13 lipca 2016

Spojrzenie z dystansu

Niezmiennie się cieszę, że ludzie z Polski, USA, Rosji, Wielkiej Brytanii, Portugalii, Kenii, Francji, Niemiec i na Ukrainie w ostatnim tygodniu znaleźli czas, żeby choć przez moment być ze mną na blogu.
Wiem, że się zaniedbuję w pisaniu, ale ci, co są daleko od domu, wiedzą, jak trudno znaleźć spokój i czas tylko dla siebie na emigracji, zwłaszcza w jej początkowej fazie, zanim człowiek nie poukłada się w nowej rzeczywistości i nie uświadomi sobie, że emigracyjne Eldorado to tylko piękne bajki opowiadane w kraju dorosłym przez dorosłych.
Znalazłem jednak wczoraj czas, żeby popatrzeć w sieci, co też tam się dzieje w małej gminie na końcu świata, gdzie świat się właśnie zaczyna. Współczuję poszkodowanym przez nawałnicę, cieszę się, że coś tam się robi, choć z pewnością ludzie liczyli na więcej.
Zapoznałem się też z tekstem dotyczącym pikniku rodzinnego zorganizowanego przez pracowników i uczniów Zespołu szkolno-Przedszkolnego. No i w komentarzach mi się dostało, że niby czepiam się dyrektora, który podczas wcześniejszego zapraszania na tenże piknik użył niepoprawnej nazwy instytucji, którą kieruje.
Chyba dość tępy komentator zacytował kilka zdań z mojego bloga i zarzucił mi, że nie wiem nawet, do jakiej szkoły chodzi mój syn. Proponuję tępemu komentatorowi, aby zajrzał na oficjalną stronę internetową i zapoznał się z dokładną nazwą tej instytucji. Wiem do jakiej szkoły chodzi mój syn i wiem, że jest to Zespół Szkolno-Przedszkolny. Tak brzmi oficjalna nazwa tej instytucji, natomiast jej siedziba znajduje się przy ulicy Polowej 12, a tam przecież odbywał się piknik.
W małej gminie na końcu świata, gdzie świat się właśnie zaczyna jest szkoła podstawowa jako jeden organizm z miejskim przedszkolem. Oddzielnie od jakiegoś czasu instytucje te nie funkcjonują oddzielnie. Gdyby ktoś zapraszał na festyn, następnie go opisywał jako imprezę przy budynku szkoły podstawowej, to może jeszcze by to przeszło, ale i z tym byłyby problemy, gdyż nad wejściem do tego budynku wisi tablica z dokładną nazwą. Co jest na niej napisane? Proponuję zatem „Modlinowi”, aby się przeszedł i zapoznał się z dokładną nazwą, a później przyznał, kto tak naprawdę nie wie, do jakiej placówki oświatowej chodzi jego dziecko!
Tutaj z pewnej odległości widzę absurd ataków i szukania źdźbła w moim oku przez tych, którzy belki w swoim dostrzec nie potrafią.
Jasne, że nie chce mi się z tym walczyć, bo i po co? Tępy i zaślepiony wróg, zawsze pozostanie tępy i zaślepiony! Chyba żeby się zdobył na akt odwagi i rąbnął porządnego baranka w ścianę. Wtedy, niewykluczone, że poukładałoby mu się jakoś tam w środku i zaczął myśleć logicznie.
Wrócę na chwilę do tego, co wcześniej napisałem i powtórzę to jeszcze raz. Ludzie na stanowiskach przed oficjalnymi wystąpieniami napisać sobie to, co mają powiedzieć, sto razy to sprawdzić, dać innym, żeby to ewentualnie poprawili, a następnie, jeśli chcą uchodzić za erudytów, nauczyć się tego na pamięć. Nikt nikomu też głowy nie urwie, jeśli mówiący korzysta z pomocy notatek. W przeciwnym razie wychodzi z wystąpienia dukanie, chrumkanie, sapanie i coś tam jeszcze, a nawet to, że mówiący nie wie, w jakiej instytucji jest szefem.
Zostawiam to „Modlinowi” do przemyślenia i niech się już o mnie nie martwi, że nie wiem nawet gdzie się mój syn uczy. Niech sam się douczy, zanim cokolwiek napisze.
Zastanawiam się tylko czy niektórzy Polacy naprawdę muszą być tacy tępi? Chyba tak. Nie masz przecież narodu na świecie, który nie byłby reprezentowany przez przecinaków! To jak w tym przysłowiu, że co minuta na świecie rodzi się głupi człowiek. Zawsze sobie dodawałem, że to szczęście, ponieważ przez kolejne 59 sekund rodzą sensowni ludzie. I to jest nadzieja!
*
Postanowiłem napisać kilka tekstów rodem z emigracji. Nie tej, która teraz właśnie się dzieje, ale wcześniejszej. Teraz jest tak, że nie mam czasu robić nawet notatek, choć głowa od przemyśleń pęka, a oczy robią się okrągłe jak piłki do tenisa, gdy czasem widzę to, co widzę. Na wszystko jednak przyjdzie czas. Wszystko ma swój czas!
Pozdrawiam poszukujących...! 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...