Dzisiaj w Polsce
świętuje się kolejną rocznicę odzyskania niepodległości. Jeszcze dwa lata i
będzie setna rocznica tego święta.
Ciekawe, który wódz w
małej gminie na końcu świata, gdzie świat się właśnie zaczyna będzie tę
rocznicę z Mieszkańcami obchodził?
Trzeba poczekać, a
wszystko stanie się jasne w Anno Domini 2018.
Teraz natomiast napiszę
o wszystkim i niczym, żeby nie zapomnieć, jak się pisze.
Zamierzam publikować w
zakładce „Egzorcyzmy nad Polakami” coś w rodzaju dziennika emigracyjnego.
Podsunęła mi ten pomysł bliższa niż bliska mi osoba. Sprawa jest rozwojowa i,
muszę przyznać, intrygująca. Mam przecież trochę notatek, trochę już tutaj
przeżyłem i doświadczyłem. Czemu zatem tego nie ubrać w szaty pisma i nie
ukazać Czytelnikom prawdy o nas, oddalonych nieco od domu? Warto też chyba
poświęcić kilka stron tym, którzy Polakami być nie przestali, ale do Polski,
poza spędzaniem tam urlopu, wracać nie zamierzają.
Będzie zatem i o moich
tutaj pracach nad książką, zbieraniem materiałów do kolejnej. Będzie o
teraźniejszym moim życiu codziennym i jego meandrach, o jakich nawet nie
śniłem, wyjeżdżając do cywilizowanego przecież kraju. Będzie o przyjaciołach
(zdążyłem już takich ludzi tutaj poznać w biedzie), znajomych, wrogach i
ludziach zupełnie postronnych. Będzie o dusigroszach i ludziach szczerych do
bólu. Poświęcę stronę pluskwom, które też miały udział w uczeniu mnie życia w
Anglii. I jeszcze o czymś tam będzie.
To może być nawet
ciekawe. Temat kiełkuje we mnie na tyle szybko, że zaraz będą owoce. No, może
nie tak zaraz, ale za kilka dni, tygodni.
A teraz niech ktoś mi
odpowie, dlaczego rok albo dwa lata temu zanotowałem sobie moje przemyślenia z
jednej z kontroli komisji rewizyjnej w małej gminie na końcu świata.
Było to tak, że jeden z
radnych funkcyjnych, słowem – przewodniczący komisji, chciał zajrzeć w jednej z
jednostek organizacyjnych gminy do danych osobowych tam przechowywanych.
Natrafił jednak na zdecydowany opór młodej pracownicy, która powiedziała, że
przewodniczący i inni mogą sobie zajrzeć co najwyżej w gacie i stwierdzić z
radością, że ich nie pobrudzili.
Larum podniósł
przewodniczący komisji, że ktoś mu prawa odbiera, nie wiedząc zapewne, że nigdy
takich praw nie miał.
Wódz i niektórzy radni
powinni wiedzieć, że są prawem wyznaczone pewne granice wścibstwa. Zdawała się
tego kiedyś nie rozumieć jedna ciekawska osóbka i być może chciała zrobić to za
czyimś tam pośrednictwem.
Nie udało się!
Brawo dla pracownicy!
Dlaczego to
zanotowałem?
Myślę, że zmartwiła
mnie ta chęć osób nieuprawnionych do zaglądania w cudze życie. moje dane
osobowe też leżą sobie gdzieś tam i ktoś tam jest gardłem odpowiada za to, żeby
ich chronić. Nie wiem tylko czy w małej gminie na końcu świata wódz i niektórzy
radni o tym pamiętają. Nie wiem też czy mają świadomość odpowiedzialności za
tego typu wiedzę.
Pocieszę tych, którzy
chcieliby zaglądać w cudze gniazdka, że są sprawy na ziemi, nawet w małej
gminie na końcu świata, gdzie świat się właśnie zaczyna, o których lepiej nie
wiedzieć. Wtedy śpi się spokojniej.
Zanotowałem też sobie
opowieść o jednym z radnych, który strasznie krytykował inicjatywy oddolne
zmierzające do integracji środowisk wiejskich. Publicznie nieraz twierdził, że
wspieranie przez samorząd tego typu działań, to wyrzucanie pieniędzy w błoto.
Często też krytykował remonty budynków użyteczności publicznej na terenach
wiejskich.
Później, na szczęście,
odmieniło się człowiekowi i zaczął to wszystko chwalić. Nawet popierać zaczął
takie właśnie działania.
Dlaczego to
zanotowałem?
Chyba dlatego, żeby
sprawę zmienności człowieka jeszcze raz przemyśleć. Wyszło mi z tego myślenia,
że to wstępne przygotowania do przyszłej kampanii (niech nikt nie pyta,
jakiej…). Skoro większość popiera tego typu działania, to po co się wychylać?
Lepiej zmienić zdanie i zyskać kilka głosów, niż zdania nie zmieniać i głosów
nie zyskać.
Tylko czy warto dla
głosów robić z siebie … (niech każdy dopowie, co chce)?
Zanotowałem jeszcze
dobrze ponad rok temu, że najpierw chciałem zostać mechanikiem samochodowym.
Zostałem. Kiedy jednak kończyłem zawodówkę, pomyślałem, że warto by zostać
technikiem eksploatacji i obsługi pojazdów samochodowych. Zostałem. Kiedy
jednak kończyłem technikum, stwierdziłem, że wcale mnie nie ciągnie do leczenia
silników i podzespołów aut. Dużo bardziej leżało mi czytanie książek i pisanie.
Doszedłem do wniosku, że trzeba studiować. I po latach edukacji w dziedzinie mechaniki
samochodowej (i praktyk odbytych m.in. w Niemczech demokratycznych oraz FSM w
Bielsku Białej…) wylądowałem na studiach humanistycznych.
Po kilku latach pracy w
szkole poczułem, że jestem wypalony. Nie miałem w sobie ognia, żeby nim świat
uczniowski podpalać. Postanowiłem zatem spróbować sił w samorządzie. Dzięki
pomocy ludzi i ludzi poparciu zostałem wodzem w małej gminie na końcu świata,
gdzie świat się właśnie zaczyna.
Nie liczyło się nic,
tylko praca. Zaniedbałem siebie, bliskich. Zapomniałem o wszystkim, co kiedyś
lubiłem. Skupiłem się na tym, żeby robić robotę samorządową. Trochę udało się
zrobić dzięki pomocy ludzi.
Następnie ludzie
pomogli mi zakończyć robotę z samorządzie.
Wylizałem rany i
postanowiłem pisać oraz spróbować zupełnie czegoś innego w życiu, niż
dotychczas robiłem. Dlatego jestem tutaj, gdzie jestem i mam zamiar wytrzymać
tak długo, aż wygram.
Próbuję też nieustannie
odnaleźć drogę do najbliższych mi osób. To najtrudniejsze zadanie, ale wierzę,
że małymi krokami można dojść dalej niż w siedmiomilowych butach.
To, co napisałem wyżej,
opatentowuję jako mój aforyzm. Całkiem zgrabna myśl przed piątą nad ranem (w
Polsce zaraz szósta).
Nie żałuję moich
życiowych meandrów. Mam tylko nadzieję, że jeszcze trochę przede mną.
Zbliża się piąta nad
ranem. Nie mogłem zmrużyć oka. Problemy, tęsknota, pisanie… i trochę innych spraw
skutecznie mnie trzymały w stanie ciągłej czujności. Nic mi zatem nie pozostało,
jak życzyć Wam spokojnego dnia, a sobie, żebym wytrzymał w pracy i nie upadł po
drodze.
Jeśli jutro napiszę kolejnego
posta, to znaczy, że przetrwałem i będę szedł dalej.
Przed chwilą, w ramach relaksu,
rozwiązałem krzyżówkę. Rozwiązaniem było przysłowie jakuckie: Stary
pies nie szczeka na próżno.
Uśmiechnąłem się mimo woli,
ponieważ pomyślałem o moim pisaniu.
Nie
piszę na próżno!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz