Mój
wpis dokonany w pośpiechu na portalu FB – na pogrzeb wyjeżdżałem – o tym, że
serce ludzkie jest najlepszym probierzem naszej grzeszności, bądź cnotliwego
życia, a z tym pierwszym się wiążą tak zwane wyrzuty sumienia – czegoś, czego w
człowieku nie można zdefiniować – jeszcze jest kilka spraw nienazwanych w nas –
sprawił, że jakaś mała dyskusja wywiązała się wokół tych słów. Odnalazłem to
miejsce, z którego myśl zaczerpnąłem – to 1. List św. Jana, wiersze 20 – 21.
Anna
Nowak przyznała, że ma podobnie do mnie – to znaczy ma inaczej, bo każdy ma
inaczej, nie każdemu tylko inaczej chce się mieć. I bardzo się cieszę z tego,
że napisała o drugorzędności sprawy dotyczącej źródeł, bo nie o źródła idzie,
ale o nasze pojmowanie siebie, siebie rozumienie, siebie słuchanie i siebie
ubogacanie.
Tomasz pouczył mnie natomiast: „Panie Marku jeśli chodzi
o spowiedź to jest to coś Więcj niż mówienie drugiemu grzesznemu człowiekowi
swoich grzechów (ksiedzu)... jeśli jest Pan wierzący to powinien Pan wiedzieć
że spowiedz to największy egzorcyzm człowieka który odcina nas od ,,zlego,, a
człowiek czyli ksiądz jest tylko narzędziem w rękach Boga i to czy ma więcej
grzechów czy mniej to nie znaczy że nie ma święceń, a po za tym on będzie tam
na górze odpowiadał za swoje grzechy ... z reszta proszę się wglebic w temat
spoeiedzi..... bo skoro jest Pan wierzący to oznacza że tylko troche?????? Nie
do konca???? Skoro pan nie wiezy w spowiedź.....
Pragnę
odpowiedzieć, że gdy mówię, że jestem osobą wierzącą, to oznacza, że szukam – szukajcie,
a znajdziecie…; tak samo gdy mówię o sobie niedowiarek lub heretyk – to mam na
myśli – szukam – kołaczcie, a otworzą wam… Tylko głupcy i ignorancji – w tym
strasznie duży odsetek katolików – herezję jeszcze uważa za straszne zło i
głosi tępienie myśli wolnej, poszukiwania indywidualnego, szukania wszelakiego
na wszelkie możliwe sposoby – każdy musi myśleć zgodnie z nauką Kościoła – to
znaczy nie myśleć, tylko wykonywać, co Kościół nakaże! Wierzę, że moje ciało
jest chwilowym mieszkaniem pierwiastka Bożego różnie przez ludzi zwanego –
Bogiem, Duchem Świętym, Duszą itd.
Wierzę,
że o tym czy zostanę zbawiony, decyduje tylko Bóg, a nie jakieś szeptanie
grzeszków księdzu na ucho. To nie ma nic do rzeczy, jeśli o zbawieniu mówimy,
jak nieważne jest też czy jestem katolikiem, czy może prawosławnym, kibicem
Jagiellonii albo pastorem z Berlina czy buszmenem znad Wisły – istotne jest to
czy wierzę i jak postępuję. Istotne jest czy się staram to życie przeżyć tak,
żeby w następnej odsłonie iść w górę. Jeżeli bowiem mówię, że wierzę w Boga
przedwiecznego, którego ani przestrzeń ani czas (jak ludzie to rozumieją)
ogarnąć nie mogą, to jak mogę mówić przy tym, że wierzę w jakąś tam spowiedź, w
jakąś tam formułkę przez ludzi wymyśloną?
Spowiedź
to żaden egzorcyzm – egzorcyzmów wtedy dokonujemy na ludziach (czasami i
miejscach), którzy nie mają pojęcia, że są opanowani przez działanie złego.
Opętani sami w ogonku do konfesjonału nie stoją cierpliwie i nie szepczą na ucho
znudzonym spowiednikom grzeszków swoich cichych z nadzieją, że nikt poza księdzem
i Bogiem o niczym się nie dowie – tajemnica spowiedzi. Spowiedź, jaką znamy, to
dość świeży wymysł, jeśli o Kościół idzie. Kilku facetów w powłóczystych
szatach zebrało się w 1215 roku na Lateranie na IV Soborze Laterańskim i
ustaliło taką właśnie formułę spowiedzi dla wiernych.
Krzysztof
Dąbkowski, który mnie nazwał innym gatunkiem tylko z tego powodu, że nie jestem
zwolennikiem tradycyjnej spowiedzi, powinien sobie policzyć, ile lat (niech
będzie w przybliżeniu do 10) upłynęło od śmierci Chrystusa do 1215 roku. Wtedy
może zrozumie, że niekoniecznie to inne gatunki ludzi są godne pożałowania,
tylko ten gatunek przez niego reprezentowany.
Wracam
do Tomasza – spowiedź – pisał o tym ksiądz Tischner – w nomenklaturze kościelnej
spowiedź jest sakramentem – Sakramentem Pokuty. Ale sakramentem kościelnym, a
więc znów mamy sprawę wymyśloną przez człowieka – powiedzmy wprost – na użytek
Kościoła i panowania jego przedstawicieli nad owieczkami swoimi. I nie będę tu
wnikał w to, jak na przestrzeni wieków zmieniała się forma tegoż sakramentu, bo
to nie miejsce i czas. Napiszę tylko to, że gdybym napisał, że wierzę w Boga,
to po co mi wiara w spowiedź? Spowiedź, wyznania u psychoanalityka, rozmowa s
psychologiem… wiele jest form oczyszczania się ludzi z tego, co boli, co
uwiera. Ostatnio spowiedź w sieci też jest całkiem modna. Jeśli tyle form na wyrzucenie z siebie tego,
co nasze serce wyrzuca nam i obciążą sumienie, to dlaczego rozmowa z Bogiem,
spowiedź Bogu, np. na łonie natury, w jakiejś leśnej głuszy nie miałaby być
wiążąca, tylko ta księdzu?
Poza
tym, skoro w kościele katolicy wyznają podczas mszy: „Spowiadam sie Bogu
Wszechmogącemu i wam – bracia i siostry – że bardzo zgrzeszyłem myślą, mową,
uczynkiem i zaniedbaniem…”, to po co się powtarzać?
Jeśli
ktoś mówi – wierzę! – to musi koniecznie oznaczać, że właśnie podjął wysiłek
odsiania dogmatu i tego, co ludzkie, od spraw wiary prawdziwej. Nie biegnie ten
ktoś do kościółka i ślepo nie słucha księdza (jak znani mi katolicy), a kiedy
ten ksiądz powie: Możesz kpić z bliźniego, który myśli inaczej niż reszta
katolików!, to później taki katolik drwi bezkarnie z innych, no a potem biegnie
do konfesjonału. Koło się zamyka – koło absurdu! Dla wielu katolików ludzie,
którzy nie spowiadają się tradycyjnie są ludźmi innego gatunku. Nie wiadomo
tylko – gatunek to lepszy czy gorszy? Bo jeśli – nie daj Boże! – okaże się, że
lepszy, to co z katolikami i kolejkami do konfesjonałów?
Katolicka
inteligencja – żeby było obiektywnie – ściera się nieustannie ze Stolicą
Apostolską i nieustannie naciska, aby Kościół odszedł od takich dogmatycznych
anachronizmów, jak celibat księży czy spowiedź do ucha. I to się z pewnością
zmieni, bo wszystko przecież co ludzkie, przemija na tym świecie – co boskie,
pozostaje.
Teraz
mocno uderzę, ale to wcale nie znaczy, że nie wierzę albo że wierzę tylko
trochę. Jesteśmy strasznie zgorszeni Adolfem Hitlerem i jego zausznikami, że
wymyślili Holocaust. W historii mojego Kościoła też można znaleźć przykłady
eksterminacji ludzi z bardziej błahych powodów niż przynależność do nacji.
Święta Inkwizycja niech będzie tu skromnym przykładem.
Nie
głoszę nowej wiary. Niech każdy wierzy, jak umie. Niech jeden drugiemu nie
mówi, jak ma wierzyć i po co. Dla mnie najgorsze w Kościele, w którym zostałem
ochrzczony, jest zniewalanie ducha ludzkiego obrzędem i dogmatem.
Każdy
wierzący musi odnaleźć swoją drogę. Im bardziej każdy z nas będzie tej drogi szukał,
tym więcej będziemy mieli tolerancji i tym mniej złośliwości właśnie z wiarą w
tle.
Moim
grzechem na pewno jest „gadulstwo” w piśmie!
Mea
Maxima culpa! Wybaczcie grzesznemu!
PS
I
jeszcze – w sumie to Tomasz ciekawy temat mi podsunął w kwestii sakramentu
spowiedzi jako egzorcyzmu. Dotychczas katharsis mi się z tym łączyło. Temat
warto przemyśleć. Wielkie, wielkie dzięki!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz