The
New York Times ujawnił ostatnio, że w Watykanie
powstał specjalny dokument, w którym zapisano specjalne wskazówki dla księży,
którym urodziły się dzieci, a w sumie nie powinny – byłoby dużo prościej – ale
po kolei. Wszystko za sprawą Irlandczyka – Vincenta Doyle’a – który po jakimś
czasie, już jako dorosły, dowiedział się od matki, że biologicznym ojcem jego
jest ksiądz. Doyle jest psychoterapeutą i postanowił założyć grupę internetową
skupiającą dzieciaki księży – jak on.
Po jakimś tam czasie zrobiło się ich 50
tysięcy ze 175 krajów. Doyle, chłop z jajami, do Watykanu się udał i tam się
dowiedział, że Watykan wie – wie o nich dokładnie, tj. dzieciach księży i
dowiedział się jeszcze, że jest „dzieckiem wyświęconego”. Tak bowiem w Stolicy
Piotrowej nazywa się dzieci – „dzieci wyświęconych” – kapłanów katolickich.
Dziennikarzowi The
New York Timesa rzecznik Watykanu przyznał, że w sercu Kościoła jest taki
dokument, jak księża powinni postępować, gdy urodzi im się dziecko. Jest to
dokument wewnętrzny, zatem nieznany światu. W tym właśnie dokumencie zaleca się
księżom, którzy dzieciaki mają, żeby odeszli z kapłaństwa i wzięli
odpowiedzialność za swoje pociechy.
Tu zatrzymajmy się chwilę i pomyślmy trochę –
polskie i irlandzkie katolickie zadupie może takim dzieciom nieźle dokuczyć,
prawda?
No i lecimy dalej – nie ma jednak przymusu. Kościół
nie wydala takich księży z kapłaństwa, bo nie ma takich przepisów w prawie
kanonicznym (jakby takich przepisów nie można było wprowadzić!). Taki ksiądz –
ojciec – co najwyżej może być poproszony, żeby zrzucił sutannę i przeszedł do
cywila.
Nasz papież Franciszek, gdy jeszcze był kardynałem,
napisał taką książkę „W niebie i na ziemi”. W tej książce tak pisał: jeśli ksiądz w momencie uniesienia naruszy
celibat, może pozostać kapłanem. Jeśli jednak owocem romansu jest dziecko,
powinien odejść ze stanu duchownego. Naturalnie prawo stoi wyżej niż bycie
duchownym.
Ja to tak rozumiem – obecny ojciec święty pisze, że
księża mogą ciupciać sobie do woli, muszą tylko uważać, by dzieci z tego nie
było. A jeśli już są dzieci, to trzeba odejść z kapłaństwa. No i nauczyłem się jeszcze,
że ciupcianie przyjemne można uniesieniem nazywać – chyba z tego skorzystam!
Około stu lat temu Tadeusz Boy – Żeleński w jednym z
felietonów wspomina rozmowę z księdzem, który do niego przyszedł, żeby się
wygadać. Ten ksiądz Boyowi mówił, jak księżom celibat strasznie ryje głowy, że
muszą żyć w kłamstwie. Już o tym pisałem, nie pamiętam kiedy, nie pamiętam też
dobrze tytułu felietonu. Coś ze spowiedzią chyba – nie chce mi się szukać.
Zauważyłem tylko, że 100 lat już minęło, a Kościół nie zrobił nic w tej
konkretnej sprawie – żeby się chłopaki nie kryli przed światem i żeby się nie
bali o swoje dzieciaki. Żeby ciupciania tego, z którego dzieci się biorą uniesieniem
nie zwać, tylko prokreacją.
To, że ksiądz kocha kobietę i ma z kobietą dziecko,
to nie jest przecież problem jakkolwiek bulwersujący. Bulwersujące jest to, że
w obecnych nam czasach ludzie ci muszą często kochać się szczerze w ukryciu, że
przed samymi dziećmi (jak Doyle) ukrywa się długo prawdę. To robi instytucja,
która ma zbawiać ludzi!
Albo ostatni news Newsweeka o pedofilii w Kk. Ponad 20 biskupów (w tym dwóch
kardynałów) z polskiego Kk ukrywało te sprawy, a winnych zamiast karać,
przenoszono tylko. Franciszek już listę dostał. Jakie podejmie kroki? Nie tylko
prałata pomnik sięgnął bruku. Jeszcze niejeden pomnik za życia naszego padnie!
Albo ta kurator małopolskiej oświaty – szanowna pani
BN – pustak, ale swoja. Co kobieta wyrabia, to włosy dęba stają! A i tak
nietykalna – jak wielu durniów dzisiaj!
A niektórzy wołają, że ja i moja sekta jesteśmy
zagrożeniem dla przyszłości narodu!
I jeszcze miałem zapytać: Kto to jest Rozenek albo
kto to jest Krupa? Chyba nie jestem na czasie! Mam swoich przyjaciół. Więcej
nie potrzebuję! Prawdę napisałem – naprawdę nie znam tych ludzi!!!
Mnie tak mało dziwi!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz