W tonacjach poezji religijnej, mistycznej i w
ogóle w poetyckim nastroju spędzam chwile krótkie moje emigracyjne czy też
gościnno-obczyźniane nad rzeką, którą krajanie tutejsi, czyli autochtoni, od
wieków niepamiętnych Tamizą nazwali.
Tamizę jużem w tym roku kilka razy przekroczył i zaobserwowałem
jej dziwne ruchy wody, to jest płynie ona czasem to w jedną, to w drugą stronę.
A wszystko zależy od przypływów, odpływów, którym morze ulega i wtedy to w Tamizie
raz wody całkiem dużo, to znów całkiem malutko.
Ociekam w świat poezji na tej chwilowej emigracji,
bo ja już jestem za stary na jakieś tam zwiedzanie. Każde mrowisko ludzkie jest
takie podobne do siebie. co najwyżej kształty, kolory, wielkość trochę inna. Nie
zmienia to jednak faktu, że wieśniak ze mnie twardy i wolę drogi piaszczyste niż
zatłoczone ulice.
Wiersz Endrego Ady, węgierskiego poety, co przeżył
na tym świecie lat mniej, niż ja mam teraz (1877-1919). To jednak tylko świadczy
jeszcze raz o tym, że nie ilość się liczy, nawet w długości żywota. Życzę miłej
lektury, zadumy i przemyśleń, bo gonimy w tym świecie naprawdę jak stado szczurów.
BÓG SIĘ
OBJAWIA
Gdym osamotniał,
Gdym duszę nad przepaścią niósł czarną,
Cichutko i niespodzianie
Bóg mnie ogarnął.
Nie dźwiękiem surmy,
Ale miłością ogarnął mnie niemą.
Nie objawił się w ogniu gorejącym,
Lecz w noc wojenną.
I oślepił
Oczy me wiarą. Młodości nie zobaczę,
Lecz w błyskawice Ogromu
Na zawsze już patrzę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz