11 listopada 2016

Żeby nie zapomnieć!

Dzisiaj w Polsce świętuje się kolejną rocznicę odzyskania niepodległości. Jeszcze dwa lata i będzie setna rocznica tego święta.
Ciekawe, który wódz w małej gminie na końcu świata, gdzie świat się właśnie zaczyna będzie tę rocznicę z Mieszkańcami obchodził?
Trzeba poczekać, a wszystko stanie się jasne w Anno Domini 2018.
Teraz natomiast napiszę o wszystkim i niczym, żeby nie zapomnieć, jak się pisze.
Zamierzam publikować w zakładce „Egzorcyzmy nad Polakami” coś w rodzaju dziennika emigracyjnego. Podsunęła mi ten pomysł bliższa niż bliska mi osoba. Sprawa jest rozwojowa i, muszę przyznać, intrygująca. Mam przecież trochę notatek, trochę już tutaj przeżyłem i doświadczyłem. Czemu zatem tego nie ubrać w szaty pisma i nie ukazać Czytelnikom prawdy o nas, oddalonych nieco od domu? Warto też chyba poświęcić kilka stron tym, którzy Polakami być nie przestali, ale do Polski, poza spędzaniem tam urlopu, wracać nie zamierzają.
Będzie zatem i o moich tutaj pracach nad książką, zbieraniem materiałów do kolejnej. Będzie o teraźniejszym moim życiu codziennym i jego meandrach, o jakich nawet nie śniłem, wyjeżdżając do cywilizowanego przecież kraju. Będzie o przyjaciołach (zdążyłem już takich ludzi tutaj poznać w biedzie), znajomych, wrogach i ludziach zupełnie postronnych. Będzie o dusigroszach i ludziach szczerych do bólu. Poświęcę stronę pluskwom, które też miały udział w uczeniu mnie życia w Anglii. I jeszcze o czymś tam będzie.
To może być nawet ciekawe. Temat kiełkuje we mnie na tyle szybko, że zaraz będą owoce. No, może nie tak zaraz, ale za kilka dni, tygodni.
A teraz niech ktoś mi odpowie, dlaczego rok albo dwa lata temu zanotowałem sobie moje przemyślenia z jednej z kontroli komisji rewizyjnej w małej gminie na końcu świata.
Było to tak, że jeden z radnych funkcyjnych, słowem – przewodniczący komisji, chciał zajrzeć w jednej z jednostek organizacyjnych gminy do danych osobowych tam przechowywanych. Natrafił jednak na zdecydowany opór młodej pracownicy, która powiedziała, że przewodniczący i inni mogą sobie zajrzeć co najwyżej w gacie i stwierdzić z radością, że ich nie pobrudzili.
Larum podniósł przewodniczący komisji, że ktoś mu prawa odbiera, nie wiedząc zapewne, że nigdy takich praw nie miał.
Wódz i niektórzy radni powinni wiedzieć, że są prawem wyznaczone pewne granice wścibstwa. Zdawała się tego kiedyś nie rozumieć jedna ciekawska osóbka i być może chciała zrobić to za czyimś tam pośrednictwem.
Nie udało się!
Brawo dla pracownicy!

Dlaczego to zanotowałem?
Myślę, że zmartwiła mnie ta chęć osób nieuprawnionych do zaglądania w cudze życie. moje dane osobowe też leżą sobie gdzieś tam i ktoś tam jest gardłem odpowiada za to, żeby ich chronić. Nie wiem tylko czy w małej gminie na końcu świata wódz i niektórzy radni o tym pamiętają. Nie wiem też czy mają świadomość odpowiedzialności za tego typu wiedzę.
Pocieszę tych, którzy chcieliby zaglądać w cudze gniazdka, że są sprawy na ziemi, nawet w małej gminie na końcu świata, gdzie świat się właśnie zaczyna, o których lepiej nie wiedzieć. Wtedy śpi się spokojniej.

Zanotowałem też sobie opowieść o jednym z radnych, który strasznie krytykował inicjatywy oddolne zmierzające do integracji środowisk wiejskich. Publicznie nieraz twierdził, że wspieranie przez samorząd tego typu działań, to wyrzucanie pieniędzy w błoto. Często też krytykował remonty budynków użyteczności publicznej na terenach wiejskich.
Później, na szczęście, odmieniło się człowiekowi i zaczął to wszystko chwalić. Nawet popierać zaczął takie właśnie działania.

Dlaczego to zanotowałem?
Chyba dlatego, żeby sprawę zmienności człowieka jeszcze raz przemyśleć. Wyszło mi z tego myślenia, że to wstępne przygotowania do przyszłej kampanii (niech nikt nie pyta, jakiej…). Skoro większość popiera tego typu działania, to po co się wychylać? Lepiej zmienić zdanie i zyskać kilka głosów, niż zdania nie zmieniać i głosów nie zyskać.
Tylko czy warto dla głosów robić z siebie … (niech każdy dopowie, co chce)?

Zanotowałem jeszcze dobrze ponad rok temu, że najpierw chciałem zostać mechanikiem samochodowym. Zostałem. Kiedy jednak kończyłem zawodówkę, pomyślałem, że warto by zostać technikiem eksploatacji i obsługi pojazdów samochodowych. Zostałem. Kiedy jednak kończyłem technikum, stwierdziłem, że wcale mnie nie ciągnie do leczenia silników i podzespołów aut. Dużo bardziej leżało mi czytanie książek i pisanie. Doszedłem do wniosku, że trzeba studiować. I po latach edukacji w dziedzinie mechaniki samochodowej (i praktyk odbytych m.in. w Niemczech demokratycznych oraz FSM w Bielsku Białej…) wylądowałem na studiach humanistycznych.
Po kilku latach pracy w szkole poczułem, że jestem wypalony. Nie miałem w sobie ognia, żeby nim świat uczniowski podpalać. Postanowiłem zatem spróbować sił w samorządzie. Dzięki pomocy ludzi i ludzi poparciu zostałem wodzem w małej gminie na końcu świata, gdzie świat się właśnie zaczyna.
Nie liczyło się nic, tylko praca. Zaniedbałem siebie, bliskich. Zapomniałem o wszystkim, co kiedyś lubiłem. Skupiłem się na tym, żeby robić robotę samorządową. Trochę udało się zrobić dzięki pomocy ludzi.
Następnie ludzie pomogli mi zakończyć robotę z samorządzie.
Wylizałem rany i postanowiłem pisać oraz spróbować zupełnie czegoś innego w życiu, niż dotychczas robiłem. Dlatego jestem tutaj, gdzie jestem i mam zamiar wytrzymać tak długo, aż wygram.
Próbuję też nieustannie odnaleźć drogę do najbliższych mi osób. To najtrudniejsze zadanie, ale wierzę, że małymi krokami można dojść dalej niż w siedmiomilowych butach.
To, co napisałem wyżej, opatentowuję jako mój aforyzm. Całkiem zgrabna myśl przed piątą nad ranem (w Polsce zaraz szósta).
Nie żałuję moich życiowych meandrów. Mam tylko nadzieję, że jeszcze trochę przede mną.

Zbliża się piąta nad ranem. Nie mogłem zmrużyć oka. Problemy, tęsknota, pisanie… i trochę innych spraw skutecznie mnie trzymały w stanie ciągłej czujności. Nic mi zatem nie pozostało, jak życzyć Wam spokojnego dnia, a sobie, żebym wytrzymał w pracy i nie upadł po drodze.
Jeśli jutro napiszę kolejnego posta, to znaczy, że przetrwałem i będę szedł dalej.
Przed chwilą, w ramach relaksu, rozwiązałem krzyżówkę. Rozwiązaniem było przysłowie jakuckie: Stary pies nie szczeka na próżno.
Uśmiechnąłem się mimo woli, ponieważ pomyślałem o moim pisaniu. 



Nie piszę na próżno!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...