7 września 2017

Odlot

Siedzę sobie wygodnie, wyglądam przez okno, cieszę się słońcem, którego nad chmurami sto razy więcej niż pod i myślę sobie, jak dobrze, żem nad chmury wzleciał, że nad chmurami szybuję i przestrzeń mam w oczach, i myśli mam takie, że tylko to okno otworzyć i zniknąć. Unosi mnie wyżej i wyżej moja nieujarzmiona, ukryta, uśpiona potrzeba ucieczki. Ocieram się o ekstazę i nagle… Patrzę, a środkiem samolotu pociąg zapiernicza. Jak dobrze pamiętam, pociąg towarowy, bo jakiś wagon-cysterna śmignął mi przed oczyma.
Nieźle odpłynął człowiek, pewni myślą niektórzy. Pewnie serwis na pokładzie gościa zmógł na amen. Zapił się facet ze strachu przed lataniem i teraz zwidy swoje opisuje.

Żadne tam strachu w locie zapijanie, a pociąg, jak mówię, zapierdzielał środkiem samolotu, który unosił się ponad chmurami. Koku letni maszynista kierował lokomotywą raz zgodnie z kierunkiem lotu, to znów w przeciwnym kierunku. Żadne odśrodkowe siły czy rozrzedzone powietrze i przestrzeń nieogarniona nie były w stanie powstrzymać tych jego pociągowych szarż od kokpitu do ogona i od ogona do czuba.
Możecie nie Wierzyc, mam to serdecznie gdzieś, ale gość tak zapieprzał tym swoim pociągiem, kierował tak tym pociągiem, że pewnie nie zauważył, że wcale nie jedzie po szynach tylko po podłodze samolotu. I jestem przekonany, że gdyby ten maszynista miał prowadzić swój pociąg w chmurach, a nawet w próżni, to nie miałby z tym najmniejszego problemu.
Scoobie Doo, Robinsonie Crusoe, Winnetou, Misiu Puchatku, Misiu Uszatku, Koziołku Matołku, Ostatni Samuraju, Myszko Miki i inni wszyscy nie-święci pomyślałem sobie, jeśli pilot samolotu, którym właśnie lecę, ma tyle umiejętności w pilotowaniu maszyny, co mały maszynista małego pociągu, to, to ja się rozsiadam i relaksuje na maksa.
Jak to się skończyło?
Jak większość niesamowitych dziecięcych wypraw – płaczem!
Pojawiła się mama, schyliła nad podłogą, brzdąc i  pociąg stracili przyczepność z podłogą, unieśli się w bezpiecznych i czułych maminych ramionach – tak mówią dorośli, ale płacz brzdąca zdawał się co innego zgoła sugerować. A mianowicie to, że te mamine ramiona w tym akurat momencie to żadne wyspy szczęśliwe, że misja jakaś dla świata, wszechświata najważniejsza została właśnie przerwana brutalnie i bezwzględnie.

I …?
O to wcale nie koniec.

Teraz kto ma głowę nie tylko do pozłoty, niech sobie dopowiada historię pociągu w chmurach. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...