Odpuszczam sobie sprawy
nieistotne, jak choćby niechęć do niektórych osób. Będę do tego z pewnością
epizodycznie wracał, jak do wspomnień dzieciństwa, które już nie wróci, aż
stanę się jak dziecko, będąc mężem dojrzałym
Dla kogo to niepojęte,
niech zgłębia pisma Pawła, co się z Szawle narodził albo czytajcie Szawła w
Pawła przemienionego.
Już kiedyś o tym
pisałem. To moja stara myśl. W notatkach widnieje pod datą 21 stycznia 2014
roku. Jeszcze niespełna trzy miesiące i będzie obchodziła swoją trzecią
rocznicę urodzin.
Zapisałem sobie wtedy,
że gdyby tak moje myśli i pisanie były kapitałem, który pozwoli mi utrzymać
siebie i rodzinę w tym życiu, to byłbym naprawdę szczęśliwy!
Nie chcę być
biznesmenem, który „tworzy” kasę, tylko wymyślać historie i opisywać życie.
Minęło już prawie trzy
lata, a ja jeszcze mam daleko do tego szczęścia, o którym wtedy myślałem. Mam
za to rodzinę, zdrowie mi dopisuje, znam kilku sensownych ludzi, mam kilkunastu
odbiorców mojego pisania, kilka wydanych w sieci książek (nie zaglądałem dawno
na swój wydawniczy profil, więc nawet nie wiem dokładnie, ile wydanych książek
zostało zakupionych), pracuję nad kolejnymi książkami i jakoś sobie radzę w
nowej emigracyjne rzeczywistości.
To wcale niemało i jest
z czego się cieszyć. A że chciałbym więcej, to mało istotne. Cieszę się tym, co
mam i basta!
Tego, co powyżej
napisałem, absolutnie sobie nie odpuszczam!
W tym czasie jednak
doszedłem do wniosku, dojrzałem, że pewne sprawy należy sobie odpuścić, o
pewnych sprawach po prostu trzeba zapomnieć na dobre.
Wykasowałem więc z
pamięci sprawy przykre i krzywdy, jakich doznałem od niektórych przedstawicieli
mojego gatunku.
Ja popełniałem błędy i
ludzie popełniają błędy. To najczęściej efekt naszej głupoty i braku wysiłku,
aby zrozumieć siebie w danej sytuacji.
Nie pamiętam już
przykrych słów, przycinków pod swoim adresem, kłamstw, jakie wypisywano o mnie
w sieci. Teraz to dla mnie nieistotne. Istotne jest, abym dalej realizował
siebie w nowej postaci i trzymał się wyznaczonego kursu, czego i Wam życzę!
Zapomniałem wszelkie
przejawy chamstwa, agresji, nienawiści i zawiści pod moim adresem, zarówno te
słowne, jak i dosłowne.
Przyznacie, że to dobry
punkt wyjścia, żeby spokojnie pisać dalej i radzić sobie na obcej mi ziemi.
W danej chwili cieszę
się, że mam dobry kontakt z rodziną, choć znaczna jej część jej jest trochę
dalej niż chciałbym. Nie można jednak mieć wszystkiego, co się chce.
Niedawno minęła 25.
rocznica mojego związku małżeńskiego. To był dobry czas na pewne postanowienia. Postanowień dotrzymuję.
Mam za co dziękować
Niebu i dziękuję!
Teraz wiem, jakie to
wielkie szczęście mieć kogoś bliskiego, nawet w oddaleniu.
Czasami mam takie myśli,
że szkoda pisać. Dobrze, że ich nie wyjawiam, nie wyrażam w słowach, bo życie moje
weryfikuje to wszystko, obnażając moją głupotę. Głupotę też zachowuję dla siebie, ukrywam przed światem.
Tak jest lepiej. W
końcu już starożytni mawiali o złocie milczenia.
Pamiętam, że na
studiach z kolegami ukuliśmy takie powiedzenie, że lepiej się za szybko nie
wychylać z jakąś odpowiedzią, zamiast odezwać się i rozwiać wszelkie
wątpliwości co do swojej wiedzy i inteligencji!
Nie mogę zapomnieć, że
mamy dzisiaj niedzielę. Nie może zatem zabraknąć elementu religijnego w tym
dniu.
Dzisiaj przedstawiam Wam wiersz Sørena Abaye Kierkegaarda Bóg mówi.
Najpierw jednak kilka
słów o tej ciekawej postaci. Søren urodził się 5 maja 1813 roku, zmarł 11
listopada 1855 roku. Przeżył zaledwie 42 lata i aż dziw bierze, że w tak
krótkim czasie potrafił stworzyć tak wiele. Zwłaszcza, że miał w swoim życiu
również okresy hulanek i rozpusty.
Søren Kierkegaard to
duński filozof, poeta romantyczny i teolog. Uznawany jest za jednego z
prekursorów filozofii egzystencjalnej, a zwłaszcza jej chrześcijańskiego nurtu.
Nazywany jest też „Sokratesem Północy”.
I znów, mimo tak
krótkiego życia, wywarł silny wpływ na rozwój XX-wiecznej filozofii, teologii,
biblistyki, sztuki, literatury i psychologii.
W życiu nie ma
gdybania, ale czasami zastanawiam się, co by to było, gdyby Søren pożył jeszcze
lat dwadzieścia albo trzydzieści. Co mógłby jeszcze przez te lata zrobić? Strach myśleć!
Podobne myśli mam np., kiedy
myślę o Juliuszu Słowackim [(żył lat 40) 1809-1849] i jego twórczości.
I jeszcze raz – w życiu
nie ma gdybania i wracam do Sørena Kierkegaarda.
A zatem jego wiersz Bóg mówi:
Boże,
nie daj mi nigdy zapomnieć,
że
Ty mówisz do nas także i wtedy,
kiedy
milczysz…
Przez
miłość do nas milczysz,
przez
miłość do nas mówisz.
Bo
czy milczysz, czy mówisz,
zawsze
jesteś tym samym Ojcem…
Prowadzi
nas Twój głos,
Wychowuje
nas Twoje milczenie.
I jeszcze tylko wyrażę nadzieję, że ta niedziela będzie
albo była dla Was udana. Wierzę, że taka właśnie jest albo była!
I jeszcze – naprawdę odpuszczam sobie wszystkie sprawy,
które zaśmiecały moją pamięć, moje serce i moją duszę!
Bywajcie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz