Nie jest łatwo pogodzić
tutaj wyobrażeń, jakie snujemy w kraju nad Wisłą, o emigracji. Rzeczywistość na
obczyźnie jest tak różna od tychże wyobrażeń, że wielu Moch rodaków nie potrafi
się tutaj odnaleźć.
Jasne, że emigracyjna
rzeczywistość oferuje zupełnie inne możliwości niż ojczysta codzienność. Trzeba
być jednak nieustannie czujnym, gdyż za każdym zaułkiem naszych myśli i
poczynań czai się jakiś Polak, który z przyjemnością wykorzysta nasze słabości,
oszuka czy ”sprzeda” dla samej tylko zasady.
Zauważyłem tutaj w
Anglii, że Polacy na tak zwanych stanowiskach robotniczych bardzo często
podejmują decyzję o zwolnieniu swoich rodaków w ramach kary, np. za to, że
zaspali do pracy albo, żeby innym pokazać, że mają taką właśnie władzę. Wiedzą
przy tym doskonale, że na miejsce zwolnionego czeka kilku następnych. I tak w
kółko.
Dla ludzi wrażliwych są
to często sytuacje niezrozumiałe. Nie potrafią sobie wyjaśnić postępowania
jednych i udręki drugich. Popadają więc często w konflikt z tymi pierwszymi i
zasilają szeregi tych drugich.
Mam tutaj jednego
kolegę, który w swojej emigracyjnej przygodzie zaliczył już lądowanie na ulicy
i nocleg w parku. To był tylko epizod, ale jeszcze dzisiaj, kiedy o tym
wspomina, nie może opanować się i płacze. Mówi, że był wtedy taki bezsilny i
samotny, że do dzisiaj nie wie, co pomogło mu wtedy podnieść się i zacząć od
nowa.
Wczoraj razem byliśmy
na umówionym spotkaniu z pracodawcą i od dzisiaj ruszamy do swojej kolejnej
pracy.
Znajomy nikomu źle nie
życzy. Wszystkim chętnie pomaga. Dzieli się wszystkimi formacjami, które mogą
przydać się innym, aby stanąć na nogi czy też odbić się od dna. Często mówi o
sobie krytycznie i marzy o ciągłym reperowaniu swojego życia. Ciągle jednak przy
tym powtarza, że w tej pieprzonej Anglii ciągle ma pod górę, ale nie poddaje
się i walczy.
Wspaniały człowiek. Mam
nadzieję, że teraz pójdzie nam gładko w nowej pracy. Nareszcie znaleźliśmy coś
do roboty w samy Nottingham. Żadnych dojazdów. Żadnego płacenia za dojazdy
polskim dusigroszom i wyzyskiwaczom. Wsiadamy w miejski autobus. Jedziemy
dziesięć, piętnaście minut. Następnie pięcio, dziesięciominutowy spacer i
jesteśmy na miejscu. Super! Zobaczymy, jak będzie!
W emigracyjnej
rzeczywistości trudne do zniesienia jest to, że nie możesz często pomóc osobom,
które prawdziwie kochasz. Często przeszkodą jest bariera językowa, niechęć
niektórych Anglików do pomagania emigrantom, a nierzadko i osamotnienie w
trudnych sytuacjach. Tutaj regułą jest traktowanie człowieka przedmiotowo.
Jeśli ktoś ma z ciebie czy twojej pracy zysk, to potrafi zagłaskać cię na
śmierć. Kiedy jednak przeżywasz trudne chwile, wszyscy chowają się w swoich
norkach.
Wiem, że takie
przykłady można tez mnożyć w kraju ojczystym, ale tutaj osamotnienie w trudnych
sytuacjach ma zupełnie inny wymiar i ciężar, niż to, które przeżywamy w kraju. Kto
tego nie doświadczył, nigdy nie będzie wiedział, o czym piszę.
Dygresja. Rozmawiałem ze
znajomym z kraju. Opowiadałem mu, że tutaj wcale nie jest tak, jak to sobie wymyśliliśmy
przed wyjazdem.
Nie pamiętam, o czym go
poinformowałem, ale on w odpowiedzi opowiedział mi o niedawnej śmierci dwudziestodwulatka,
który zginął w wypadku samochodowych.
Miało mi to uświadomić,
że nieszczęścia ludzie są nieodłącznym elementem życia. Że nie zawsze w życiu jest
tak, jak to sobie zaplanowaliśmy.
Początkowo przygnębiła mnie
ta wiadomość. Po jakimś czasie powiedziałem jednak sobie, to nic, że teraz jest
mi ciężko. Trzeba mieć nadzieję i działać, a wtedy może okazać się, że wszystko
nieoczekiwanie poukłada się w taką całość, o jakiej nawet nie myśleliśmy.
Wczoraj wieczorem bliższa
niż bliska mi osoba powiedziała: Pakuj się i wracajcie. Nie ma sensu tak się szarpać!
Odpowiedziałem: Nie! Nie
wyjadę stąd bez tarczy. Wrócę do kraju z tarczą. Chyba że pisane mi jest wrócić
na tarczy, ale taki powrót to nie wstyd, ale honor przypadający na równi ze zwycięzcami.
Jestem tutaj przecież nie
tylko po to, żeby pracować i zarabiać pieniądze, ale również i po to, aby na każdym
kroku pokazywać już opierzonym emigrantom, że można drugiego człowieka traktować
z godnością. Tutaj muszę napisać, że nie wszyscy swoim postępowaniem na takie traktowanie
(z godnością) zasługują i często źle myślę o niektórych osobnikach mojej nacji.
Później jednak tłumaczę sobie, że to przecież nic innego, jak tylko efekt ich ograniczenia
myślowego i po prostu ludzkiej głupoty.
Przedwczoraj było tak, że
patrzyłem na rozgwieżdżone nocne niebo i nie wiedziałem, co robić. Przedwczoraj
nocą pomyślałem też o słowach księdza Twardowskiego, że kiedy wszystkie drzwi są
dla nas zamknięte, Bóg uchyla okno. Dzisiaj zaraz kładę się spać na kilka godzin
i ruszam do pracy.
Wszystkim życzę refleksji
nad najmniejszym upadkiem i nie wolno rozpaczać, oglądać się za siebie, trzeba odetchnąć
chwilę i ruszać iść do przodu!
A zatem ponownie zapewniam,
że mam zamiar do kraju wrócić z tarczą albo na tarczy. Innej opcji nie przewiduję!
Kto staje do walki bez wiary w zwycięstwo, nie jest wojownikiem, niech zostanie w domu! |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz