13 marca 2019

Odpowiadam, tłumaczę i... grzeszę!


Mój wpis dokonany w pośpiechu na portalu FB – na pogrzeb wyjeżdżałem – o tym, że serce ludzkie jest najlepszym probierzem naszej grzeszności, bądź cnotliwego życia, a z tym pierwszym się wiążą tak zwane wyrzuty sumienia – czegoś, czego w człowieku nie można zdefiniować – jeszcze jest kilka spraw nienazwanych w nas – sprawił, że jakaś mała dyskusja wywiązała się wokół tych słów. Odnalazłem to miejsce, z którego myśl zaczerpnąłem – to 1. List św. Jana, wiersze 20 – 21.

Anna Nowak przyznała, że ma podobnie do mnie – to znaczy ma inaczej, bo każdy ma inaczej, nie każdemu tylko inaczej chce się mieć. I bardzo się cieszę z tego, że napisała o drugorzędności sprawy dotyczącej źródeł, bo nie o źródła idzie, ale o nasze pojmowanie siebie, siebie rozumienie, siebie słuchanie i siebie ubogacanie.
Tomasz pouczył mnie natomiast: „Panie Marku jeśli chodzi o spowiedź to jest to coś Więcj niż mówienie drugiemu grzesznemu człowiekowi swoich grzechów (ksiedzu)... jeśli jest Pan wierzący to powinien Pan wiedzieć że spowiedz to największy egzorcyzm człowieka który odcina nas od ,,zlego,, a człowiek czyli ksiądz jest tylko narzędziem w rękach Boga i to czy ma więcej grzechów czy mniej to nie znaczy że nie ma święceń, a po za tym on będzie tam na górze odpowiadał za swoje grzechy ... z reszta proszę się wglebic w temat spoeiedzi..... bo skoro jest Pan wierzący to oznacza że tylko troche?????? Nie do konca???? Skoro pan nie wiezy w spowiedź.....
Pragnę odpowiedzieć, że gdy mówię, że jestem osobą wierzącą, to oznacza, że szukam – szukajcie, a znajdziecie…; tak samo gdy mówię o sobie niedowiarek lub heretyk – to mam na myśli – szukam – kołaczcie, a otworzą wam… Tylko głupcy i ignorancji – w tym strasznie duży odsetek katolików – herezję jeszcze uważa za straszne zło i głosi tępienie myśli wolnej, poszukiwania indywidualnego, szukania wszelakiego na wszelkie możliwe sposoby – każdy musi myśleć zgodnie z nauką Kościoła – to znaczy nie myśleć, tylko wykonywać, co Kościół nakaże! Wierzę, że moje ciało jest chwilowym mieszkaniem pierwiastka Bożego różnie przez ludzi zwanego – Bogiem, Duchem Świętym, Duszą itd.
Wierzę, że o tym czy zostanę zbawiony, decyduje tylko Bóg, a nie jakieś szeptanie grzeszków księdzu na ucho. To nie ma nic do rzeczy, jeśli o zbawieniu mówimy, jak nieważne jest też czy jestem katolikiem, czy może prawosławnym, kibicem Jagiellonii albo pastorem z Berlina czy buszmenem znad Wisły – istotne jest to czy wierzę i jak postępuję. Istotne jest czy się staram to życie przeżyć tak, żeby w następnej odsłonie iść w górę. Jeżeli bowiem mówię, że wierzę w Boga przedwiecznego, którego ani przestrzeń ani czas (jak ludzie to rozumieją) ogarnąć nie mogą, to jak mogę mówić przy tym, że wierzę w jakąś tam spowiedź, w jakąś tam formułkę przez ludzi wymyśloną?
Spowiedź to żaden egzorcyzm – egzorcyzmów wtedy dokonujemy na ludziach (czasami i miejscach), którzy nie mają pojęcia, że są opanowani przez działanie złego. Opętani sami w ogonku do konfesjonału nie stoją cierpliwie i nie szepczą na ucho znudzonym spowiednikom grzeszków swoich cichych z nadzieją, że nikt poza księdzem i Bogiem o niczym się nie dowie – tajemnica spowiedzi. Spowiedź, jaką znamy, to dość świeży wymysł, jeśli o Kościół idzie. Kilku facetów w powłóczystych szatach zebrało się w 1215 roku na Lateranie na IV Soborze Laterańskim i ustaliło taką właśnie formułę spowiedzi dla wiernych.
Krzysztof Dąbkowski, który mnie nazwał innym gatunkiem tylko z tego powodu, że nie jestem zwolennikiem tradycyjnej spowiedzi, powinien sobie policzyć, ile lat (niech będzie w przybliżeniu do 10) upłynęło od śmierci Chrystusa do 1215 roku. Wtedy może zrozumie, że niekoniecznie to inne gatunki ludzi są godne pożałowania, tylko ten gatunek przez niego reprezentowany.
Wracam do Tomasza – spowiedź – pisał o tym ksiądz Tischner – w nomenklaturze kościelnej spowiedź jest sakramentem – Sakramentem Pokuty. Ale sakramentem kościelnym, a więc znów mamy sprawę wymyśloną przez człowieka – powiedzmy wprost – na użytek Kościoła i panowania jego przedstawicieli nad owieczkami swoimi. I nie będę tu wnikał w to, jak na przestrzeni wieków zmieniała się forma tegoż sakramentu, bo to nie miejsce i czas. Napiszę tylko to, że gdybym napisał, że wierzę w Boga, to po co mi wiara w spowiedź? Spowiedź, wyznania u psychoanalityka, rozmowa s psychologiem… wiele jest form oczyszczania się ludzi z tego, co boli, co uwiera. Ostatnio spowiedź w sieci też jest całkiem modna.  Jeśli tyle form na wyrzucenie z siebie tego, co nasze serce wyrzuca nam i obciążą sumienie, to dlaczego rozmowa z Bogiem, spowiedź Bogu, np. na łonie natury, w jakiejś leśnej głuszy nie miałaby być wiążąca, tylko ta księdzu?
Poza tym, skoro w kościele katolicy wyznają podczas mszy: „Spowiadam sie Bogu Wszechmogącemu i wam – bracia i siostry – że bardzo zgrzeszyłem myślą, mową, uczynkiem i zaniedbaniem…”, to po co się powtarzać?
Jeśli ktoś mówi – wierzę! – to musi koniecznie oznaczać, że właśnie podjął wysiłek odsiania dogmatu i tego, co ludzkie, od spraw wiary prawdziwej. Nie biegnie ten ktoś do kościółka i ślepo nie słucha księdza (jak znani mi katolicy), a kiedy ten ksiądz powie: Możesz kpić z bliźniego, który myśli inaczej niż reszta katolików!, to później taki katolik drwi bezkarnie z innych, no a potem biegnie do konfesjonału. Koło się zamyka – koło absurdu! Dla wielu katolików ludzie, którzy nie spowiadają się tradycyjnie są ludźmi innego gatunku. Nie wiadomo tylko – gatunek to lepszy czy gorszy? Bo jeśli – nie daj Boże! – okaże się, że lepszy, to co z katolikami i kolejkami do konfesjonałów?
Katolicka inteligencja – żeby było obiektywnie – ściera się nieustannie ze Stolicą Apostolską i nieustannie naciska, aby Kościół odszedł od takich dogmatycznych anachronizmów, jak celibat księży czy spowiedź do ucha. I to się z pewnością zmieni, bo wszystko przecież co ludzkie, przemija na tym świecie – co boskie, pozostaje.
Teraz mocno uderzę, ale to wcale nie znaczy, że nie wierzę albo że wierzę tylko trochę. Jesteśmy strasznie zgorszeni Adolfem Hitlerem i jego zausznikami, że wymyślili Holocaust. W historii mojego Kościoła też można znaleźć przykłady eksterminacji ludzi z bardziej błahych powodów niż przynależność do nacji. Święta Inkwizycja niech będzie tu skromnym przykładem.
Nie głoszę nowej wiary. Niech każdy wierzy, jak umie. Niech jeden drugiemu nie mówi, jak ma wierzyć i po co. Dla mnie najgorsze w Kościele, w którym zostałem ochrzczony, jest zniewalanie ducha ludzkiego obrzędem i dogmatem.
Każdy wierzący musi odnaleźć swoją drogę. Im bardziej każdy z nas będzie tej drogi szukał, tym więcej będziemy mieli tolerancji i tym mniej złośliwości właśnie z wiarą w tle.
Moim grzechem na pewno jest „gadulstwo” w piśmie!
Mea Maxima culpa! Wybaczcie grzesznemu!
PS
I jeszcze – w sumie to Tomasz ciekawy temat mi podsunął w kwestii sakramentu spowiedzi jako egzorcyzmu. Dotychczas katharsis mi się z tym łączyło. Temat warto przemyśleć. Wielkie, wielkie dzięki!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...