11 września 2017

Moja bitwa o Anglię

Nie w powietrzu, nie nad angielską ziemią i nie wczasach zamierzchłych, ale kilka dni temu na londyńskich ulicach przyszło mi stoczyć tę bitwę i wcale nie o Anglię, oszukiwałem w tytule, tylko o kilka polskich jeszcze maleńkich umysłów, o kilka polskich duszyczek, w których moja i moich przodków krew płynie, wałęsających się ze mną po londyńskim bruku w początkach tego września.
O, wujku, o, tato, zobacz, tam jest salon… (i tu nazwa firmy), zrób nam zdjęcie, prosimy. Wow jaki piękny ten czarny! Pewnie pędzi jak wiatr!
Mocne uderzenie. Znoszę je ze spokojem i szukam w przestrzeni miejskiej zaczepienia dla siebie. o, jest, Kupidyn bez strzały, bo już ją, okrutnik, wypuścił. A niech mnie, ciekawe kogo trafił i co to będzie? Opowiadam dzieciakom, co to za łobuziak ten bożek miłości znany na całym świecie, a dziś wypchnięty z umysłów nowym modelem auta, zegarka, modnego ciucha.

To najdroższy sklep w mieście, wiesz, wujku, tu wszystko jest najdroższe w mieście, a może i na świecie. Zobacz, jakie zegarki, a nich to, ile to będzie? Mnożymy wspólnie i wyszło, że można za ten zegarek kupić w Polsce auto, i to średniej klasy labo dom w małej gminie gdzieś na końcu świata.

Cholera, przegrywam, myślę i znowu szukam. Widzicie ta postać na głowie ma wieniec laurowy. Laur to symbol zwycięstwa. O, jak górują nad miastem!
A co to jest laur?
A co to jest symbol? 
Czyżby mnie nie słuchali?
Wyjaśniam, a ludzi tłum przewala się nieustannie. 
Szumi mi w uszach. 
Mieni mi się w oczach. 
Witryny gonią witryny, ludzie bez cieni biegną.
Aż dziwię się sam sobie, że tak mało wiem. Jeżdżę po Londynie, chodzę więc po Londynie jak jakiś jaskiniowiec. Maluchy uczą mnie patrzeć na markowe auta, pokazują butiki, markowe ciuchy, zegarki…
Nie wiedziałem dotąd, że ludzie dostają sraczki na sam widok Harrodsa. Harrods to taki sklep, w którym można zakupić na przykład modne ubranie, ale to modne ubranie dla mnie nic nie znaczy poza tym, że jak każde inne odzieje moją nagość. Tę fizyczną nagość, której się nie wstydzili moi przodkowie w raju, a ja powinienem się wstydzić.

Nie wiedziałem, że trendy jest zrobić sobie zdjęcie przed wejściem do drogich sklepów, przez salonami aut drogich. Dobrze, że jeszcze coś tam o samochodach wiedziałem, bo o Harrodsie na przykład nie słyszałem dotąd, nie obchodziło mnie to i nie obchodzi nadal, ale w oczach dorosłych wychodzę za zadupiaka.

Patrzyłem na postacie wznoszące się na cokołach, jakby chciały odlecieć, uciec z miejskiego zgiełku. Chroniłem się w ciszy parków, podglądałem ptaki, patrzyłem na zachód Słońca, wypatrywałem nocą z balkonu lisa chytruska, który pomiędzy autami szukał pożywienia, uchwyciłem w biegu zbyt chyżą dla mnie wiewiórkę, strzeliste wieże kościołów były mi drogowskazem, widziałem świątynie wymarłe, odarte z ognia sacrum, zamienione na sklepy, bary, zniekształcone profanum.

Znalazłem w Londynie azyle kalekiej przyrody, namiastkę tego, co lubię – zieleń, przestrzeń, szum drzew, jakąś mała ucieczkę od ruchliwych ulic, zatłoczonych galerii, krzyczących witryn sklepowych.

Spotkałem w Londynie ludzi odartych z intymności, wtopionych w tłum bez twarzy, sunący tam i z powrotem…
I ten pośpiech, ten pośpiech, jakby ten miejski świat miał za chwilę zniknąć w jakimś kataklizmie.

Pisałem już o tym nieraz, że miasto jest sztucznym tworem, przeczącym naturze człowieka, przeczącym naturze w ogóle i wszystko w mieście jest sztuczne. Nawet zwierzęta i ptaki nie są tam wolne naprawdę, a co dopiero ludzie. Ale pisałem też nieraz, że taki jest stan rzeczy stworzony ręką nie Boga, ale Jego Stworzenia.
Jak się skończyła ta moja bitwa o duszyczki ze mną kroczące?
Radości co niemiara miałem, patrząc na dzieci! Zachwycały się pięknie przedmiotami luksusu, ale też pilnie słuchały tego, co mówił do nich. Mitologiczne historie ciekawiły je bardzo. U greckiego herosa z daleka dostrzegły listek. Zaskoczyły mnie przy tym, że były na tyle dociekliwe, że pobiegły zobaczyć czy postać ma listek również z tyłu. Przybiegły szybko i głośno oznajmiły radośnie, że  bohater z tyłu, jak nic, ma goły tyłek! 

Śmiałem się razem z dziećmi z nagiej pupy herosa, który pamięta czasy, gdy nagość była normą.

Tylko jak to powiedzieć towarzyszom wędrówki!? 
Czym wygrał tę bitwę? 
Nic dodać, nic ująć... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...