24 marca 2019

Gratek w negliżu


Obnażony, ale czy zawstydzony?
Ci, co odbyli w życiu pielgrzymkę po mechanikach ze swoimi leciwymi autami, wiedzą, że może to niejednego o zawrót głowy przyprawić. Co zakład – inna diagnoza i każdy chciałby naprawiać, co innego, a ty – właścicielu - płacz, ale przy tym płać! Ja z moim Gratkiem też małą pielgrzymkę odbyłem, aż w końcu trafiłem do dobrego znajomego, który użyczył mi kanału, żebym Gratka rozebrał. Sam, z powodu nawału roboty, nie mógł się tym zająć, ale to w sumie dobrze – przypomniałem sobie, że przecież po drodze gdzieś kończyłem zawodówkę o profilu Kierowca Mechanik Pojazdów Samochodowych.

Rozbieram go powoli
Gratek zaczął mi kaszleć i miał sporą zadyszkę – jedni stawiali na cewkę, ja po kolei sprawdzałem, co może być przyczyną niedyspozycji Gratka. W końcu w zakładzie znajomego zrobiliśmy próbę ciśnieniową i okazało się, że Gratek na trzecim cylindrze padł. Na trzech cylindrach, biedaczek, jakoś tam się bujał. Próba olejowa wyszła pozytywnie, zatem można było przypuszczać, że tłoki są w porządku, ale zawór na „trójce” na pewno do wymiany.

Trzeba było Gratka rozebrać do rosołu. W piątek zacząłem to robić, wczoraj właśnie skończyłem. Oczywiście wszystko pod okiem fachowca i przy pomocy innych. Nie należę do ludzi, którzy wszystko umieją czy wszystko wiedzą, ale przy tym zawsze chętnie uczą się czegoś nowego. W moim przypadku było to przypomnienie czynności sprzed lat kilkudziesięciu.
Dociera do człowieka fakt, ile trzeba się nagimnastykować, żeby czegoś nie spieprzyć. 
Każdy powinien mieć możliwość wziąć czynny udział w naprawie swojego auta. Z jednej strony uświadamia nam to, jak skomplikowane są dziś samochody, z drugiej natomiast, jak wielki nakład pracy potrzebny jest nawet przy najprostszych naprawach. Wystarczy jedna zapieczona nakrętka, szpilka, która się urwie i problemów od razu robi się co niemiara. To też pozwala człowiekowi docenić pracę tych, z których usług korzysta i ma wygórowane wymagania, a przy tym chciałby wszystko zrobić jak najtaniej.
Rozpiąć rozrząd to koszmar, ale dla laików, ale i fachowiec nie może sobie pozwolić nawet na chwilę nieuwagi, bo każde auto inne i inne zasady rozpinania rozrządu, a tak łatwo to schrzanić. 
Dwa dni walki i głowica Gratka jest na wierzchu. Zawór padł i z taką dziurą w płucach nikt z nas nie dociągnąłby nawet do domu, a Gratek jeszcze tydzień czy dwa się bujał po drogach.
Wielkie dzięki dla moich znajomych! Za fachowe rzeczy wcale się nie brałem. nie mam doświadczenia i nie chcę się wychylać. Do tego trzeba mieć wyczucie, no i trochę praktyki. Jednego i drugiego brakuje mi w tej bajce. 
Teraz głowica pójdzie do fachowca i zacznie się składnie samochodowych kloców do kupy. Jak wszystko pójdzie dobrze, to może za dni dwa albo trzy Gratek wyruszy ze mną w kolejną naszą podróż.
Głowica poza autem.
Lubię swojego Gratka z kilku prostych powodów – znam go jak własną kieszeń, a teraz i od środka, do tego Gratek jest na tyle stary, ze nie boi się żadnych zadrapań, nie boi się małych stłuczek czy obić na parkingu. Lubię też Gratka z tego powodu, że należy do tej kategorii aut, których nikomu nie opłaca się kraść, chyba że tylko po to, aby się przejechać. Żaden złodziej na Gratku nie zrobi interesu i to jest wielka zaleta mojego w naprawie Gratka.
Pocieszający był fakt, że tłoki są w porządku i dalsza rozbiórka Grakta nie jest już konieczna.
Przy takiej mechanice można też sobie przypomnieć, że nie ma dróg na skróty, gdy chcemy dotrzeć do celu. Koniecznie krok po kroku, nakrętka po nakrętce, najpierw w jedną stronę, a potem z powrotem.
Myślę, że będzie dobrze. Wiem, co Gratkowi jest, a to jest najważniejsze – najgorsza jest niepewność i ta masa domysłów, gdy tak zwani fachowcy prorokują ci kilka propozycji awarii, a przy tym proponują wymianę tylu części, że rzeczywiście naprawa przewyższa wartość auta.
Tego to chyba nikomu tłumaczyć nie trzeba!
No i to jest ważne, że nauczyłem się czegoś nowego, przypomniałem sobie, jak wygląda praca mechanika, to mi pomoże w przyszłości być normalnym klientem, choć tutaj muszę przyznać, że nigdy upierdliwy nie byłem i zawsze miałem na uwadze specyfikę tego zawodu oraz nieprzewidziane okoliczności, które mogą się pojawić nawet przy wymianie żarówki. Nie brakuje jednak klientów, którzy jadą do warsztatu z myślą, że naprawa ich auta, to jak kichnąć w chusteczkę, potrwa najwyżej godzinę  i będzie tania jak barszcz. Ktoś powie – takie czasy – chcemy szybko i tanio! – Szybko to biec do łazienki, kiedy żołądek w rozstroju, a tanie mięso psom! I tyle  tym temacie.
Przy tej okazji jeszcze jednego się nauczyłem - trzeba ciągle uważać. Ja nawierciłem palec. Przyznam - nieźle bolało, a krwawiłem, jak prosiak, ale zostawmy prosiaki. 
Norma w pracy mechanika, choć mechanicy pewnie się uśmiechają na taki defekt palca, bo to przecież - wiem - pikuś! 
Wielkie dzięki znajomym, którzy mi dużo pomogli i jeszcze trochę pomęczę ich do finału sprawy.
Dwa, może trzy dni - jeśli nic nowego nie wyskoczy - i powinienem te klocki poskładać. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...