie, że taki Anglik albo Niemiec po świętach nie wymawia się tak od obowiązków swoich, nie tłumaczy z zaniedbań? O Południowcach nie wspomnę. Nie mówię też o mieszkańcach dawnego Dzikiego Zachodu. Tym bardziej nie wspominam o Wschodzie Europy, gdzie kto pije, ten żyje – i w sumie to święta prawda, która zależy tylko od tego, co i ile!
Ile w takiej wymówce i takiej informacji pierwszej prawdy góralskiej (patrz ks. prof. Tischner)? Pytajcie o to diabła. Ten sztukmistrz szczegółu nie tylko kawę wyłoży.

Żywe wyrzuty sumienia
Jakże my nie lubimy patrzeć na tych, co wczoraj kopnęliśmy świadomie. A kopnęliśmy za to, że swoją postawą życiową, niezmiennością poglądów, prostotą w słowie i czynie drażnili nas strasznie w tym świecie zakłamanym – nie przystawali do normy skundlonych konformistów.
Tak, ludzie o niezmiennych poglądach, robiących to, co mówią, nie zmieniających zdania na użytek chwili… są dla oportunistycznych latawców dryfujących z wiatrem albo oportunistycznych paprochów płynącym z nurtem sukcesu są żywym wyrzutem sumienia, którego najlepiej się pozbyć.
Ale karma wraca! O czym nie wiedzą niektórzy. Jak mawiał ongiś ksiądz Tischner: Kogo chce Pan Bóg pokarać, temu rozum odbiera! Nudne byłoby życie, gdyby wszyscy myśleli!
Tu obstawiałbym raczej, że to Polska specjalność, ale ręki nie kładę nawet pod nóż z papieru.
Zapytałbym o to diabła, mam jednak inne zmartwienia.

Pierwsza prawda góralska
Jeśli skundlenie totalne – w celu osiągnięcia stołka, posady, pracy, korzyści materialnej... ‑ w danej społeczności nie tylko nie jest potępiane i zwalczane, ale – jakby mało było milczenia przyzwalającego – akceptowane, a nawet popierane, to skundlenie totalne staje się wartością pozytywną w myśleniu autochtonów i rozchodzi się wszędzie, jak fala dźwiękowa – w próżni nie żyjemy.
Czy jest ratunek dla tych, co nieskundleni przecież? Jasne, że jest ratunek – trzeba BYĆ i śmiać się szczerze z tych, co mają gotową receptę na zbawienie innych!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...