Tak
dzisiaj otworzyłem Biblię na chybił trafił i wyszło z tego to: Dziecko, jeśli masz zamiar służyć Panu,
przygotuj swą duszę na doświadczenia! Zachowaj spokój serca i bądź cierpliwy, a
nie trać równowagi w czasie utrapienia.
No
to ja od razu do siebie to biorę i przekładam tak sobie, że to wcale nie
szkodzi, że bogaty nie jestem i pewnie szybko nie będę, i nie będę szalał jak
jakiś bożek pieniądza po wątpliwych w jakości medialnych salonach.
Nie
jest jednak tak źle. Mam przecież swoje pisanie i mam kilku znajomych, co
czasem mnie czytają. To nawet więcej niż dużo i mam się z czego cieszyć, bo
wiem, żem nagi narodzon i taki właśnie umrę!
A
teraz wracam prędziutko do mojego Kruka, któremu fizis podkradłem i na profil
fb sobie pożyczyłem.
A
było to tak.
Jakiś
czas temu wracałem ze starszym synem do domu. Wracaliśmy razem z małego
odosobnienia, pełni ciszy wszelakiej i pełni spokoju w sobie. Mijaliśmy właśnie
takie przydrożne barierki, które mają pieszych chronić przed… no właśnie. Te
barierki mają chronić pieszych, żeby nie wpadli nie pod samochód, ale do
głębokiego rowu. Czyli to są barierki raczej dla tych chwilowo nawiedzonych i niepewnych
jeszcze czy mają chodzić, czy latać.
No
i przy tych barierkach nagle coś się szamocze. Cholera, pomyślałem i pedał
hamulca w podłogę. Bieg wsteczny. Jadę, jadę, a ponieważ do tyłu, to wcale nie
jadę szybko. I tak jadę całkiem do tyłu nieszybko, spoglądam i widzę kruka, co
się poderwać do lotu wolnego swego nie może.
Zatrzymuję
samochód, włączam awaryjne, wychodzę do biedaka, podchodzę i co widzę? Widzę,
jak młody kruczek ugrzązł łebkiem swoim pomiędzy barierkami, łba wyciągnąć nie
może, bo za wielki na to, a wzbić się w gorę nie może, bo, w mordę, niewygodnie
strasznie łeb krukowi ugrzązł i pomyślałem od razu, ja też bym się tak
szamotał. Barierki widzicie na zdjęciu, więc sobie to wyobraźcie.
Coś
mi się zdaje, młody, mówię do Kruka, syn słucha, że ty się uczysz latać i
kiepsko wylądowałeś. Musiałeś, jak nic, próbować, lądować na barierce, ale żeś
się pośliznął i spadłeś, a przy tym spadaniu łeb ci się między barierki dostał
i, sru, do ziemi.
Miałeś
ty szczęście młody, że te barierki w tym miejscu nie są niczym łączone, bo być
się, Kurku, udusił, gdybyś nogami swymi do ziemi sięgnąć nie mógł i teraz nie cię
żywego, tylko trupa bym znalazł i moja pomoc na nic by ci się nie zdała.
Tak
sobie stoję i myślę, a może i tak mówiłem. Nie pamiętam dokładnie, a syna nie będę
pytał. Ale obstawiam to, że mówiłem głośno, bo często mi się zdarza rozmawiać ze
zwierzętami i innymi stworzonkami Boga, choć don Fracesco z Asyżu ze mnie raczej
żaden. no tok stoję i gadam, a Kruk czeka, co zrobię. Przestał się nawet szamotać
i pewnie myśli, kto my.
Pomożemy
Krukowi? Pytam mojego starszego.
A
on na to: A jak? Pomożemy Krukowi.
No
to Krukowi pomogłem, a raczej pomogliśmy, ale nie tak zupełnie za darmo, bezinteresownie.
Musiał trochę pozować ze mną do wspólnych zdjęć. Już taki ze mnie narcyz i znajomego
Kruka koniecznie musiałem uszczęśliwić na fotografii ze mną.
Kiedym
go już wypuścił, pomyślałem, cholera, zapomniałem zapytać czy mogę…? A pomyślałem
tak, bo wcześniej pomyślałem, że wizerunek Kruka wykorzystam w sieci. Nie zapytałem,
trudno. Nie powinien się jednak obrazić, bom mu skórę czy pióra, jak nic uratował!
A,
jeszcze przed wypuszczeniem młodziak na wolność, mówię do niego czule: Kumpel, naucz
się szybko w dobrych miejscach lądować, bo nie zawsze ci się trafią tacy goście,
jak dziś.
No
i puściłem Kruka.
No
i poleciał Kruk.
Pozostały
wspomnienia, kilka zdjęć i filmik. Zapomniałem napisać, że filmik też nakręciliśmy.
Dnia
następnego ze starszym i żoną moją jedziemy, opowiadamy kobiecie o wczorajszej przygodzie
i nagle cos mnie tknęło, a starszy syn do mnie mówi: Zobacz, to znowu nasz Kruk
pomiędzy barierkami.
No
to ja w pedał hamulca. Patrzę w tamtym kierunku i co widzę? A jak! Nasz Kruk, znów
z głową między barierkami. Dosłownie jak dzień wcześniej.
Podchodzimy
do Kruka i mówię mu już ostro: Słuchaj, stary, ostatni raz ci pomagam. Ale się naucz
latać, a zwłaszcza lądować, albo spiorę ci ogon przy następnym razie!
Kruki
to mądre ptaki. Widocznie zrozumiał, bo już mojego Kurka z głową pomiędzy barierkami
szamoczącego się okrutnie nie spotkałem.
A,
muszę o tym wspomnieć, że następnego dnia, przed wypuszczeniem Kruka. Tego drugiego
dnia wziąłem Kruka w ręce i idę z nim do żony. Wdzięczyła się do ptaka przez szybę
i nawet mu powiedziała, że jest piękny. Kiedy jednak otworzyłem drzwi samochodu
i chciałem, żeby się bliżej poznali, kobieta zaczęła krzyczeć. Tak się wystraszyła.
Nie
chciałem stresować Kurka, więc go wypuściłem i tyle go widziałem. Niech sobie lata,
mój Kruk!
Musze
Wam się pochwalić, spotkanie I stopnia z Krukiem, to naprawdę niesamowite. Jakbyś
dotykał tajemnicy, wiekami narastającej, jakbyś trzymał w kleszczach strażnika wiedzy
tajemnej… tego, co symbolizuje śmierć, życie, stwarzanie… Niech Wasza wyobraźnia
resztę dopowie Wam…
No
i fizys Kruka jest na moim profilu, i jest podpisany moim imieniem, nazwiskiem.
Dopiero
teraz przypomniałem sobie, że i przy drugim spotkaniu zapomniałem zapytać Kruka
czy mogę.
PS
Ależ ze mnie obłudnik, nieprawdaż?
Tyle razy pisałem, że nie po to czytam Biblię, żeby ją cytować!
Macie mnie!
Mea maxima culpa!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz