4 listopada 2016

Opryszczka atakuje

Zapiski z emigracji [19]
Już jestem pewny, że z niemieckim wątkiem emigracyjnym w tym tygodniu nie zdążę się rozliczyć. W sumie to nic nie szkodzi, zrobię to na początku następnego tygodnia. Tutaj trzeba umieć być elastycznym, gdyż wszystko zmienia się w zawrotnym tempie.
A Anglii spokojnie jeszcze można chodzić w krótkich spodenkach i koszulce na krótki rękaw, albo na ramiączka. Wszystko to pod warunkiem, że jesteś zahartowany, czyli poniekąd „na zimno” wychowany w wyspiarskim klimacie. Na chodniku mijają się więc przechodnie ubrani w ciepłe kurtki, czapki i nawet rękawice z przechodniami ubranymi w krótkie spodenki i koszulki na krótki rękaw. To norma. Nic, nikogo nie powinno tutaj dziwić i nie dziwi, poza tymi, którzy, jak ja, przeżywają tutaj swoją pierwszą jesień i przygotowują się do swojej pierwszej wyspiarskiej zimy.
Ostatnio wyszedłem wieczorem do bankomatu. Ponieważ dął porywisty wiatr, ubrałem bluzę z kapturem, kaptur założyłem na głowę i skulony ze wzrokiem wbitym w chodnik (tak jest czasem bezpieczniej) przemykałem ulicami Ceder i Foxhall.
Wracając od bankomatu, usłyszałem, że ktoś idzie z naprzeciwka. Podniosłem wzrok i moim oczom ukazała się około sześćdziesięcioletnia kobieta ubrana w laczki, spódnicę i koszulkę na ramiączka. Pomykała tak zamaszyście w moim kierunku, że jej długie włosy wiatr rozwiewał na wszystkie strony.
Zawstydziła mnie, ubranego niemalże jak na czasy siarczystych mrozów, choć krótkie spodenki ratowały mnie jeszcze przed zawstydzeniem zupełnym.
Z reguły staram się chodzić po Nottingham lekko ubrany, żeby się hartować. Do tego pracuję w temperaturze od 5 do 8°C, czyli można śmiało powiedzieć, że około dziesięć godzin na dobę, cztery razy w tygodniu przebywam w lodówce i zepsucie mi raczej nie grozi.
Wszystko to sprawiło, że zapędziłem się trochę w tym hartowaniu swojego ciała. Wykorzystała to i zaatakowała mnie opryszczka. Spuchła mi górna warga, jakby dostał plombę na ulicy.
Zresztą, co tam opryszczka! To zwykły pryszcz! Po inwazji pluskiew na moje ciało i kilku uczuleniach, jakie tutaj już przeżyłem, to w sumie niewielka sprawa. Nie przejmuję się tym, smaruję opryszczkę maścią i cierpliwie czekam, aż mną się znudzi.
Kolega nie wytrzymał w nowej pracy. Zadzwonił do mnie i powiedział, że nie jedzie, ma dość i w ogóle rezygnuje.
Ja jestem w tej chwili niepewny czy pracuję, ale już zrobiłem kilka kroków, żeby ewentualnie pracować w innym miejscu. Co będzie, zobaczymy!
*
W Niemczech 19 lutego w piątek zanotowałem:
Spierdalaj, kurwo! Szmato! Goebbelsowska świnio!
Taką wiązankę sprzedał jeden z moim ziomków komuś siedzącemu w samochodzie czy też stojącemu na parkingu. Dokładnie nie wiem, wiem tylko tyle, że nikt nam drogi nie blokował, a wolnych miejsc parkingowych było tyle, że samochodem ciężarowym można by zaparkować.
To jest po prostu obłęd!
Słyszę też często, jak na Bossa często mówi się „czarnuch”.
Mam tego powoli dosyć i chyba cieszę się, że za niespełna dwa tygodnie zmykam stąd.
Przedwczoraj otrzymałem wiadomość z E-bookowa, że wydadzą dwie moje książki Czas i Manowce słów i milczenia.
Ucieszyłem się, ale jakoś nie potrafię okazać radości.
Doskwiera mi tęsknota za rodziną.
Zatem zaczynam się cieszyć, że jeszcze krótki czas i już będę z nimi.
*
Emigracja angielska jest o tyle gorsza, że towarzyszy jej nieustanna obawa o zdobycie, a następnie utrzymanie pracy, którą tutaj, naprawdę można stracić z dnia na dzień bez żadnych powodów. Po prostu agencja pracy informuje człowieka, że w chwili obecnej nie mogą zapewnić mu pracy i delikwent taki zostaje, jak to moi rodacy tutaj często określają „w czarnej dupie”.
Trzeba więc nieustannie mieć coś w zanadrzu do roboty, bo w innym przypadku można bardzo szybko popłynąć.
W Niemczech było o tyle lepiej, że jeśli jechałeś do pracy, to miałeś pracę i kwaterę załatwioną poniekąd odgórnie (oczywiście nie wszędzie) i nie towarzyszyły tamtejszemu pobytowi lęki spowodowane niepewnością zatrudnienia.

Nie ma jednak co narzekać. 
Nikt mnie przecież tutaj siłą nie ciągnął i nikt mnie tutaj na siłę nie trzyma. 
Zatem radzę sobie, jak mogę.

Opryszczka całkiem dobrze się ma, ale to też do czasu!
Przeminie, jak wszystko na tym świecie!


Drzewa, które widzicie na zdjęciach, to owoce angielskiej ziemi. Muszę przyznać, że lasy są tutaj równie piękne, jak w Polsce, ale w większości z nich ma się wrażenie, jakby nikt nie ingerował w ich rozwój i bardziej przypominają polskie lasy z obszarów chronionych, niż lasy sadzone dla pozyskiwania drewna.  


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...