Żona się skarży na mnie
do moich znajomych, że nic konkretnego nie robię, tylko bujam w obłokach, tylko
o jakichś książkach nieustannie gadam, jakieś pisarskie projekty patykiem na
wodzie pisane realizuję i nieustannie planuję coś do napisania. Skarży się na
mnie żona, że straszny ze mnie ladaco, że żadnej korzyści ze mnie na tym
świecie nie ma i że chyba już całkiem przepadłem - z kretesem - z tym swoim myśleniem, jak
niegdyś dinozaury.
Nie chce przyjąć do
wiadomości ta dobra kobieta – i nie tylko ona – że przecież pisanie to też
konkretna robota. Jasne, że od pierwszego do pierwszego trudno, ale co ja
poradzę, że sława taka niemrawa! Poza tym nie wie jeszcze ta dobra kobieta i
nie wie jeszcze nikt, że jako jedyny na świecie to właśnie ja opisałem historię
Motka w Matni – nikt inny, tylko ja – i koniec, i amen! A historię Motka każdy
powinien poznać, bo pełno wokół nas ludzi, których niby znamy, a którzy się chowają
z marzeniami swoimi i duszą się sami w sobie - są kimś innym, niż są. Mnie też
się wydawało, że dobrze znam Motka, a jak się pomyliłem, to niedługo pokażę.
Nie jest też moją winą,
że Nobla nie dają za pomysłów mnogość czekających w kolejce na realizację, za
projekty pisarskie – wtedy miałbym już spokój i pisać mógłbym na dobre.
Gdyby o tym wiedziała
ta dobra kobieta, narzekająca na mnie – Pisarza Nieznanego i jeszcze niezamożnego – może by wtedy
podejście swoje nieco zmieniła i przychylniejszym okiem na wariata spojrzała.
Łagodniej by spojrzała na moje projekty, co milionów nie wróżą, ale ja nie dbam
o to.
Wczoraj brałem udział w
takiej fajnej dyskusji – było o tym, że gdzieś tam na Białorusi dalekiej, to
bieda jest straszna – dużo większa niż w Polsce. Wypowiedziałem zdanie, że ani
na Białorusi, ani tym bardziej w Polsce biedy żadnej nie ma. Co najwyżej
jednostki mogą żyć ubogo, ale co to jest bieda? – może brak samochodu? – może
brak miliona na naszym bankowym koncie? – a może nieposiadanie tego, co sąsiad
ma? Nie, bieda, jak wiele pojęć stworzonych przez człowieka, jest tylko taką
umową, żeby nas szufladkować. Bogatszy będzie buszmen, co znalazł właśnie
zwierzynę, niż milioner w Wall Street, co zdobył kolejny milion. Bogatszy
będzie pustelnik, co cieszy się spokojem, niż szukający spokoju na końcu świata
krezus... Wszystko jest umowne na tym chwilowym świecie i wszystko jest w głowie tego, co myśleć potrafi.
Wyszło na to w
dyskusji, że jestem porąbany i nie można ze mną wcale, a wcale gadać. No to się
pożegnałem, bo pomyślałem sobie – co ja tam będę tak siedział i słuchał
dyskusji o biedzie?
Przypomniałem też
sobie, w związku z narzekaniem mojej dobrej żony do moich znajomych, taką historię
o pisarzu, który przez ileś tam lat, w swoim garażu uparcie pisał książkę. Stracił
po drodze pracę, rodzinę, przyjaciół. Gdy wreszcie książkę wydał, okazała się bestsellerem.
No i przyszła sława, a przy tym jakieś pieniądze. No i pytanie tutaj – czy warto
za taką cenę? Myślę, że tu nie idzie o sławę i pieniądze, ale o to, żeby być naprawdę
sobą!
Czy wyjedzie coś z
tego, co uparcie robię? Zaprawdę, nie wiem, ale się nie zmienię. Na nic
narzekania i na nic biadolenie – jestem, jaki jestem i na tym trzeba zakończyć.
A co z tą biedą w Polsce albo na Białorusi? Bieda to stan umysłu z deficytem radości – taką na każdym zadupiu i w centrum
świata spotkamy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz