11 marca 2019

Memento Mori


Nie umiem ryć w kamieniu, nie umiem też płakać, ale umiem – tak sądzę – pisać, więc moje epitafium zmarłemu Stefanowi (mojemu Teściowi) w ten sposób wystawiam – słowami ułomnymi napiszę, co myślę. Odszedł dobry człowiek, żyjący z godnością, żyjący według swych zasad do samego końca. Dzisiaj, gdy jakiś prezesik mówi mi o godności, że trzeba koniecznie Polakom godność przywrócić, to wiem, że pieprzy głupoty i nie wie, co mówi – on nie zna Polaków prawdziwych, takich, jakim był Stefan! I wku-a mnie taki prezesik, co myśli, że lepiej wie, a prawda jest taka, że każdy wie najlepiej.

Stefan nigdy nie ukrywał, że należał do PZPR. Pomógł w tamtym czasie wielu ludziom i wierzył w to, że w ten właśnie sposób może więcej zdziałać dla tych, co byli w potrzebie. Poza tym tylko głupki nie widzą dzisiaj tego, że i w PZPR dobrzy ludzie byli. Ja z doświadczenia powiem, że niejeden piswoczyk, peowiec czy inny współczesnej sceny politycznej nie dorasta do pięt wielu pezetpeerowcom! Wracam do Stefana - po zmianach ustrojowych nie zasklepił się w jednym – potrafił docenić nowe i wyciągnąć wnioski. Potrafił potępić złe, co było w systemie przeszłym, chwalił i wspierał mocno wszystko, co lepsze nastało. Zawsze szukał środka – czytał tych i tamtych, śledził media władzy i media opozycji. Porównywał, zestawiał, próbował zrozumieć – dużo czytał – żadnych klap na jego oczach nigdy nie widziałem.
Dla niego TAK – TAK znaczyło, a NIE było NIE. Pewnie właśnie dlatego odsunął się od Kościoła – on nie rozumiał tego, jak człowiek tak może się mijać w tym, co głosi publicznie i robi prywatnie w życiu. Nie znosił zakłamania, pruderii, hipokryzji, miał dosłownie awersję na pobożność na pokaz. Nie znosił polityków okłamujących wyborców. Nie cierpiał duchownych – wilków w owczych skórach. Nigdy przy tym nikomu – ze znajomych czy z rodziny – złego słowa nie powiedział, gdy szli do kościoła, gdy mówili o Bogu… Potrafił też ostro reagować na bigoterię desantu ojca znanego i śmiało wytykać fałsz w życiu osób publicznych.
Co ważne było u niego – potrafił oddzielić robotę człowieka od samego człowieka i właśnie po robocie potrafił oceniać innych, a nie po tym czy są sławni, piękni i bogaci. Nie z nakazu Kościoła czy jego "urzędników"  wykuwał w kamieniu życia wszystkie przykazani i jeśli się może modlił, to robił to tak, żeby nikt nie widział - nie cierpiał życia na pokaz. 
Lubił żartować i śmiać się. Potrafił żartować z siebie. Potrafił z siebie się śmiać. Jaka to dzisiaj rzadkość, to wiedzą tylko ci, co się na co dzień stykają z karykaturą człowieka, który za nędzny stołek, za jakąś marną posadę, za jakiś tytuł wątpliwy oszuka, zdradzi, opluje. Dziś niejeden katolik, żeby zostać sołtysem albo prezesem straży potrafi cały Dekalog oddać za wygraną. Takich żałosnych ludzi Stefan nie cierpiał strasznie. Po prostu nie rozumiał, że można tak postępować. Gdyby tak miliony myślały i robiły, żadnego Eldorado nie trzeba by szukać. 
Dziś większość katolików – Polaków katolików – chce być bardziej święta niż sama Trójca Święta. Stefan nie chciał być świętym – on chciał po prostu być sobą – mało – on był sobą do końca.
Mało znam takich ludzi – konkretnych, prostolinijnych, uczciwych i obiektywnych na miarę możliwości. Na szczęście jednak znam – dlatego nie tracę wiary.
Zawsze, gdy śmierć odwiedza moje najbliższe strony, przypominam sobie o swojej wielkiej głupocie – o planach na wyrost, o marzeniach w przyszłość, o jakichś lękach głupich, szarpaninie codziennej… Śmierć osób nam bliskich – i każda śmierć człowieka – to takie przypomnienie dla pozostających, co jest w życiu ważne, co życiem jest naprawdę, co w nas małego, ziemskiego – na poziomie morza albo i w depresji, jak nierzadko bywa – co w nas z dali, przestrzeni, co w nas nieogarnione, co w nas ponadludzkie – boskim pierwiastkiem dotknięte…
Śmierć osób nam bliskich to też dobry moment, żeby podziękować za dobro, co nie przemija!
Dla jednych śmierć jest końcem – dla mnie jest nową wędrówką – i w tę nową wędrówkę mój Teść już wyruszył. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...