1 listopada 2016

Tęsknię...

Lubię te dni przepełnione zadumą, wspomnieniami tych, co wiedzą od nas dużo więcej; rozmyślaniami nad naszą kruchością życia; rozmyśleniami nad naszą ignorancją i pewnością, że nas to nie dotyczy!
Lubię te dni pełne niepewności i ukrywanego strachu przed tym, co nieuchronne; mówienia o wszystkim, tylko nie o śmierci, tylko nie o tym, że my też w każdej chwili możemy dołączyć do grona tych, dla których te dni są świętem!
Lubię te dni ze względu na tę eschatologiczną aurę unoszącą się wraz z dymem świec zapalanych na grobach najbliższych.  



Dzisiaj mam wolny dzień!
Pójdę na stary cmentarz niedaleko Forestu i będę wspominał tych, których kochałem, znałem, a z którymi już się tutaj nie spotkam.
Będę kluczył wśród grobów obcych mi ludzi i modlił się za wszystkich, i tęsknił – za Barbarą, Izabelką, Gosią, Zbyszkiem, Sławkiem, Leszkiem, Bogusią, babcią..., na której pogrzeb nie zdążyłem przyjechać, gdyż rodzice nie wiedzieli, gdzie jestem, a ja waletowałem w akademiku na początku mojego I roku akademickiego i nie zawiadomiłem rodziców o swoim tymczasowym adresie; sąsiadką, kilka lat młodszą ode mnie Janiną, za której zdrowie modliłem się, a która w trakcie moich modlitw odeszła, ale nikt mnie o tym nie powiadomił, więc modliłem się nadal, nawet wtedy, gdy ona była już po drugiej stronie…; będę myślał o tych, których obraziłem, którym nie zdążyłem powiedzieć przepraszam, których tak bardzo, bardzo kochałem i zabrakło mi czasu, żeby im o tym powiedzieć, nie zdążyłem przytulić, pocieszyć, wspólnie z nimi pośmiać się.
Będę myślał o wszystkich, których sobie przypomnę podczas mojej cmentarnej wędrówki; o wszystkich, których odprowadziłem tam, gdzie ja niebawem podążę… 



Bardzo lubię cmentarz, którego fragmenty widzicie na zdjęciach. Znajduję tam dokładnie tyle spokoju, ile mi tutaj potrzeba.
Spacerując cmentarnymi alejkami, słyszę gwar miasta za cmentarnym murem.
Więcej lęku odczuwam wśród żywych niż wśród tych, których czas i przemijanie już nie dotyczą. 



Ostatnio nie jest mi łatwo!
Często mam wrażenie, jakby jakieś fatum zawisło nade mną i w żaden sposób nie chce mi odpuścić. Cokolwiek zaczynam, do czegokolwiek się przykładam po krótkiej chwili wali się i muszę zaczynać wszystko od nowa.
Nieraz już odganiałem od siebie zwątpienie jak natrętnego owada!
Nie poddaję się!
Dlatego, spacerując po cmentarzu, ale nie tylko (również wtedy, gdy mnie tam nie ma) często myślę o śmierci. Nie wydaje mi się ona już taka straszna, jak niegdyś. Jakby ostatnie doświadczenia życiowe stępiły we mnie ten strach, a w jego miejscu pojawiają się coraz częściej myśli o odpoczynku, nieświadomości, spokoju.
Z tym głównie teraz kojarzy mi się śmierć. I z tą wielką Niewiadomą, która ją otacza, a którą można przeniknąć tylko ślepą wiarą, pozbawioną prób zrozumienia. 



Dla mnie osobiście najgorsze są wspomnienia myśli, jakie towarzyszyły mi przy pożegnaniach bliskich mi osób; wspomnienia o zwątpieniu, jakie wtedy mnie ogarniało; wspomnienia niemocy i poczucia nieskuteczności moich modlitw; wspomnienia chwil wspólnie przeżytych, wspólnie spędzonego czasu; wspomnienia niezrealizowanych wspólnych planów…
Kiedy wspominam swoich bliskich zmarłych, uświadamiam sobie, jak bardzo ich zaniedbywałem, jak bardzo trawiłem cenny czas na głupoty, jak wiele dobrego nie zdążyłem im powiedzieć i jak wiele bólu zadałem im swoim postępowaniem.
Pamięć!
Najgorsza jest pamięć, którą tak bardzo chciałbym zresetować, wymazać, aby bez tego smutnego  i nawet paraliżującego balastu iść przez resztę swojego ziemskiego życia. 



Wiem, że to, co piszę, mija się z nauką Chrystusa! 
Wiem, że zatopiony jestem po uszy w swojej przyziemności!
Próbuję, ale nie potrafię jeszcze pozostawić za sobą tego, co przeminęło. Nie potrafię jeszcze iść tylko przed siebie.
Wciąż częściej oglądam się za siebie i szukam siebie nieistniejącego, a nie patrzę przed siebie – teraz i trochę dalej. 



Zauważyłem tutaj, na emigracji, że nie potrafię już uśmiechać się jak dawniej. Jakiś smutek położył się na moim sercu i trawi moje myśli. 



Tak, straszne są rozstania, tęsknota i niewykorzystane chwile z tymi, których zabrakło!


Z drugiej strony te wspomnienia i wszystkie niewykorzystane możliwości są dla mnie nauczką i drogowskazem na teraz i jutro, jeśli będzie mi to jutro dane.
A miłość, jaką wszyscy ci, co odeszli, mnie obdarzali niech będzie dla mnie paliwem na życie pełne nadziei i wewnętrznej radości.
Trzeba nauczyć się dziękować za to, że byli, że mogłem z nimi spędzić część swojego życia, że mogliśmy wspólnie śmiać się i smucić, że przez chwilę byliśmy razem…
Dziękować za to, że w porę odjęto im nadmiar cierpień…
Dziękować za…
Prawda, że jest za co dziękować?! 


Jutro Dzień Zaduszny, a raczej Wspomnienie Wszystkich Wiernych Zmarłych! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...