9 listopada 2016

Z tarczą lub na tarczy...

Nie jest łatwo pogodzić tutaj wyobrażeń, jakie snujemy w kraju nad Wisłą, o emigracji. Rzeczywistość na obczyźnie jest tak różna od tychże wyobrażeń, że wielu Moch rodaków nie potrafi się tutaj odnaleźć.
Jasne, że emigracyjna rzeczywistość oferuje zupełnie inne możliwości niż ojczysta codzienność. Trzeba być jednak nieustannie czujnym, gdyż za każdym zaułkiem naszych myśli i poczynań czai się jakiś Polak, który z przyjemnością wykorzysta nasze słabości, oszuka czy ”sprzeda” dla samej tylko zasady.
Zauważyłem tutaj w Anglii, że Polacy na tak zwanych stanowiskach robotniczych bardzo często podejmują decyzję o zwolnieniu swoich rodaków w ramach kary, np. za to, że zaspali do pracy albo, żeby innym pokazać, że mają taką właśnie władzę. Wiedzą przy tym doskonale, że na miejsce zwolnionego czeka kilku następnych. I tak w kółko.
Dla ludzi wrażliwych są to często sytuacje niezrozumiałe. Nie potrafią sobie wyjaśnić postępowania jednych i udręki drugich. Popadają więc często w konflikt z tymi pierwszymi i zasilają szeregi tych drugich.
Mam tutaj jednego kolegę, który w swojej emigracyjnej przygodzie zaliczył już lądowanie na ulicy i nocleg w parku. To był tylko epizod, ale jeszcze dzisiaj, kiedy o tym wspomina, nie może opanować się i płacze. Mówi, że był wtedy taki bezsilny i samotny, że do dzisiaj nie wie, co pomogło mu wtedy podnieść się i zacząć od nowa.
Wczoraj razem byliśmy na umówionym spotkaniu z pracodawcą i od dzisiaj ruszamy do swojej kolejnej pracy.
Znajomy nikomu źle nie życzy. Wszystkim chętnie pomaga. Dzieli się wszystkimi formacjami, które mogą przydać się innym, aby stanąć na nogi czy też odbić się od dna. Często mówi o sobie krytycznie i marzy o ciągłym reperowaniu swojego życia. Ciągle jednak przy tym powtarza, że w tej pieprzonej Anglii ciągle ma pod górę, ale nie poddaje się i walczy.
Wspaniały człowiek. Mam nadzieję, że teraz pójdzie nam gładko w nowej pracy. Nareszcie znaleźliśmy coś do roboty w samy Nottingham. Żadnych dojazdów. Żadnego płacenia za dojazdy polskim dusigroszom i wyzyskiwaczom. Wsiadamy w miejski autobus. Jedziemy dziesięć, piętnaście minut. Następnie pięcio, dziesięciominutowy spacer i jesteśmy na miejscu. Super! Zobaczymy, jak będzie!

W emigracyjnej rzeczywistości trudne do zniesienia jest to, że nie możesz często pomóc osobom, które prawdziwie kochasz. Często przeszkodą jest bariera językowa, niechęć niektórych Anglików do pomagania emigrantom, a nierzadko i osamotnienie w trudnych sytuacjach. Tutaj regułą jest traktowanie człowieka przedmiotowo. Jeśli ktoś ma z ciebie czy twojej pracy zysk, to potrafi zagłaskać cię na śmierć. Kiedy jednak przeżywasz trudne chwile, wszyscy chowają się w swoich norkach.
Wiem, że takie przykłady można tez mnożyć w kraju ojczystym, ale tutaj osamotnienie w trudnych sytuacjach ma zupełnie inny wymiar i ciężar, niż to, które przeżywamy w kraju. Kto tego nie doświadczył, nigdy nie będzie wiedział, o czym piszę.

Dygresja. Rozmawiałem ze znajomym z kraju. Opowiadałem mu, że tutaj wcale nie jest tak, jak to sobie wymyśliliśmy przed wyjazdem.
Nie pamiętam, o czym go poinformowałem, ale on w odpowiedzi opowiedział mi o niedawnej śmierci dwudziestodwulatka, który zginął w wypadku samochodowych.
Miało mi to uświadomić, że nieszczęścia ludzie są nieodłącznym elementem życia. Że nie zawsze w życiu jest tak, jak to sobie zaplanowaliśmy.
Początkowo przygnębiła mnie ta wiadomość. Po jakimś czasie powiedziałem jednak sobie, to nic, że teraz jest mi ciężko. Trzeba mieć nadzieję i działać, a wtedy może okazać się, że wszystko nieoczekiwanie poukłada się w taką całość, o jakiej nawet nie myśleliśmy.

Wczoraj wieczorem bliższa niż bliska mi osoba powiedziała: Pakuj się i wracajcie. Nie ma sensu tak się szarpać!
Odpowiedziałem: Nie! Nie wyjadę stąd bez tarczy. Wrócę do kraju z tarczą. Chyba że pisane mi jest wrócić na tarczy, ale taki powrót to nie wstyd, ale honor przypadający na równi ze zwycięzcami.
Jestem tutaj przecież nie tylko po to, żeby pracować i zarabiać pieniądze, ale również i po to, aby na każdym kroku pokazywać już opierzonym emigrantom, że można drugiego człowieka traktować z godnością. Tutaj muszę napisać, że nie wszyscy swoim postępowaniem na takie traktowanie (z godnością) zasługują i często źle myślę o niektórych osobnikach mojej nacji. Później jednak tłumaczę sobie, że to przecież nic innego, jak tylko efekt ich ograniczenia myślowego i po prostu ludzkiej głupoty.

Przedwczoraj było tak, że patrzyłem na rozgwieżdżone nocne niebo i nie wiedziałem, co robić. Przedwczoraj nocą pomyślałem też o słowach księdza Twardowskiego, że kiedy wszystkie drzwi są dla nas zamknięte, Bóg uchyla okno. Dzisiaj zaraz kładę się spać na kilka godzin i ruszam do pracy.

Wszystkim życzę refleksji nad najmniejszym upadkiem i nie wolno rozpaczać, oglądać się za siebie, trzeba odetchnąć chwilę i ruszać iść do przodu!

A zatem ponownie zapewniam, że mam zamiar do kraju wrócić z tarczą albo na tarczy. Innej opcji nie przewiduję!
Kto staje do walki bez wiary w zwycięstwo,
nie jest wojownikiem,
niech zostanie w domu!  


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...